
Żołnierze biorący udział w zmaganiach II wojny światowej musieli zmagać się z chorobami, brakami w żywności czy z deficytem wody pitnej. Te nieliczne chwile relaksu, które im towarzyszyły, dzielili między alkohol, używki i kobiety. Od dobrego drinka czy cygar, papierosów, nie stronili także przywódcy alianccy, o czym dowiemy się z dzisiejszej opowieści.
Oczywiście, wspomniany już alkohol, którym obdarowywano pędzących do ataku np. żołnierzy Armii Czerwonej, często dodawał im animuszu, rozładowywał stres i rozgrzewał podczas mrozów. Francuzi w okopach podczas I wojny światowej raczyli się koniakami, a zimą- robili alkoholowe „grzańce”, by się właśnie ogrzać. Niestety, alkohol bywał też zabójczy dla osoby, która go spożywała. Jak wiemy, wszystko jest dobre w umiarze i z uzależnieniem od alkoholu trzeba walczyć. Ale na wojnie, jak to na wojnie- jest to trudne.
Drinki, bimbrownie i inne trunki
Tak było, gdy paru amerykańskich żołnierzy poległo zatruciu po wypiciu znalezionego alkoholu metylowego, który służył jako paliwo do niemieckich bomb latających V-1. Spożycie różnego rodzaju alkoholi było w US Army tak wysokie, że według danych statystycznych, od października 1944r do czerwca 1945r. w Europie więcej żołnierzy poniosło śmierć w wyniku zatrucia alkoholowego niż od chorób zakaźnych. Ale gdzie jedzenie, nawet z puszek, tam wino czy wódka jest niezastąpiona. Szczególnie amerykańska whisky, jeśli ją posiadano, była wyskokowym napojem o uniwersalnych właściwościach, gdyż można ją było wypić nawet w upale pustyni.
Przy okazji, pozwolę sobie na pewną dygresję dotyczącą konserw i żywności- otóż na puszkach konserw, które Stany Zjednoczone dostarczały Związkowi Sowieckiemu w ramach wzajemnej pomocy, już po napaści III rzeszy na Rosję, widniał rzecz jasna m.in. skrót „USA”. Ponieważ żołnierze byli ciekawi, co ów zlepek liter oznacza, dowództwo poleciło by wyjaśniać iż, jest to skrócone zdanie „Ubijom Sukinsyna Adolfa”. Zabieg ten służył temu, by nie dowiedziano się, iż karmi się własne wojsko racjami żywnościowymi z innego, wrogiego jednak ideowo kraju.
Wróćmy jednak do alkoholu i trudnych warunków na froncie. W Indiach i Południowej Afryce dodawano alkoholu do wody, by ją zdezynfekować. W Birmie za to, oddanie destylacji rosnących dziko owoców pozwalało uzyskać „bullfight brandy”, wysokoprocentowy alkohol, który powodował też halucynacje, ale wpływał znacząco na podniesienie morale żołnierzy. Inny amerykański „wynalazek” o wiele nam móiącej nazwie „kopniak” żołnierze uzyskiwali z cukru, owoców w puszcze i obierków ziemniaków. Spożycie tego alkoholu nie skutkowało zejściem śmiertelnym, ale handel z Filipińczykami, którzy oferowali wątpliwej jakości alkohol-już tak. Po tej transakcji ponad 50 żołnierzy amerykańskich znalazło się na tamtym świecie. Z ciekawostek frontowych, warto wspomnieć jeszcze o pewnym włoskim oficerze, który przebywał na froncie wschodnim. Miał on w rozmowie z niemieckim oficerem wyrazić troskę o to, że gdy Włosi uciekali, w popłochu pozostawili pod Stalingradem cały zapas wybornego Chianti.
Czy alkohol był popularny tylko wśród zwykłych żołnierzy, szeregowców? Absolutnie nie. Po kapitulacji Francji w 1940r., Niemcy zażądały aby składy win wysyłały swe najlepsze roczniki do generalicji, a szczególnie wyszukanym trunkiem był francuski szampan „Pol Roger” rocznik 1928.
W sztabie generała Pattona, niezwykle popularny był drink który składał się z szampana i koniaku podawanego w stosunku 1:1. Alkohol bywa też zdradliwy, o czym przekonali się w listopadzie 1943r. kawalerzyści z 1 Korpusu Kawalerii, który rozbił niemiecką 4. Dywizję Pancerną. Chcąc świętować sukces, żołnierze wypili cały zapas alkoholu pozostawiony przez oficerów Wehrmachtu. Skutkowało to tym, że następnego dnia czerwonoarmiści nie byli w stanie się skutecznie bronić, będąc na solidnym kacu.
Bimbrownictwu oddawali się nie tylko żołnierze sił lądowych. Także marynarze służący w Marynarce Stanów Zjednoczonych szybko odkryli, że ryż w połączeniu z destylowanym miąższem winogron pozwoli na otrzymanie napoju alkoholowego, który nazwano „tuba”. Wytwarzany po kryjomu w maszynowniach okrętów, do złudzenia miał przypominać whisky. Jeszcze bardziej pomysłowe okazały się załogi okrętów podwodnych, gdzie odkryto że… paliwo napędowe do torped napędzanych alkoholem nadaje się do spożycia, do tego bez wyraźnych efektów ubocznych. Tak powstał marynarski „sok torpedowy”.
Cygara, papierosy i inne używki
Synonimem cygara dla wielu jest bez wątpienia Winston Churchill, brytyjski polityk i premier. Chociaż cygara paliło wielu oficerów i generałów zarówno w wojskach Osi jak i wśród aliantów, to właśnie on był największym miłośnikiem „puszczania dymka”.
Z resztą nie tylko dymka, gdyż Churchill sięgał po dobry jakościowo alkohol praktycznie przez cały dzień, pomimo tego nie tracąc jasności umysłu. A lubował się w whisky, winie, szampanie, rumie i koniaku. Trzymał się przy tym swoich codziennych rytuałów dnia: kieliszek cherry w południe, butelka czerwonego wina do obiadu, do tego kieliszek porto i whisky z wodą sodową pod wieczór. Do kolacji- obowiązkowo butelka francuskiego szampana, a nawet koniak. Tuż przed pójściem spać, premier wypijał jeszcze dobre ćwierć butelki whisky, tym razem bez rozcieńczania.
Nałóg palenia hawajskich cygar był tak duży, że jak sam Churchill przyznał, mógł wypalić ich w ciągu swego życia nawet 250 tysięcy. Zawrotna to liczba, zważywszy że zmarł dopiero w wieku 91 lat. Z resztą podczas jednego z bombardowań Londynu przez Luftwaffe, Churchill przezył chwilę grozy, gdy jego ulubiony sklep z cygarami i tytoniem został zniszczony. Inni przywódcy zadowalali się fajką (gen. Mac Arthur, Stalin) lub papierosami.
Podobno nałogowym palaczem papierosów był generał Eisenhower, który potrafił w nerwach wypalić nawet 4 paczki w ciągu dnia. Gdy opadł pył wojenny, w 1948r. „Ike” odstawił szkodliwy nałóg, który mógł kosztować go utratę zdrowia. Fenomenem i ascetą był wśród brytyjskiej generalicji Bernard Law Montgomery, późniejszy marszałek i pogromca Rommla pod El Alamein. Chodził codziennie spać o 21.30, dbał o higieniczny tryb życia, pił tylko wodę. Ale dbał o mniej zdrowe upodobania swych żołnierzy- potrafił wysłać na front ciężarówkę z 10 tys. papierosów.
Także Hitler nie palił i nie znosił alkoholu. Jeśli już, to sięgał po likier na trawienie lub wino, które musiało być posłodzone. Skąd taka awersja do alkoholu? Jedna z opowieści mówi o czasach uczniowskich Hitlera. Ten miał się z kolegami podczas ostatniego dnia szkoły spić się w szynku do nieprzytomności, przy czym wracając już do domu użył trzymanego w ręce świadectwa, zamiast papieru toaletowego, gdy wezwała go natura. Ów upaćkany ekskrementami dokument znalazł ktoś i odniósł do szkoły. Reakcji dyrekcji i rodziców możemy się tylko domyślać…
Jedną z ikon popkultury amerykańskiej, oprócz zapalniczek Zippo, Coca- Coli, gumy do żucia (zakupiono ją masowo na potrzeby wojska, bo badania wykazały iż żucie gumy do żucia redukuje stres wśród żołnierzy)stały się papierosy marki Lucky Strike. Historia tej marki jest ciekawa, gdyż papierosy pojawiły się w 1871r., swoją nazwą nawiązując do Gorączki Złota. Jeszcze przed II wojną światową paczki tych papierosów miały kolor zielony, później z powodów problemu z dostępnością barwnika, kolor został zamieniony na biały. Lucky Strike były za to pierwszymi papierosami, które miały po obu stronach etykiety swoje logo. Czy „Szczęśliwy Strzał” mógł być dla żołnierzy na froncie szczęśliwy? Niektórzy wierzyli, że tak. Wystarczyło wyjąć z paczki jednego papierosa, obrócić go w palcach i wsunąć na swoje miejsce. Inna legenda głosiła, że jeden na stoo papierosów składał się z marihuany.
Zupełnie inaczej na kwestię palenia papierosów patrzono w III Rzeszy. Nazistowskie Niemcy, jako pierwszy kraj rozpoczął walkę z uzależnieniem od nikotyny. A przecież jeszcze w czasach Republiki Weimarskiej producentom papierosów udawało się nawet podwoić sprzedaż, teraz czekały ich podwyżki podatków i trudne czasy dla miłośników wyrobów tytoniowych- zakazano palenia w gmachach publicznych, w pociągach i autobusach. Niemieckie badania potwierdziły nawet że papierosy niszczą płuca- a przedstawiciel aryjskiej rasy musiał być zdrowy. W końcu, jak głosiło hasło „Fuhrer nie pali”. Pisano też: ” Bracie, narodowy socjalisto! Czy wiesz, że Fuhrer jest przeciwnikiem palenia oraz uważa, iż każdy Niemiec jest odpowiedzialny za swoje czyny przed całym społeczeństwem i nie ma prawa szkodzić swojemu zdrowiu narkotykami?”.
Faktycznie decyzja, jaką podjął w młodości Hitler miała charakter bardziej prozaiczny- na kupno papierosów najzwyczajniej nie było go stać, gdyż odbywało się to kosztem kupna biletów do opery czy teatru. Wojna spowodowała jednak, że żołnierzom walczącym na frontach musiano dostarczać używek, aby zachować ich morale i zdolności bojowe. I nie chodziło tylko o papierosy.
Pervitin
Mowa o Pervitinie, jednej z najgroźniejszych substancji psychoaktywnych. Tabletki tego specyfiku zawierały metamfetaminę, która pobudzała jednocześnie eliminując uczucie zmęczenia. Pervitin dostarczano żołnierzom niemieckim już od pierwszych dni II wojny światowej – jako pierwsi mieli go przetestować niemieccy motocykliści, służący w jednostkach zmotoryzowanych. Lek ten powstał w niemieckiej firmie farmaceutycznej Temmler w 1938r. Po testach na setce studentów, niemieccy lekarze stwierdzili, że doskonale nada się do wojska. Ten „stymulant” zwierał trzy miligramy substancji aktywnej w tabletce- a dostarczono ich między kwietniem a lipcem 1940r. żołnierzom niemieckich sił lądowych oraz lotnikom aż 35 mln sztuk. Pervitin był w użyciu jeszcze w 1942r., gdzie jego właściwości przydały się bardzo Wehrmachtowi na froncie wschodnim. Okazało się jednak, że z czasem skuteczność Pervitinu malała, żołnierz potrzebował więc coraz większych dawek. Gorzej , gdy medykamentu po prostu zabrakło…
Nie tylko Niemcy chcieli podnieść wydajność i wartość bojową swoich żołnierzy. Amerykanie dysponowali Benzedryną, zwaną również amfetaminą, która pojawiła się w latach 20-tych XX w. i podnosiła zdolność koncentracji i inteligencję u użytkownika. Efektami ubocznymi były utrata apetytu, arytmia, podwyższone ciśnienie. Przy przedawkowaniu pojawiała się depresja, nudności, bóle głowy, kłopoty ze wzrokiem, niewydolność nerek i wątroby. Benzedryna oddziaływała też na umysł- wywoływała paranoję. Pomimo tego, żołnierze amerykańscy podczas II wojny światowej zużyli aż 180 mln tabletek mefetaminy. Możemy przyjąć, że informowano ich o cudownym działaniu specyfiku, pomijając skutki uboczne.
Tomasz Wojciechowski
W artykule korzystałem z książki „Zaskakujące historie z II wojny światowej” autorstwa Jesusa Hernandeza.
Tekst ukazał się w koszalińskim tygodniku „Miasto”.
Foto: wikipedia.pl