
Konflikty toczyły się o różne rzeczy w historii ludzkości. Czemu więc jeden z nich nie miałby dotyczyć… krowy? O Kolejnej odsłonie wydarzenia znanego jako „Bitwa o krowę” rozmawiamy z jednym ze współorganizatorów, Adamem Kotarskim.
-Przed nami 53 bitwa o krowę. Czemu akurat krowa?
-Bitwa o krowę jest historycznym wydarzeniem, które odbyło się 553 lata temu, a dokładnie to w dniu 15 lipca 1469 roku. W tamtym czasie doszło do sporu o krowę pomiędzy mieszkańcem wsi Niemierzyno leżącej około 5 kilometrów od Świdwina, a mieszkańcem Białogardu. Pierwszy z naszych bohaterów poprosił swojego sąsiada o przezimowanie zwierzęcia. W tamtym czasie krowa była bardzo cenna, więc taki układ świadczył o tym, że Niemierzynianin darzył Białogardzianina dosyć dużym zaufaniem. Niestety gdy przyszła wiosna poprosił o zwrot swojej własności. Sąsiad powiedział, że krowy nie odda, co później napędziło całą spiralę kłótni i sporów. Sprawą ostatecznie zajęli się włodarze tych ziem – świdwiński wójt Jakob von Polenz i wójt białogardzki Karsten von Wopersnow. Był to bardzo nietrafiony pomysł, ponieważ obaj panowie mocno się nienawidzili. W przeszłości często dochodziło w okolicy do sporów granicznych oraz napadów łupieżczych, które organizowało zubożałe rycerstwo. Jakob von Polenz był poddanym Brandenburgii, a Karsten von Wopersnow -Księstwa pomorskiego. Ostatecznie włodarz Białogardu podjął decyzję, że żadne rozmowy i sądy rozjemcze nie przyniosą skutków więc zebrał z mieszczan grupę zbrojnych i wyruszył z miasta, aby zaatakować Świdwin. Jokob von Polenz był rycerzem dobrze znającym rzemiosło wojenne i zorganizował na granicy grupy zwiadowcze, które miały kontrolować przekraczanie granicy między oboma państwami. W porę dotarła do niego informacja o nadchodzącej grupie zbrojnych z Białogardu. Sam z mieszkańców Świdwina utworzył własny oddział do walki, a dowództwo nad nim powierzył swojemu synowi Christophowi von Polenz. Aby nie dopuścić do ataku na miasto, Świdwinianie opuścili chroniące ich mury i wyruszyli naprzeciw wojskom Białogardu. W tym momencie doszło do bitwy na terenach nazywanych w epoce Landgen’schen Heide – wrzosowiskach pomiędzy wsiami Sława i Cieszeniewo (8 i 9 km na wschód od Świdwina).







-Kto wygrał?
-Bitwa zakończyła się zwycięstwem Świdwinian. Zginęło 300 Białogardzian i kolejnych 100 pojmano do niewoli. Zdobyto również 50 wozów taborowych z łupami. Klęska Karstena von Wopersnow była ogromna. Szczegółowy opis wydarzeń można przeczytać w opracowaniu pod tym adresem internetowym. W każdym razie historię Bitwy o Krowę bez wątpienia można zaliczyć do grona jednego z najbardziej irracjonalnych konfliktów w historii ludzkości. Ciekawą rzeczą jest, że lokalna ludność niemiecka dosyć dobrze znała ten epizod w historii obu miast. Zostało to opisane w książce ,,Geschichte des Herzogthums Pommern von den ältesten Zeiten bis zum Tode des letzten Herzoges, oder bis zum Westphälischen Frieden” z roku 1819. Kiedy po 1945 roku Polacy zasiedlili te tereny i odkryli tę historię to podejrzewam, że całkiem nieźle się uśmiali z tego konfliktu. Natomiast w 1969 roku p. Leon Zdanowicz, który pracował w Świdwińskim Ośrodku Kultury wpadł na pomysł zorganizowania imprezy dla obu miast. Oczywiście nie chodziło tutaj o ponowne podnoszenie różnych animozji, ale o dobrą wspólną zabawę i okazję do integracji. Bitwa o Krowę cieszyła się ogromną popularnością i na każdą edycję zawsze przychodziły tłumy mieszkańców, a w tym roku będziemy mieli już 53. Edycję tego wydarzenia.
–Co jest spowodowane tym,że od 1969r impreza ta jest tak popularna?
– Powodów jest dużo – promowanie historii lokalnej, wydarzenie jest ewenementem na skalę światową i może równie dobrze konkurować z Bitwa pod Zappolino zwaną też potocznie Bitwą o dębowe wiadro, która wydarzyła się na terenie dzisiejszych Włoch. Dużą rolę odgrywa tutaj też zdrowa rywalizacja pomiędzy Świdwinem i Białogradem. Oczywiście mamy w Polsce sporo miast, które mniej lub bardziej na serio lubią sobie wzajemnie wciskać szpilki, ale w tym wypadku Bitwa o Krowę jak najbardziej integruje oba miasta. Podczas każdej edycji organizowany jest turniej, gdzie na przeciw siebie stają drużyny walczące o symboliczne krowie rogi, ale to też długa historia.
– Kto jest organizatorem tegorocznej edycji i czego możemy się na tej imprezie spodziewać?
-W tym roku organizatorem imprezy jest Świdwin. Impreza naprzemiennie odbywa się w obu miastach. W zeszłym roku gospodarzem był Białogard, a w tym roku jesteśmy my. Precyzując kto zajmuje się organizacją to jest to konkretnie Świdwiński Ośrodek Kultury oraz Bractwo Rycerskie ze Świdwina. Tegoroczna edycja odbędzie się w weekend po Bożym Ciele – 18 i 19 czerwca na świdwińskim podzamczu. Wydarzenie jest organizowane na naprawdę dużą skalę. Przez dwa dni zamek i centrum miasta zamienią się prawie dosłownie w średniowieczne obozowisko nafaszerowane szeregiem atrakcji przygotowanych przez włodarzy oraz rekonstruktorów.
–Patrząc na listę wydarzeń, to jest to klimat średniowieczny? czy sporo rekonstruktorów weźmie tu udział?
-Tak, w tym roku stawiamy mocny nacisk na stronę rekonstruktorską i wprowadzenie w imprezę prawdziwego średniowiecznego ducha. Rekonstruktorów będzie naprawdę dużo i przyjadą oni z bardzo różnych części Polski. Najciekawszymi atrakcjami będą z pewnością pokazy sokolnicze i artyleryjskie. Mnóstwo warsztatów przygotowanych dla zarówno dzieci i dorosłych – dawne rzemiosła, strzelanie z łuku, nauka walki mieczem. Z pewnością widowiskową częścią będzie też turniej rycerski. Inaczej ogląda się film lub czyta książki o tamtej epoce, a zupełnie inaczj jak widzimy tę historię na żywo, możemy jej dotknąć i zobaczyć na własne oczy jak żyli ludzie kilkaset lat temu. Nie na codzień trafia się okazja, żeby spróbować ulepić własny garnek, zobaczyć jak działa średniowieczna artyleria albo wóz husycki. Będzie można spróbować kaszy przyrządzanej według dawnych receptur, strzelić z łuku, którym polowano na dzikie zwierzęta w tamtej epoce lub zobaczyć sokoła, który z zabójczą precyzją poluje lub wykonuje różne akrobacje.
–Mamy inscenizację bitwy o krowę i turniej pomiędzy Świdwinem a Białogardem. Kilka słów o tym?
-Inscenizacja jest tutaj dosłownie ,,żywą lekcją” historii. Tak jak wspominałem wcześniej chodzi o czerpanie wiedzy z różnych źródeł. Książka i wyobraźnia nigdy nie odda tego co zobaczylibyśmy na żywo, a tutaj może stanąć naprzeciwko siebie prawie setka ludzi uzbrojona w piki, miecze, tarcze, łuki, armaty i starać się odwzorować bitwę. Co prawda daleko nam do Grunwaldu, ale przecież od czegoś trzeba zacząć. Organizujemy inscenizację, która jak najwierniej przybliży widzom wydarzenia, które miały miejsce ponad 550 lat temu.
–A turniej?
-Natomiast turniej obu miast ma tutaj formę zabawy oraz zdrowej rywalizacji sportowej pomiędzy Świdwinem i Białogardem. Zarówno jedni jak i drudzy wystawiają swoje drużyny które wezmą udział w przeróżnych konkurencjach. W zeszłym roku były to rzuty wiankiem na średniowieczną kopię, bieg na szczudłach, trafienie halabardą na podrzuconą główkę kapusty, rzut toporkiem i oszczepem, bieg z naczyniem wypełnionym mlekiem na ponad metrowym kiju zakończonym małą podstawką. Wiele z tych konkurencji wymaga nie lada zręczności, a nawet oglądając turniej można doskonale się bawić. Ostatecznie na drużyna, która zdobędzie najwięcej punktów wygrywa specjalną tarczę z krowimi rogami. Jeśli zwycięży Świdwin to rogi będą zawieszone do następnej edycji w gabinecie burmistrza Świdwina, jeśli wygra Białogard to analogicznie rogi trafiają do gabinetu burmistrza Białogardu. Jeśli mamy remis to burmistrzowie dzielą się po połowie. Rogi lądują pół roku w jednym mieście i drugie pół roku w drugim. Po zakończonych zmaganiach sportowych obie drużyny integrują się na uczcie na którą Świdwinianie dostarczają piwa, a Białogardzianie… o ironio, wołowinę.
Rozmawiał: Tomasz Wojciechowski