Kobiety coraz częściej biorą udział w życiu publicznym i biznesie. Radzą sobie z podejmowaniem decyzji i odpowiedzialnością, czego przykładem są mieszkanki gminy Darłowo. Opowiadają o swoich planach, pracy i pasjach.
Bożena Kożuchowska pochodzi z Wiekowic, od 2005 roku prowadzi w Nowym Krakowie wielokrotnie nagradzane gospodarstwo agroturystyczne.
– Jak zaczęła się Pani przygoda z agroturystyką?
– Moja przygoda z agroturystyką rozpoczęła się wraz z odziedziczeniem przez męża Waldemara rodzinnego domu w Nowym Krakowie. Początkowo nasze gospodarstwo bardziej funkcjonowało jako przystań dla rodziny i znajomych, później okazało się, że jest duże zainteresowanie tego typu wypoczynkiem. To właśnie wtedy narodził się pomysł postawienia budynku, w którym można było zrobić pokoje gościnne.
Później okazało się, że trzeba zapewnić gościom jakieś atrakcje, jakieś dobre jedzenie. Powstał pomysł stawów, ja zajęłam się kuchnią, wypiekiem chlebów, robieniem przetworów.
– Na czym polega prowadzenie gospodarstwa agroturystycznego?
– Gospodarstwo agroturystyczne jest specyficzną działalnością. To nie jest hotel, w którym wyda się klucze gościom i koniec. My musimy robić wszystko, żeby goście czuli się u nas bardzo dobrze, zadbać o nich, przygotować miejsce, gdzie mogą odpocząć, podać dobre jedzenie – przede wszystkim zdrowe i ekologiczne. Jest to praca na cały rok. Poza sezonem turystycznym praca polega na pielęgnacji terenu wokół domu, przygotowywaniu przetworów.
– Co wyróżnia Pani gospodarstwo na tle innych gospodarstw agroturystycznych?
– Serwuję dziczyznę, swój chleb, swoje jajka. Jest to na pewno zdrowsze jedzenie niż to, które się kupuję w sklepach. Ciągle szukamy potraw, którymi moglibyśmy uraczyć gości. Ale tak naprawdę najlepiej sprawdza się zwykła, domowa kuchnia. Przygotowujemy również ryby na różne sposoby, świeże i wędzone. Próbujemy również wędzić twarogi, przygotowujemy własne wędliny.
– Jakie rady dałaby Pani innym kobietom, które tak jak Pani, chcą założyć gospodarstwo agroturystyczne?
– Przede wszystkim nie bać się. Jest jedna podstawowa zasada: dla przybyłych trzeba być zawsze uśmiechniętym. Nagrodą jest zadowolenie gości, daje nam to “pozytywnego kopa” do pracy.
– Jakie największe trudności Pani napotkała przez lata prowadzenia gospodarstwa agroturystycznego?
– W pierwszym roku prowadzenia gospodarstwa zupełnie nie mieliśmy doświadczenia w obsłudze gości. W tej chwili wiem, że najprostszą metodą na gości jest uśmiech i dobra kuchnia. Jeżeli człowiek robi to, co lubi i przekazuje tą energię innym, to nic więcej nie trzeba.
Wanda Hańczaryk – z urodzenia łodzianka. Na pomorze przyjechała „za mężem”. Początkowo prowadzili razem gospodarstwo rolne. Od 2003 roku jest prezesem Stowarzyszenia Ziemi Darłowskiej ZAGRODA.
– Skąd pomysł założenia stowarzyszenia agroturystycznego?
– Po śmierci męża zaczęłam stopniowo likwidować działalność rolniczą i powoli wchodzić w działalność agroturystyczną. Z czasem zaczęłam brać udział w targach turystycznych. Można było zaobserwować, że coraz więcej stowarzyszeń agroturystycznych powstaje i są z tego korzyści. Więc postanowiłam powołać takie stowarzyszenie na swoim terenie.
– Jakie cele i zadania stawia sobie stowarzyszenie na najbliższy okres?
– Chciałabym jak najwięcej jeździć na targi, bo wiem, że to daje efekty. Będę się starać o jak najwięcej szkoleń dla członków stowarzyszenia, finansowanych czy to przez ODR, czy to z innych źródeł. Jak w każdym biznesie, tak i tutaj ważna jest znajomość przepisów prawnych oraz ogólnych zasad postępowania z turystą. Ważna jest współpraca, wymiana doświadczeń. Mamy wiele gospodarstw zaprzyjaźnionych – na przykład z okolic Słupska dwa gospodarstwa, które robią przepiękną biżuterię z kamienia i drewna. Członkowie naszego stowarzyszenia robią nalewki, miody, wędliny, dżemy, konfitury. Pyszności, które są cenione.
– Jakie zmiany Pani zaobserwowała na wsi w ciągu ostatnich lat?
– Kiedyś gospodarstwo, to był gospodarz, krowy i inne zwierzęta hodowlane. Ja na wiosce w tej chwili mam trzech gospodarzy na 45 domów. Ludzie zaczęli bardziej dbać o swoje domostwa, mają więcej czasu. Coraz częściej powracają do tradycyjnej, ekologicznej żywności. Wiele osób własnoręcznie piecze chleb, przygotowuje przetwory, nalewki, miody.
– Jakie ma Pani marzenia?
– Przede wszystkim dalszy rozwój stowarzyszenia. I żeby zdrowie dopisywało!
Daria Pikulik – polska kolarka torowa i szosowa. Mistrzyni Europy juniorek w omnium (2015) i mistrzyni świata juniorek w wyścigu punktowym (2015). Uczestniczka igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro w 2016 roku. Pochodzi z Bukowa Morskiego.
– Opowiedz jak rozpoczęła się Twoja przygoda z rowerem?
– Moja kariera rozpoczęła się po tym, jak trener Artur Szarycz przyjechał do nas do szkoły zachęcając do jazdy na rowerze. Spodobało mi się to, więc po krótkiej rozmowie z dziadkiem -kiedy to wyśmiał mnie i stwierdził, że długo nie dam rady -postanowiłam spróbować. Na początku było bardzo ciężko, dużo koleżanek rezygnowało, jednak ja dzięki mojej siostrze, która zaczęła trenować ze mną, jeżdżę do dziś. Kolarstwo to piękny sport, uczy charakteru i daje dużo przygód. Jeżdżę po świecie zwiedzając i startując w prestiżowych imprezach. Jest to moja pasja, kocham to!
– Trenujesz w Klubie BCM Nowatex Ziemia Darłowska. Czy planujesz jakieś zmiany?
– W klubie w Darłowie czuję się doceniona dzięki mojemu trenerowi, z którym osiągnęłam już bardzo dobre wyniki. Jednak aby się rozwijać trzeba iść dalej, wiec w przyszłym sezonie chcę zmienić klub.
– Jak wygląda Twój dzień treningowy?
– Dzień zależy od toku przygotowań, w zimę są to zazwyczaj dwa treningi dziennie, rower jak i siłownia, bieganie czy ogólnorozwojówka. W tym momencie po prostu jeżdżę dużo na rowerze budując wytrzymałość.
– Kolarski wzór do naśladowania?
– Moim wzorem do naśladowania jest Tony Martin. Za to, jakim jest wszechstronnym zawodnikiem, a także za to jak dobrze jeździ na czas.
– Jakie jest twoje marzenie?
– Moim marzeniem jest to, aby wraz z moja siostrą – największą motywatorką i przyjaciółką pojechać na igrzyska i walczyć o medal!
Justyna Osses – szczęśliwa żona oraz mama dwójki dzieci. Mieszka w Zielnowie, gdzie od 2011 roku prowadzi razem z mężem małe gospodarstwo rolne. Radna Rady Gminy Darłowo.
– Za nami już dwa lata od wyborów samorządowych, dlaczego zdecydowała się Pani w nich startować?
– Zdecydowałam się startować w wyborach samorządowych, ponieważ wierzyłam w to że przy dobrym gospodarowaniu nasza gmina może wiele zyskać. Z satysfakcją mogę stwierdzić że miałam rację. Jednak nie spoczywam na laurach i razem z Wójtem oraz Radą Gminy widzimy że jest jeszcze wiele do zrobienia dla naszych mieszkańców.
– Jest Pani jedyną kobietą w Radzie Gminy Darłowo. Jak się Pani czuje w takim gronie?
– W gronie kolegów radnych czuję się dobrze. Miło by było mieć choć jedną koleżankę, jednak nie ma to wpływu na funkcjonowanie całej Rady Gminy.
– Co udało się Pani zrealizować, co jest Pani sukcesem?
– Pełniąc funkcję radnej bezpośrednio, przekonałam się że budżet gminy nie jest rozciągliwy. Nie wszystko co wydaje się być oczywiste, można od razu realizować np. place zabaw w każdej miejscowości. Muszę tu przyznać że jestem zwolenniczką, aby w każdej wsi na terenie naszej gminy były place zabaw. Cieszy mnie ogólny rozwój całej gminy oraz możliwość realizowania dużych inwestycji przy pomocy wsparcia zewnętrznego np. remont drogi w Krupach, czy budowa sali gimnastycznej w Kopnicy. Jednak moim największym sukcesem, o który nasza wioska stara się od dawna jest rozpoczęta budowa świetlicy wiejskiej.
– Czy ma Pani zasadę, którą stara się kierować w życiu?
– Uważam że jest wiele zła na świecie, niestety nie mamy wpływu na wszystko, więc jeżeli chcę żeby było dobrze, to najpierw zaczynam od siebie. Staram się postępować w życiu zgodnie ze swoim sumieniem.
– Gmina Darłowo to dla mnie …
… moją małą-wielką Ojczyzną, o którą chcę się troszczyć i zabiegać.
Dorota Dąbska – dyrektor Gminnej Biblioteki Publicznej w Domasławicach. Szczęśliwa mama dwójki dzieci – Dawida i Dżesiki. W latach 2010 – 2014 była sołtysem sołectwa Domasławice.
– Jak długo Pani pracuje w bibliotece? Proszę opowiedzieć o początkach swojej pracy?
– W bibliotece pracuję od 2000 roku. Trafiłam tam trochę przez przypadek. Początkowo na zastępstwo, za moją poprzedniczkę panią Zosię Bielecką, która zachorowała. I tak już zostałam. Do wielu rzeczy musiałam dochodzić sama metodą prób i błędów.
– Jakie trudności napotkała Pani na początku swojej kariery zawodowej w bibliotece?
– To, o czym mówiliśmy na początku, brak doświadczenia oraz brak znajomości księgozbioru, czytelnicy przychodzili, pytali o książki, a ja nie wiedziałam gdzie tych książek szukać (śmiech). Zostałam rzucona na głęboką wodę. W 2003 roku nastąpiło przeniesienie biblioteki do siedziby, w której się znajdujemy. Było to spore przedsięwzięcie logistyczne.
– Biblioteka to nie tylko książki. Jakie inne, ciekawe inicjatywy realizuje Pani w tym miejscu?
– Książki to w dzisiejszych czasach nie jedyna oferta biblioteki. Posiadamy bezpłatny dostęp do internetu dla użytkowników biblioteki, mogą skorzystać z naszej salki komputerowej lub przyjść z własnym komputerem. Mamy Klub Małego Czytelnika, oswajamy w ten sposób dzieci od najmłodszych lat z biblioteką. Dzieci przychodzą z rodzicami, którzy mogą się spotkać, wymienić doświadczeniami. Współpracujemy ze szkołami na terenie gminy, GOPS-em, Seniorem-WIGOREM. Musimy poszerzać naszą ofertę i wychodzić z tą ofertą poza mury biblioteki. Poszerzamy również sieć filii i punktów bibliotecznych, z uwagi na fakt, że gmina Darłowo jest rozległa, a chcielibyśmy dotrzeć do jak największej liczby użytkowników.
– Jakie ma Pani marzenia?
– Marzy mi się z prawdziwego zdarzenia samodzielny budynek biblioteki. Żeby był funkcjonalny, dostosowany do osób niepełnosprawnych, przestronny i jasny.