Trzeba byłoby zapytać o to wszystkie kobiety, które prowadzą firmy. Trudno też powiedzieć, na ile łatwiej mężczyznom kierować biznesem, niż kobietom – jak to porównać? To subiektywne odczucia, tak sądzę. Mój mąż na przykład może uznać, że jemu jest trudniej, ponieważ działa w branży, w której jest silniejsza konkurencja. A ja mogę powiedzieć, że mi jest trudniej, ponieważ jako matka trojga dzieci więcej czasu i koncentracji poświęcam rodzinie, niż biznesowi. Odpowiedź na tytułowe pytanie zależy więc od wielu czynników. Jako ekspert w dziedzinie pozyskiwania dotacji, w każdym wniosku mierzę się z opisem problemu dyskryminacji osób ze względu na jakąś cechę, bardzo często ze względu na płeć. Dofinansowanie ma bowiem wyrównać szanse grup dyskryminowanych – na przykład na rynku pracy.
Analizuję więc za każdym razem, jaka jest faktyczna sytuacja tych osób i szukam czynników, które świadczą o tym, że właśnie tej grupie należy się dotacja. Niedawno na przykład, przy którymś z wniosków dowiedziałam się, że kobiety są menadżerami tylko 1/3 wszystkich przedsiębiorstw w Polsce a więc teoretycznie są w gorszej sytuacji.
Osobiście nie dostrzegam zbyt wielu ograniczeń, z powodu których kobiety mogłyby mieć trudniej z podjęciem działalności. Panie mają dziś taki sam dostęp do edukacji czy źródeł finansowania, Unia bardzo restrykcyjnie podchodzi do tematu równouprawnienia i nakłada sankcje za akty dyskryminacji jakiejkolwiek grupy społecznej. Dlaczego więc jest nas o 2/3 mniej na czele firm, niż mężczyzn?
W moim przypadku, między podjęciem decyzji o założeniu firmy a rejestracją w Centrum Ewidencji Działalności Gospodarczej, upłynął prawie rok. Pracowałam wówczas w urzędzie, zajmowałam się dotacjami, więc moja praca nie była typowo biurowa – ale niestety ośmiogodzinna i za biurkiem. Zmieniło się to, gdy w 2008 roku napisałam wyróżniony przez Wojewódzki Urząd Pracy w Szczecinie projekt prospołeczny, obejmujący wszystkie gminy powiatu kołobrzeskiego i doświadczyłam pracy zespołowej, a moje wynagrodzenie z tego tytułu przewyższało pensję urzędniczą trzykrotnie. Wtedy zatlił się we mnie pomysł założenia własnej firmy. Pierwszą osobą, która wówczas stanęła mi na drodze, był mój szef, któremu trudno było zaakceptować fakt, że chcę zmniejszyć wymiar swojej pracy do połowy etatu na rzecz dodatkowej pracy na zlecenie. Moim zaś ograniczeniem był strach przed porzuceniem etatu w stu procentach.
Długo jeszcze potem, już w trakcie prowadzenia działalności – asekurowałam się jakimś drobnym etacikiem w firmach, z którymi współpracowałam. Potrzebowałam bufora bezpieczeństwa. I sądzę, że reprezentowałam przekonanie wielu kobiet, że etat jest bezpieczniejszy, niż własna firma. Dziś wiem, że tak nie jest.
Kolejnym ograniczeniem, które według mnie dotyka kobiety, jest niska samoocena i niewiara we własny potencjał i możliwości. Mnie się wydawało, że nie mam z tym problemu. Okazało się jednak, że w sytuacjach wymagających twardych negocjacji – zdarzało mi się ustępować, lub brać całą odpowiedzialność na siebie. Każdy wygrany projekt przeżywałam tak jakby stał się cud – piszczałam w niedowierzaniu i skakałam niemal pod sufit z radości, raz nawet mój najstarszy syn przybiegł wystraszony i zapytał, czy trzeba wzywać karetkę. A przecież to był oczywisty efekt mojej ciężkiej pracy, także nad sobą i żadnego cudu w tym nie było.
I wreszcie temat dzieci, rodziny. Gdy zakładałam działalność, miałam dwóch synów w wieku przedszkolnym i szkolnym, wychowywałam ich wtedy sama. Nie mogę powiedzieć, że było to dla mnie ograniczenie w kontekście rozwoju zawodowego. Wręcz przeciwnie. Małe dzieci pomagają dorosłym utrzymać samodyscyplinę. To był zdecydowanie czas, w którym byłam najbardziej zorganizowana, dużo bardziej, niż obecnie – mając pomoc męża. Ale tak to jest, że gdy trzeba liczyć na siebie, kobiety potrafią świetnie zarządzać czasem, mają super pamięć i ponadprzeciętne zdolności logistyczne. Pamiętam, jak dziś mój wyjazd do Warszawy, na spotkanie w sprawie projektu szkoleniowego, w którym później byłam trenerem. Na stronie rozwoju zawodowego Golden Line znalazłam przeterminowane ogłoszenie o tym, że jakaś organizacja szuka szkoleniowców z zakresu rozliczania dotacji.
Napisałam do pana z ogłoszenia, że jest po terminie, że nigdy nikogo nie szkoliłam, ale wszystko mi mówi, że muszę spróbować. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu otrzymałam odpowiedź: „Proszę się stawić jutro o godzinie 12 w Warszawie przy ul. Puławskiej”. W mózgu mi się zagotowało, sto operacji w kilka sekund – gdzie oddam dzieci na noc, kto je zaprowadzi do przedszkola i szkoły, odbierze, nakarmi – nie miałam pod ręką dziadków, jak dojechać na 12 do Warszawy skoro mamy już wieczór? Po godzinie miałam plan, a po dwóch siedziałam w autobusie nocnym i jechałam na spotkanie. Dostałam wtedy pierwsze zlecenie na cykl szkoleń dla grupy księgowych z powiatowych i wojewódzkich urzędów pracy, które poprowadziłam z dobrym efektem.
W tym miejscu należy podkreślić cechy przypisywane kobietom, które pomagają w rozwoju, a są to: spontaniczność, umiejętność radzenia sobie w sytuacjach stresujących i pod presją czasu oraz urok osobisty i pozorna nieporadność, które dość często działają motywująco na mężczyzn.
Ani dziś, ani wcześniej nie czułam się dyskryminowana jako kobieta prowadząca działalność gospodarczą. Jeśli szanujesz siebie, to ten szacunek jest w biznesie odwzajemniany. Jeśli wciąż się uczysz i rozwijasz, to ta nauka procentuje. Tak naprawdę każdy dochodzi do swojego sukcesu własną ścieżką i nie ma to nic wspólnego z tym, czy jesteś kobietą, czy mężczyzną, a zależy od tego, ile serca włożysz w to, co robisz i czy jest to zgodne z Twoimi wartościami, potrzebami i marzeniami.
Anna Kalinowska