Rozmowa z Marzeną Drzewucką – sołtysem Dąbek
Od kiedy jest pani sołtysem?
– Sołtysem jestem od trzech lat wcześniej nigdy nie sprawowałam takiej funkcji, ale społecznie zaczęłam udzielać się wcześniej. Zaczęło się od działalności w Szkole w Dąbkach jak mój syn był w trzeciej klasie szkoły podstawowej , a więc około jedenaście lat temu. Jestem również sekretarzem w Stowarzyszeniu Przyjaciół Uzdrowiska Dąbki.
– Jest Pani sołtysem turystycznej miejscowości, w której dużo się dzieje. Czy sołtys Dąbek ma dużo obowiązków?
– Uważam że sołtys ma tyle obowiązków ile jest w stanie zrealizować i jakie są potrzeby mieszkańców sołectwa. Jeśli zaczynamy działać, to działanie napędza kolejne, ponieważ to mieszkańcy – koleżanki i koledzy mówią, co chcą robić i w czym brać udział. Trzeba tylko uważnie słuchać choć nie zawsze wszyscy to akceptują.
W sezonie letnim gmina bardzo dużo działa dla kuracjuszy organizując festyny, w których razem z moim mężem aktywnie wspieramy organizatorów. Z tego miejsca chciałabym podziękować właśnie mojemu mężowi, że mnie wspiera, że nie denerwuje się kiedy nie ma mnie w domu i że chętnie pomaga.
– Można zauważyć jak Pani wraz z koleżankami chodzicie po Dąbkach z kijkami. Skąd pomysł na taką formę aktywności?
– Od kiedy zostałam sołtysem zorganizowałam aerobik na sali w szkole w Dąbkach i tak ćwiczyłyśmy do końca 2017 roku, a z kijkami zaczęło się na początku 2018 roku tak niewinnie, nikt nie spodziewał się, że będzie takie zainteresowanie. Najpierw zaczęłam chodzić sama, później okazało się, że koleżanki z Bobolina i Żukowa- obecnie sołtys Żukowa Morskiego, też chodzą i postanowiłyśmy się połączyć. Chodzimy od poniedziałku do piątku o godz. 19 raz z Dąbek do Bobolina, a raz jedziemy samochodem do Bobolina i idziemy w kierunku Dąbek. Grupa liczy od 6 do 11 osób w zależności od tego jak komu pasuję i czy w tym czasie nie ma obowiązków domowych. W planie mam, aby popularyzować tę formę spędzania wolnego czasu. Zwłaszcza, że Dąbki to przecież uzdrowisko i można wspólnie z kuracjuszami spacerować wieczorami.
– Co chciałaby Pani zmienić w Dąbkach?
– Dąbki zmieniają się z roku na rok na plus, myślę, że to dzięki temu, że mamy nowego wójta, który nie tylko czerpie korzyści z uzdrowiska, ale i inwestuje. W 2017 roku powstała nowa nawierzchnia drogi, uczestniczyłam też w oficjalnym odbiorze drogi nr 203, która zmieniła wizerunek miejscowości diametralnie. Miałam okazję być przy podpisaniu umowy na przebudowę tzw, promenady, która zostanie zmodernizowana razem z przejściami na plażę. Co roku ustalając fundusz sołecki mamy na uwadze poprawę wizerunku naszej miejscowości. W tym roku chcemy aby powstał właśnie z funduszu przystanek rowerowy przy drodze 203. Mam nadzieję że jak zrobi się cieplej to będziemy nie tylko spacerować z kijkami, ale również organizować wypady rowerowe np. w soboty wspólnie z dziećmi, zakończone ogniskiem .
– Plany na przyszłość?
– Muszę chwilę pomyśleć, bo planów do zrealizowania mam wiele…. Na dzień dzisiejszy organizuję wspólnie z naszym samorządem Dzień Kobiet, czyli wspólna kolacja i pogaduchy z koleżankami z trzech miejscowości: Bobolina, Żukowa Morskiego i Dąbek na sali w Bobolinie. Mam nadzieję, że mieszkańcom podoba się działalność jaką prowadzę w tej kadencji i zagłosują na moją osobę w następnej.
Rozmowa z Krystyną Krassowską – sołtysem Dobiesławia
– Jak długo mieszka Pani w Dobiesławiu i dlaczego wybrała Pani właśnie Dobiesław jako miejsce zamieszkania?
– W 2007 roku kupiliśmy tutaj dom do wykończenia, a w 2008 roku zakończyłam pracę zawodową, mąż również i przeprowadziliśmy się tutaj na stałe. A trafiłam tutaj można powiedzieć po korzeniach rodzinnych. Mój mąż w 1949 roku się tu urodził i mieszkał w Dobiesławiu przez 9 lat. Po śmierci ojca wraz z matką wyprowadzili się na tereny dzisiejszego województwa lubuskiego. Ja się urodziłam w Zielonej Górze i tam poznaliśmy. Przez te wszystkie lata przyjeżdżaliśmy do Dobiesławia dość często w odwiedziny do rodziny, na urlopy, na święta. Zakochałam się w tych terenach już wcześniej. Miałam 6 lat gdy pierwszy raz pojechałam z ojcem nad morze i od tej morze stało się dla mnie taką pasją, po prostu kocham morze i wiatr.
– Sołtysem jest Pani pierwszą kadencję, co Panią skłoniło do kandydowania?
– To troszeczkę taka ciekawa historia, bo w zasadzie nigdy nie myślałam, że ja w ogóle tutaj w tej nowej społeczności będę potrafiła się tak odnaleźć i będę kandydowała na sołtysa. Zaczęło się od tego, że dołączyłam do zespołu „Czerwone Korale” i chodzić na spotkania seniorskie do klubu seniora. Później zaczęłyśmy prowadzić punkt biblioteczny przy świetlicy. No i w pewnym momencie mieszkańcy zwrócili się do mnie z pytaniem czy bym nie chciała kandydować. Długo się wahałam i uważałam, że nie mam absolutnie żadnych szans, bo ludzie tutaj są od zawsze, że tak powiem, są zakorzenieni, mają tutaj swoje rodziny, swoich przyjaciół. A ja byłam, jak to się mówi, znikąd dla nich, zupełnie obca. Ale jakoś tak dziwnym splotem okoliczności okazało się, że większość mieszkańców zagłosowała na mnie, no i zostałam sołtysem.
– Pani Krystyno, jest Pani pomysłodawczynią ciekawego projektu jakim jest „Skarbnica Kultury Wiejskiej”. Proszę opowiedzieć o początkach „Skarbnicy”, skąd się wziął pomysł, jak się narodziła i dokąd zmierza?
– Pierwsza „Skarbnica” odbyła się dokładnie 5 lat temu, w tym roku będziemy mieli mały jubileusz 5 lecia. W sumie pomysł zrodził się z tego, że jeździłyśmy wraz z zespołem „Czerwone Korale” na przeglądy do różnych miejscowości i wpadłyśmy na taki pomysł, że w zasadzie fajnie by było mieć swoją imprezę, która będzie wdzierała się w pamięć, która będzie promocją naszej miejscowości oraz gminy. A przy okazji będzie integrowała zespoły, chociaż nie możemy zaprosić wszystkich zespołów, które byśmy chciały, bo robimy to w pomieszczeniu, w okresie gdy za oknem jest jeszcze zimno. W związku z tym gościmy zawsze od 7 do 8 zespołów. Ale „Skarbnica” to nie tylko śpiewanie, doszliśmy do wniosku, że samo śpiewanie to za mało, że trzeba kultywować jeszcze inne tradycje. I wpadłyśmy na pomysł, że połączyć to z tak zwanym naleśnikiem. A dlaczego naleśnik? Bo naleśnik jest najszybciej i najprościej zrobić i tak naprawdę robi go każdy, i mężczyzna i kobieta i dzieci, i można go przyrządzać na 1001 sposobów. Na tą chwile można powiedzieć, że jesteśmy rozpoznawalni, jest to jedna z fajniejszych imprez w naszej wiosce i nie tylko. Zespoły cenią, że „Skarbnica” nie ma charakteru konkursowego, to są zespoły amatorskie, które śpiewają dla przyjemności, to są osoby starsze, głównie się wywodzą z seniorskich grup, nie powinny ze sobą prowadzić jakiejś ostrej rywalizacji.
– A Pani osiągnięcia na stanowisku sołtysa?
– Początki na pewno nie były dla mnie łatwe, dla osoby, która spędziła praktycznie całe życie w mieście, a wieś była dla mnie przystanią na urlop. Tak na prawdę to nie wiele wiedziałam o wiosce, nie miałam takiego odniesienia jakiego typu problemy są na wsi. Ale tak się składa, że jestem osobą bardzo wnikliwą, dosyć szybko objechałam sobie wszystkie drogi, wszystkie rowy polne, gminne, powiatowe. Lubię rozmawiać z ludźmi, ludzie też zgłaszają swoje problemy, dlatego też pewne sprawy zaczęły wynikać taką naturalną koleją rzeczy. Cieszę się z każdego drobnego osiągnięcia, z każdej położonej płyty, z każdej lampy, która się świeci we wiosce, z odnowionych ścian na świetlicy, z każdego drobiazgu. A mamy troszeczkę na swoim koncie, bo w tym niecałym czteroletnim okresie udało nam się zrobić i oświetlenie do 4 domów, drogę gminną, która też wymagała już naprawy, udało nam się wyremontować pięknie świetlicę. Z remontem świetlicy wiąże się ciekawa historia – 3 lata temu wzięłam udział w projekcie „Bezpieczna wieś”, bez zupełnego przekonania, że tam cokolwiek mogę zdobyć, przyjechała komisja, obejrzeli wioskę, porozmawialiśmy, po jakimś czasie okazało się, że dostaliśmy pierwsze miejsce. Nie była to wielka nagroda, ale prestiżowa. Było to tysiąc złotych. Te tysiąc złotych tak naprawdę szkoda mi było wydać na byle co i tak je trzymałam, zastanawiając się na co mi się te tysiąc złotych przyda. W następnym okresie jesienią dzieliliśmy fundusz sołecki i przeznaczyliśmy 7 tysięcy na wyremontowanie toalet w świetlicy, 500 złotych przeznaczyliśmy na zrobienie zadaszenia nad drzwiami wejściowymi, to już w sumie mamy 8.5 tys, w między czasie został ogłoszony konkurs „Granty Sołeckie” i postanowiłam zawalczyć. Napisaliśmy projekt, okazało się, że dostaliśmy, jako jedyni wtedy w gminie Darłowo „Grant Sołecki” w wysokości 10 tys. złotych, który spowodował, że gmina nam dofinansowała brakującą kwotę i pozwoliło to na wyremontowanie takie bardziej gruntowne naszej głównej sali i toalet. W tej chwili z przyjemnością zaglądam do świetlicy, będę walczyła, żeby jeszcze uzupełniać braki na małej sali i kuchni, ale to są już rzeczy na przyszłość. Generalnie mam wrażenie, że wójt rozumie nasze potrzeby jako miejscowości, ale ja też staram się zrozumieć gminę i wtedy kiedy wiem, że pewne rzeczy nie są możliwe, że są jakieś priorytety, cierpliwie czekam.
– Co chciałaby Pani zmienić w Dobiesławiu?
– Szczerze mówiąc, moim największym marzeniem jest, aby powiat wyremontował nam drogę, która została bardzo mocno zniszczona podczas budowy farm wiatrowych. W tej chwili mogę powiedzieć, że ta droga w najbliższym latach będzie. Starostwo doskonale wie, że drogi w Dobiesławiu pominąć nie można, mimo, że on jest na końcu łańcucha pokarmowego powiatu. Podobnie było z rowami. Po powodzi, która nie dotknęła Dobiesławia tak jak Jeżyczki, Żukowo, czy Porzecze, okazało się, że rowy nie były czyszczone po 20, 30 lat. Teraz mamy wyczyszczone wszystkie rowy powiatowe. Jak miną mrozy zostanie wyczyszczona reszta gminnych rowów. Także to też uważam za taki mały sukces, bo to nie jest wcale tak prosto coś załatwić, to są duże koszty, dużo pracy, dużo rozmów, ale się udało.