
Rozmowa z Waldemarem Walczakiem, fotografem, pasjonatem Koszalina- tego dawnego i obecnego, człowiekiem wszechstronnym.
–Lubi Pan fotografować Koszalin. Dlaczego? Co jest tak ujmującego w naszym mieście?
-Mieszkam w Koszalinie od urodzenia i znam w nim niemal każdy zaułek i uliczkę. Wiem, czego mogę się spodziewać w miejscu, gdzie będę chciał fotografować i jakie czekają mnie tam atrakcje , albo na co na pewno nie mogę liczyć. Mając taką wiedzę, wiem co mam wrzucić do torby, czy plecaka. Osoby fotografujące nasze miasto muszą być trochę bardziej kreatywne i pomysłowe, niż ich odpowiednicy w Krakowie, czy Gdańsku. W Koszalinie jest niewiele zabytkowych obiektów, które zawsze ładnie wychodzą na zdjęciach. Ale ja uważam to za plus. Aby pokazać coś, co każdy mieszkaniec miasta zna, trzeba się trochę postarać, popatrzeć z innej perspektywy, poczekać może na inne światło,czy aurę. To rozwija i sprawia, że oklepany tematy nie staja się nudne. Od kilku lat mamy Wodną Dolinę i to jest z pewnością to miejsce, które najbardziej lubię fotografować. Zawsze są ludzie, ptaki, zwierzęta, rośliny i woda. Tak wiele tematów, że każda fotografująca osoba powinna po takim spacerze poczuć się spełniona.
–W czasie COVID-19 fotografowanie zapewne jest utrudnione. Ale też samo zjawisko koronawirusa, maski, izolacja, mogą być tematem do pracy foto?
-Wybuch pandemii na pewno zaszkodził osobom fotografującym śluby, czy komunie. Jako wolny strzelec, bez specjalnych zobowiązań co do tematyki zdjęć i terminów ich wykonania, nie odczuwam specjalnie tych obostrzeń. Nawet myślę, że zrobiłem dużo więcej tzw.street photo, niż kiedykolwiek. Prawdopodobnie pojawi się wiele wystaw, czy wydawnictw, które będą dokumentem tego czasu, a materiału na pewno nie zabraknie. Wszak każdy z nas nosi przy sobie telefon z wbudowanym aparatem fotograficznym.
–Jak fotograf organizuje sobie pracę? Czy robi Pan zdjęcia spontanicznie, a może wybiera dokładnie obiekt, porę dnia?
-Pakowanie torby, czy plecaka, zależy od tego, gdzie się wybieram i w jakich prawdopodobnie miejscach będę mógł fotografować. Gdy jest to np. wyjazd nad morze, zabieram obiektyw szerokokątny, statyw, trochę filtrów i ewentualnie dłuższe szkło do fotografii ptaków. Inna jest zawartość plecaka, gdy jadę na łąkę, a co innego podpinam chodząc po mieście. Łatwo jest przewidzieć z jakim rodzajem fotografii będzie się miało do czynienia, więc staram się ograniczyć do minimum ciężar ekwipunku. Łatwo jest również przewidzieć to, jaka będzie pogoda w najbliższym czasie i tutaj raczej nie ma niespodzianek. Trudniej jest natomiast wyobrazić sobie co, czy kto, będzie tematem zdjęcia. Jak będzie wyglądał zachód słońca, czy jaki ptak pokaże się na niebie. Fotografia uczy obserwowania tego co wokół, inspiruje do nauki przyrody, astronomii, czy historii. Pierwszy aparat dany w prezencie dziecku, to jedna z lepszych inwestycji rodzica, wujka, czy babci. I jeszcze o porach dnia… każdy fotograf zna taki termin jak „złota godzina”, czyli czas przed wschodem i pierwsze minuty po, oraz czas przed zachodem, i ok. 30 minut po nim. Bywają takie dni w roku, gdy wyjeżdżam na zdjęcia tylko wówczas, gdy na zewnątrz jest mgła.
–Wiem, że fotografia to nie jedyne artystyczne zajęcie w pana życiorysie…
-Fotografia tak jak muzyka, rzeźba, czy taniec, pozwala wyrazić swoje emocje, przemyślenia, pokazanie swojego punktu widzenia, czy zapisania czasu. Wcześniej grałem na gitarze, komponowałem utwory i pisałem do nich teksty. W 1982 roku założyłem zespół „Plectrum”, gdzie mogłem realizować swoje pomysły, pojeździć trochę po Polsce -m.in. Trasa z OZ po byłym województwie gdańskim. Gdy zespół przestał istnieć, okazało się, że w zespole Wyjście Bezpieczeństwa, który grał przy koszalińskim „Bronku” zabrakło basisty. Tam poznałem m.in. Jacka Barzyckiego-późniejszego lidera Gdzie Cikwiatów. Wygraliśmy kilka lokalnych imprez, mieliśmy nagrania w Radio Koszalin, zagraliśmy w Jarocinie i upomniała się o mnie armia. Fotografuję trochę przez przypadek. Osoba, która miała się ze mną rozliczyć nie miała całej sumy i zaproponowała mi nowy aparat, który był dla niej nietrafionym prezentem. Był to Canon 1010D. Było to dziewięć lat temu. Mając dużego psa, niemal każdego dnia byłem na łące. Pies biegał, a ja zacząłem robić swoje pierwsze zdjęcia. Wcześniej oczywiście coś tam robiłem telefonem z 2Mpx matrycą, ale trudno nazwać to fotografią.Aha…w latach siedemdziesiątych mój młodszy brat kupił sobie polski aparat Ami. Niewiele zdjęć udawało nim się zrobić. W sklepie był problem z negatywami, wywoływanie i odbitki również nie były zbyt tanie, więc aparat raczej leżał gdzieś na dnie szafy. To tak ze wspomnień…
–Założył pan facebookową grupę „Koszalinianie”, gdzie mieszkańcy miasta dzielą się swoimi zdjęciami- a jest ich sporo. Czyżby Koszalin był miastem fotografów?
-Grupę „Koszalinianie” założyłem trochę na przekór innej grupie. Natomiast nigdy nie myślałem też, że fanpage „Koszalinianie” osiągnie takie rozmiary. Tak naprawdę , to wolałbym , aby grupa liczyła tylko 500 osób, ale aby były to osoby aktywne. Niestety wiem, że to utopia i nigdzie tak nie jest. Z kolei duża liczba grupowiczów, to gwarancja, że umieszczając zdjęcie, czy wiersz- wyświetla się on na prawie 8 tysiącach monitorów. W mieście jest dużo fajnie fotografujących osób, choć nie wszystkie z nich rozumieją ten mechanizm i rzadko coś publikują. Ich wybór. Uważam, że największym atutem grupy jest fakt, że większość zdjęć, to zdjęcia autorskie, a nie kopie znalezione w internecie.
–Dlaczego ludzie tak lubią robić zdjęcia i dzielić się nimi?
-Żyjemy w świecie obrazkowym i to jest główny powód robienia zdjęć niemal wszędzie. Dostępność aparatu, szybkość przekazania informacji i praktycznie zerowy koszt , tylko napędzają ten trend. Ludzie lubią się chwalić gdzie wyjechali, w co się ubrali, jakie mają auto, czy piękne wnuki. Czas pandemii, z wiązane z nim ograniczenie życia publicznego, tylko dodał paliwa miłośnikom fotografowania.
– Fotografia to również działalność komercyjna…
– Czasami miewam takie myśli, by zająć się fotografią tak na 110% i zacząć na niej zarabiać. Ale też znam ten rynek i wiem, że pieniądze to wesela, studniówki, czy komunie. Muzycy mówią na to „chałtura”. Taki muzyk grający do kotleta, przestaje się rozwijać i po pewnym czasie nie cieszy go już takie muzykowanie. Podobnie jest z fotografami, a właściwie koszalińskimi fotografkami. Rozmawiałem z kilkoma z nich na ten temat i tylko to potwierdziły. A ja chce się bawić fotografią, ma mi ona sprawiać radość, zapewniać relaks i uczyć ciągle nowych rzeczy. Ale może wymyślę jakiś sposób, by robić to inaczej i wówczas nie wykluczam, że będę robił zdjęcia zawodowo.
– Z fotografii można zapewne też wiele dowiedzieć się o historii Koszalina, mam tu na myśli stare fotografie, retusze…
– Bardzo rzadko w naszej grupie pojawiają się zdjęcia historyczne- myślę o tych z przed II WŚ. W ostatnim jednak czasie wrzuciłem ich kilka. Powód był taki, że wcześniej kolorowałem i retuszowałem kilka zdjęć, które podesłał mi Tomek Kos (Tommy Kos Zalin) – jeden z administratorów m.in grupy „Koszalin w obiektywie ..” Mając gotowe obrazki, pokazałem je grupie. Zdjęcia z internetu maja najczęściej małą rozdzielczość i wymiary, często są przebarwione i posiadają zadrapania. Czyli te wszystkie mankament poprawiam i doprowadzam fotografię do jak najlepszego stanu. I dopiero takie zdjęcie otwieram np. w Photoshopie, na osobnych maskach nakładam kolor, próbuję różnych trybów mieszania maski, zmniejszam krycie, czy przepływ. Gdy osiągnę satysfakcjonujący mnie kolor, łączę całość, lekko wyostrzam i zapisuję gotowy obraz.
– To masa pracy, którą trzeba wykonać by uzyskać efekt. A fotografowanie bieżącej historii miasta?
– Fotograf historii nie ma zbyt wiele do roboty w naszym mieście. Od jednego do drugiego obiektu jest blisko i wystarczy kilka godzin, by obfotografować dokładnie te miejsca. Niestety… Ale jest spora liczba miejsc, gdzie możemy znaleźć zdjęcia starego Koszalina, a wiele z nich posiada znak domeny publicznej 1.0, czyli nie podlega znanym ograniczeniom prawa autorskiego, łącznie z prawami pokrewnymi lub podobnymi. Jedna z nich to np. https://commons.wikimedia.org/wiki/Main_Page Wystarczy wpisać tylko w wyszukiwarce np”.Köslin”, by wyświetliły się nam dziesiątki zdjęć.
– Kolorowanie starych zdjęć, przywracanie im w ten sposób życia, służy czy nie służy tym obrazom?
– Gdyby stare fotografie były w bardzo dobrym stanie, to myślę, że w większości przypadków nie byłoby sensu, by je kolorować. Niestety tak nie jest. Zdjęcia są poplamione, niewyraźne i zaszumione. A gdy już wyretuszuje się taki obrazek i doprowadzi do stanu używalności, to następny krok, czyli kolorowanie, niejako sam nadchodzi. Choć koloruję od czasu do czasu takie zdjęcia, to nie jestem ich wielkim fanem i pracę nad każdym kadrem traktuję, jako trening w edycji i retuszu. Mimowolnie utrwalają się różne techniki i nawyki, np. skróty klawiaturowe, które potem owocują w sybszej i wydajniejszej pracy w programie graficznym. Dodany kolor do nawet znanego widoku sprawia, że zdjęcie nabiera innego życia i wymiaru. A gdy tego doda się jeszcze miłą reakcję oglądających, to chyba warto pokusić się od czasu do czasu na takie „malowanki”.
– Na koniec naszej rozmowy mam jeszcze pytanie: co odróżnia amatora fotografa od profesjonalisty?
– Fotografia, to światło i profesjonalista wie jak go użyć, by osiągnąć swój cel. Taka osoba ma tego pełną świadomość i zdecyduje się na naciśnięcie migawki tylko wówczas, gdy uzna, że warunki do wykonania fotografii są w danej chwili najlepsze. Profesjonalista korzysta najczęśćiej z trybu manualnego i z pełną świadomością bawi się wartościami przysłony, czasu i czułości ISO. Profesjonalista robi zdjęcia w trybie RAW i potrafi ten rodzaj zapisu wykorzystać podczas etapu postprodukcji. Profesjonalista stara się wypracować swój własny styl i sprawić, by jego kadry różniły się od tysięcy innych, Szukając własnej drogi, nie kieruje się owczym pędem i wybiera tematy z zupełnie innej półki. Profesjonalista stawia sobie wyzwania, które podnoszą jego umiejętności, nie powiela własnych pomysłów, które już raz się sprawdził. Dobrze widać to na przykładzie zespołów muzycznych i jak potem one kończą. Profesjonalista stara się pokazać swój świat,w opisie nie wyjaśnia co ma na myśli. Ale gdyby można było dojść do profesjonalizmu poprzez przestrzeganie kilku zasad i nakazów, to wokół byliby sami mistrzowie fotografii.
Rozmawiał: Tomasz Wojciechowski
Rozmowa dostępna jest także w papierowym wydaniu miesięcznika „Miasto Plus”.