O nowym projekcie kulinarnym, który pojawił się w Koszalinie, oraz o pasji do gotowania, rozmawiamy z Rafałem Lorencem, znanym kucharzem
– Jedni chcą być strażakami, inni wolą malować obrazy. Czemu Ty akurat wybrałeś patelnię i wałek?
– Przygodę z gotowaniem zacząłem trochę przypadkiem, bo przed rozpoczęciem gastronomicznej szkoły nie za bardzo się odnajdowałem w kuchni. Kiedy już nabrałem kulinarnej odwagi, okazało się że sprawia mi to ogromną przyjemność i spełnienie. Parę lat temu pojawił się moment na podjęcie ważnej decyzji, bo nie sposób już było pogodzić pasji gotowania i muay thai , czyli sztuki walki którą trenowałem. Urodziła się wtedy moja córka Oliwia i musiałem z czegoś zrezygnować. Sport i gotowanie pochłaniały wtedy w zasadzie cały mój wolny czas i nie byłem w stanie już bardziej rozciągać doby. Zawodowo związałem się bardziej z kuchnią i uważam, że to była dobra decyzja. Bardziej rozwojowa i długoterminowa. Sztuki walki towarzyszą mi nadal w życiu, ale już bardziej jako forma rekreacji i odreagowania. A dyscyplina i zawziętość, których się dzięki nim nauczyłem, jak najbardziej się przydają w kuchni.
– To kto wywarł na Tobie w rodzinie wpływ kulinarny?
– To trudne pytanie i mam nadzieję, że nie sprawie przykrości mojej mamie, ale była to babcia. Chociaż każdy miał swoje hity ;). Siostra, jak już dawała się namówić, to robiła dla mnie przepyszne omlety na ubitym białku na słodko. Nie zapomnę również tostów francuskich mojej mamy, czy zapiekanek, które uwielbiałem. Babcia kulinarnie mnie rozpieszczała, zawsze wyjadałem jej rzeczy z garnków i misek. Babcia Irka- jak to babcie- wszystko robiła sama od makaronów, kiełbas, ciast, chlebów, przetworów po nalewki, które z kuzynem skutecznie podpijaliśmy . Miło wspominam wakacje u niej, babcia lubiła gotować i potrafiła siedzieć w kuchni godzinami. Mieliśmy silną tradycje Świąt Bożego Narodzenia, które spędzaliśmy zawsze wspólnie, zjeżdżała się wtedy tłumnie cała rodzina. Obowiązkową pozycją na takich zjazdach- co zresztą pozostało do dziś -była pieczona kaczka.
– Skoro mowa o tradycji… Co cenisz w polskiej kuchni?
– Raczej nie jestem tu wyjątkiem, bardzo lubię smaki, które kojarzą mi się z domową polską kuchnią. Jestem wielkim fanem żurku na zakwasie, schabowego z bigosem, golonki, pierogów z mięsem i oczywiście pieczonej kaczki.
– Najciekawsza potrwawa do przygotowania dla kucharza?
– Dla mnie prawdziwą sztuką jest zrobienie dobrego żurku i każdy robi go po swojemu. Ile kucharzy tyle przepisów na żurek.
– Projekt Kuchnia to nowy lokal, powstały na ulicy Piłsudskiego w Koszalinie i firmowany przez Ciebie. Rozumiem, że po Top Chefie i pobycie w Warszawie, a następnie mielieńskiej Diune, zawitałeś do Koszalina na długo?
– Ten region ma potencjał, myślę, że znajdę tu dla siebie kawałek przestrzeni i będziemy wspólnie z koszalinianami rozwijać się kulinarnie. Przez okres prawie dwóch lat na miejscu złapałem już parę kontaktów i nie jest tak źle, mam dostęp do naprawdę fajnych i dobrych produktów a lokalni dostawcy bardzo się starają we współpracy ze mną. Mam poczucie, że wielu ludzi mnie wspiera i kibicuje przedsięwzięciu, którego się podjąłem. Wzięcie udziału w programie Top Chef było bardzo ciekawą przygodą. Sporo się tam nauczyłem z dziedziny gotowania jak i dowiedziałem się czegoś o sobie samym. Jest to specyficzne doświadczenie pełne skrajnych emocji: od euforii po żal, spora dawka stresu, presja czasu, wystawianie się na krytykę i wszechobecne kamery. Lekko nie było ale rzadko jest tak, że to co łatwo przychodzi niesie ze sobą wartość. Z perspektywy czasu, już kiedy emocje, opadły a udział w programie jest historią, cieszę się, że odważyłem się w to wejść. Zyskałem rozpoznawalność i wartość marketingową, promocję dla moich dalszych działań. Poszedłem za ciosem i postanowiłem spełnić jedno ze swoich marzeń o własnej restauracji, w której będę mógł realizować swoją wizje bez kompromisów z właścicielami.
– To poproszę o kilka słów o Twojej gustownej i klimatycznej restauracji. Wiem, że zdobyła już serca wielu mieszkańców Koszalina.
– Pomysł o własnym kulinarnym azylu, dojrzewał we mnie już od jakiegoś czasu. Motorem do podjęcia decyzji był właśnie program, nie chciałem przespać momentu i okazji jaka się pojawiła po udziale w Top Chefie. Projekt Kuchnia to miejsce dla ludzi, którzy chcą dobrze zjeść, celebrować chwilę spędzoną z jedzeniem w kameralnej i niezobowiązującej atmosferze. W gotowanie wkładamy dużo serca, pasji, wiedzy, oraz ciężkiej pracy, czego efektem jest oryginalne i ciekawe menu. Chcemy pobudzać do kulinarnej refleksji i serdecznie zapraszamy do odwiedzin na ulicę Piłsudskiego 6.
Rozmawiał:
Tomasz Wojciechowski
Żurek według przepisu Rafała Lorenca:
Składniki:
- Wędzone żeberka 1kg
- Wędzone gęsie kości 1kg
- Suszony podgrzybek 0,1kg
- Czosnek 2główki
- Surowa biała kiełbasa 1kg
- Liść laurowy 4szt
- Ziele angielskie 6szt
- Włoszczyzna 1pęczek
- Cebula 3szt
- Sos sojowy 0,1l
- Chrzan 0,1kg
- Śmietana 36% 0,5
- Zakwas 2l
- Majeranek
- Sól
- Pieprz w ziarnach
Sposób przygotowania:
Kiełbasę należy sparzyć w wodzie z przekrojonym czosnkiem na pół, opaloną cebulą, liściem, zielem, pieprzem. Ugotowaną kiełbasę wyjmujemy i odkładamy. Do wywaru dodajemy kości, namoczone grzyby, włoszczyznę i gotujemy na małym ogniu ok 4h. Następnie dodajemy majeranek, zakwas, śmietanę, sos sojowy, chrzan i gotujemy jeszcze 30min po czym cedzimy. Wywar doprawiamy solą i pieprzem. Zupę podajemy z jajkiem przepiórczym, pieczonym ziemniakiem, wędzonym półgęskiem, smażonym borowikiem, białą kiełbasą i świeżym majerankiem.