Historia w przestrzeni publicznej- dla ludzi, przez ludzi, z ludźmi i o ludziach

Rozmowa z dr hab. Joanną Wojdon, profesorem Uniwersytetu Wrocławskiego, przewodniczącą Komisji Historii w Przestrzeni Publicznej w Komitecie Historycznym Polskiej Akademii Nauk.

– Czy dziś, nowoczesnemu, cyfrowemu światu potrzebni są humaniści i nauki humanistyczne?

-Oczywiście. Nie zgadzam się z przeciwstawianiem nowoczesności humanistyce czy cyfrowości humanistyce. I z obrazem humanisty jako takiego zgarbionego dziadziusia schowanego za stosem książek, z gęsim piórem w ręku. Ale istota rzeczy nie leży w tym, że humaniści na ogół korzystają z komputerów i Internetu, a niektórzy słuchają rapu i …. Lecz w tym, że nauki humanistyczne są mocno obecne w tym nowoczesnym cyfrowym świecie, pomagają go lepiej zrozumieć, a nierzadko też dostarczają praktycznych rozwiązań – na przykład, jak rozpoznać fake newsy albo jak przeprowadzić kampanię w mediach społecznościowych. Przypominając o uniwersalnych humanistycznych wartościach ostrzegają, gdy świat cyfrowy staje się zagrożeniem dla zanurzonych w nim ludzi. Przykłady można by mnożyć.

– Uważano powszechnie, że rozwój cywilizacyjny ludzkości idzie w parze z rozwojem duchowym. Czy dziś jest to prawda, a może stajemy się zbyt leniwi aby zgłębiać naukę, poszerzać wiedzę o świecie dookoła?

– Badając przeszłość widzimy, że w każdej epoce istniał rozdźwięk między marzeniami a rzeczywistością, a ludzie (zwłaszcza młodzi) nie spełniali oczekiwań, które w nich pokładano. Sam Wineburg w swojej najnowszej książce (Po co uczyć się historii, skoro jest już w Twoim iPhone’ie) przytacza na przykład alarmistyczne raporty o żenująco słabych wynikach egzaminów z historii – z początku XX wieku – i słowa niepokoju, skąd amerykańscy chłopcy będą wiedzieli, o co walczyć w II wojnie światowej, jeśli nie mają pojęcia o historii świata. A jednak katastrofa nie nastąpiła. Wydaje mi się, że dzisiaj, choć narzekamy na owo lenistwo, obniżający się poziom nauczania itd., w rzeczywistości więcej ludzi niż kiedykolwiek ma dostęp do informacji, bardziej różnorodnych i pogłębionych niż kiedykolwiek wcześniej. Oczywiście rodzi to także problemy – pokusę chodzenia na skróty, łatwość dostępu do informacji fałszywych, które jednak wydają się wielu atrakcyjne, zwłaszcza gdy są odpowiednio zaprezentowane. Ale tu jest rola edukacji, w tym szkolnej: żeby nauczyć rozpoznawać ziarna od plew w zalewie różnych newsów, żeby wyrobić nawyk sprawdzania wiarygodności przekazów i oszczędnego dzielenia się zdobytymi informacjami, ale przy tym nie zabić ciekawości poznawczej. Czy edukacja staje na wysokości zadania – to inna kwestia. Ale jestem daleka od narzekania na społeczeństwo.

– Coraz bardziej popularny jest udział osób nie będących stricte naukowcami w działania popularyzujące historię, przeszłość, badania popularnonaukowe. Czy przyszłość nauki należy również do pasjonatów, praktyków współpracujących z historykami, humanistami akademickimi?

-Oczywiście. I nie jest to nic nowego. Można nawet powiedzieć, że to jest stan naturalny: że przeszłość ludzi interesuje i chcą ją zgłębiać, szukać jej śladów, sami dawać o niej świadectwa, próbować odtwarzać, rekonstruować minioną rzeczywistość. Mniej naturalne jest tak naprawdę oddanie badań historycznych w ręce specjalistów. Historia akademicka ukształtowała się dopiero w XIX wieku. Ale nigdy nie zawłaszczyła całkowicie ani badań, ani ich popularyzacji. Nie była w stanie zająć się wszystkimi wątkami, nie do wszystkich pasowały metody, którymi się posługiwała. Nie była i nigdy nie będzie w stanie dotrzeć do wszystkich przekazów o przeszłości. Nie wszyscy byli w stanie czytać prace naukowe historyków. Nie są całkiem bezzasadne opinie o historykach (czy szerzej uczonych) zamkniętych we własnym świecie, w słynnych „wieżach z kości słoniowej” i komunikujących się w wąskim gronie specjalistów, ale oderwanych od potrzeb, zainteresowań, możliwości zwykłych ludzi. Te przeszkody dostrzegła i próbuje im przeciwdziałać tzw. historia publiczna (public history) – historia „dla ludzi, przez ludzi, z ludźmi i o ludziach”. W niej właśnie pasjonaci i całkiem zwykli ludzie odgrywają kluczową rolę, czasem korzystając, a czasem nie, ze współpracy z akademikami. Koncepcja historii publicznej pojawiła się w latach 70tych XX wieku w USA, a w XXI wieku szerzej dotarła do Europy i Polski i mam nadzieję, że się będzie rozwijać, przyczyniając się do budowy zaufania i współpracy między pasjonatami a profesjonalistami, na czym skorzystają obie strony. W Polsce, we Wrocławiu, od 2014 r. mamy studia magisterskie z public history, i studenci bardzo sobie chwalą ten praktyczny wymiar uprawiania historii, gdy muszą przełożyć wiedzę, do której doszli metodami naukowymi, na język atrakcyjny dla odbiorców (na przykład w postaci wystawy czy podcastu).

– Jak wygląda badanie historii miast na przykładzie Wrocławia, który ma przecież ciekawą, poniemiecką przeszłość (festung Breslau)?

-Historia lokalna stwarza wiele okazji do zaangażowania publiczności i do rozbudzenia pasji poznawczych. We Wrocławiu w ostatnich latach prowadzone są badania nie tylko – jak w PRL – nad polską przeszłością miasta czy jego związkami z polskością, ale także nad jego wielonarodowym, wieloetnicznym dziedzictwem. Powstają prace o życiu wrocławskich Żydów i o niemieckiej historii miasta. Warto tu wymienić np. zeszłoroczną książkę Joanny Hytrek-Hryciuk poświęconą życiu codziennemu mieszkańców Wrocławia w okresie nazistowskim, od wczesnych lat trzydziestych do ogłoszenia Festung Breslau. Przy tej okazji można się przekonać, że wojna miała paskudne oblicze nie tylko dla podbijanych narodów, ale i dla samych Niemców. Miasto Wrocław wspiera je m.in. przez Wrocławski Program Wydawniczy, do którego można zgłaszać maszynopisy książek zarówno stricte historycznych, jak i pisanych przez amatorów (np. wspomnienia), związanych z Wrocławiem i Dolnym Śląskiem. Te, które pomyślnie przejdą procedurę konkursową, są wydawane na koszt miasta. Program trwa już ładnych kilka lat, co zapewne działa stymulująco na badaczy i na pasjonatów.

– Poproszę o kilka słów o działalności Komitetu Historycznego PAN?

-Struktura Polskiej Akademii Nauk jest dość skomplikowana i nie ma chyba tutaj miejsca, by ją dokładnie przedstawiać. Zatem najkrócej o Komitecie: wybrani przez samodzielnych pracowników nauki (czyli profesorów lub doktorów habilitowanych) przedstawiciele danej dziedziny z różnych ośrodków naukowych w kraju tworzą Komitety PAN, odpowiadające poszczególnym dziedzinom. W 2019 r. zostałam po raz pierwszy wybrana do tego grona, więc na dobrą sprawę dopiero przyglądam się pracy Komitetu. Jednym z ważnych osiągnięć tej kadencji jest przyjęcie Kodeksu Etyki zawodowej historyków (dostępny jest na stronie internetowej Polskiego Towarzystwa Historycznego). Komitet wypowiada się w różnych sprawach związanych z organizacją nauki, a ostatnio zabrał też głos w sprawie wolności badań naukowych, w związku z procesem sądowym wytoczonym historykom, zajmującym się badaniami nad Zagładą Żydów. Wraz z Prof. Beatą Możejko uruchomiłyśmy także grupę na facebooku: KNH+ gromadzącą członków i przyjaciół Komitetu. Zamieszczamy tam informacje o tym, co dzieje się w nauce historycznej w Polsce i częściowo na świecie: ogłoszenia o konferencjach, o publikacjach, udostępniamy niektóre teksty czy nagrania. Oczywiście zapraszam do obserwowania, „polubiania” i dzielenia się informacjami.

A co z komisjami w ramach działalności Komitetu?

-Ważną formą działalności Komitetu są twłaśnie Komisje, które skupiają przedstawicieli różnych subdyscyplin historycznych. Mi szczególnie bliskie są dwie: Komisja Dydaktyki Historii i nowo powołana Komisja Historii w Przestrzeni Publicznej, której przewodniczę. W ramach tej ostatniej planujemy od jesieni uruchomienie seminarium, które ma być forum dyskusji nad projektami związanymi z public history – badawczymi i praktycznymi – w gronie specjalistów, ponadto reaktywujemy serię wydawniczą „Historia w działaniu” w PWN (zapraszam do zgłaszania projektów książek, a najlepiej już gotowych maszynopisów). W przyszłym roku wróci też Szkoła Letnia Public History we Wrocławiu. Dwie ostatnie edycje odbyły się on-line, ale na 2022 i 2023 r. mamy zapewnione finansowanie z Narodowej Agencji Wymiany Akademickiej wersji hybrydowej. Partnerami szkoły są ponadto Uniwersytet Wrocławski, International Federation for Public History, a także Centrum Historii Zajezdnia we Wrocławiu (z którym ściśle współpracujemy również przy studiach, pracownicy Centrum prowadzą część zajęć, udostępniają własny system wystawienniczy i zapewniają środki finansowe na przygotowanie studenckich wystaw.

– Czym zajmuje się kierowany przez Panią Zakład oraz Instytut Historyczny? Czy realizujecie Państwo jakieś projekty, spotkania online? I czy konferencje online mają szansę pozostać w naukowej rzeczywistości nawet po Covidzie?

-Zasadniczo naszą odpowiedzialnością jest przygotowanie do zawodu przyszłych nauczycieli historii. Staramy się tu być na bieżąco z tendencjami europejskimi i światowymi. Uczestniczymy zatem w projektach badawczych i praktycznych, współpracujemy z Euroclio – Europejskim Stowarzyszeniem Edukatorów Historii, włączamy się w prace Międzynarodowego Stowarzyszenia Dydaktyki Historii (sama jestem w jego zarządzie) i w inne inicjatywy międzynarodowe. UWr należy w tej chwili do dwóch tzw. Partnerstw Strategicznych Erasmus+, gdzie we współpracy z kilkoma innymi uniwersytetami przygotowujemy materiały do kształcenia nauczycieli historii, tak że będą mogli z nich korzystać przyszli nauczyciele z różnych państw europejskich. Współpracujemy też z Wrocławskim Centrum Doskonalenia Nauczycieli. Na jego zaproszenie prowadzimy szkolenia dla czynnych zawodowo nauczycieli – zarówno z historii, jak i z dydaktyki. Dawniej – w siedzibie WCDN, w pandemii – on-line. On-line dostępne są także e-podręczniki do historii, których autorami byli pracownicy Instytutu Historycznego UWr. Choć przygotowane kilka lat temu, okazały się przydatnym rozwiązaniem w dobie pandemii. Do ich zalet zaliczyłabym także konstruktywistyczne podejście: gdy uczniowie muszą wiedzę zdobywać w sposób aktywny, rozwiązując zadania. Z innych form działalności on-line wymienię jeszcze doroczną konferencję „Edukacja – Kultura – Społeczeństwo”, która w tym roku poświęcona była dydaktyce historii. Moim marzeniem jest bowiem ożywienie badań nad nauczaniem historii, tak by nasze postulaty i rekomendacje opierały się na silnych naukowych dowodach, bo to dawałoby im rzeczywisty autorytet. Wygłoszone w czasie konferencji referaty stały się podstawą artykułów, które zostaną opublikowane w naszym czasopiśmie o tym samym tytule: „Edukacja – Kultura – Społeczeństwo”, z podtytułem „Czasopismo Poświęcone Historii w Przestrzeni Publicznej”. Pierwszy numer już jest dostępny on-line w wolnym dostępie. Mamy nadzieję, że drugi będzie jeszcze bogatszy i bardziej różnorodny, a przyszłoroczną konferencję będziemy mogli zrobić w formie hybrydowej. Bardzo liczę na to, że właśnie hybrydowość z nami pozostanie, bo owszem, nic nie zastąpi bezpośredniego spotkania i ustaleń kuluarowych, ale łączność on-line pozwala połączyć osoby z różnych stron świata angażując niewiele środków finansowych, a zwłaszcza czasu.

Rozmawiał: Tomasz Wojciechowski

Registration disabled