Świat jest cywilizacją mężczyzn. Stwierdzenie to ma swoje odzwierciedlenie w historii, która dla nas – kobiet, okazała się być długą i żmudną drogą do wywalczenia swoich praw. Miano gorszej i słabszej płci współgrało ze słowem kobieta przez setki (może nawet tysiące?) lat. Dopiero XX w. przyniósł ze sobą przełom, jakim okazało się pozyskanie praw wyborczych, osobistego statusu prawnego, czy zdolności zarządzania majątkiem. Droga ta bynajmniej nie była usłana różami. Potrzeba było licznych protestów, manifestacji czy nawet posunięć do szantażu, żeby dziś kobieta stanąć mogła na równi z mężczyzną. Można więc powiedzieć, że jesteśmy pełnoprawną częścią społeczeństwa. Skoro tak jest, na drodze naszej realizacji nie powinny stawać większe komplikacje. Tak niestety jest, dlaczego? Z przykrością stwierdzam, że to właśnie my – kobiety, potrafimy być dla innych kobiet tym, co usilnie ciągnie je na dno, kiedy już uda im się od niego odbić. Wzajemną zawiścią psujemy to, co przez cały ten czas udało się osiągnąć.
Miasto daje człowiekowi perspektywy, których nie jest w stanie zapewnić mu wieś i ku temu nigdy nie było wątpliwości. Betonowa dżungla jest tym, co pozwala nam w pełni rozwinąć skrzydła i przede wszystkim – dla każdego stoi otworem. Małe społeczeństwo powinno scalać, tworzyć wspólnotę. Żyć w zgodzie i wspólnie dążyć do rozwoju. Rzecz w tym, że w trakcie swojej wieloletniej pracy zauważyłam, jak bardzo rzeczywistość potrafi odbiegać od założeń.
Do realizacji człowiek dąży samodzielnie – nic bardziej mylnego. W pracy z ludźmi, to właśnie oni odgrywają najważniejszą rolę w każdym jej aspekcie. Śmiało mogę powiedzieć, że przyszło mi współpracować z osobami o wielkim zaangażowaniu, które warto docenić tym bardziej, że ich praca nie była wykonywana z myślą o sobie. Będąc instruktorem świetlicy wiejskiej, człowiek skupia się przede wszystkim na swoich wychowankach. To z myślą o nich realizujemy kolejne projekty, zadania, a także podejmujemy się wyzwań, pozwalających na pozyskanie środków, z których nasi podopieczni mogą czerpać później korzyści. W wiejskiej społeczności jest to o tyle ważne, że dzieci uczęszczające do naszej placówki często są dziećmi pochodzącymi z rodzin dysfunkcyjnych czy mało zamożnych. Na pewne rozrywki nie są w stanie sobie pozwolić, dlatego umożliwianie im tego przynosi tak dużo satysfakcji. Satysfakcji, którą to właśnie wiejska społeczność potrafi człowiekowi odebrać.
Niejednokrotnie przyszło mi się spotkać z niepochlebnymi komentarzami. Paradoksalnie, im więcej pracy człowiek wkłada w pomoc miejscowemu społeczeństwu, tym bardziej społeczeństwo potrafi go piętnować. Może jest to wina niepoprawnych priorytetów – w końcu często na pierwszym miejscu stawiany jest alkohol, który przyćmiewa wszystko inne – a może jest to kwestia zwykłej zawiści? Niezależnie od odpowiedzi, niebywale przykry jest fakt, że ludzie potrafią wytknąć człowiekowi chęć pomocy innym. Naturalnym odruchem dla rodzica powinna być radość płynąca z faktu, że jego dziecko może czerpać przyjemność z darmowych wyjazdów, warsztatów czy choćby zajęć teatralnych prowadzonych przez naszą grupę. Doświadczenie nauczyło mnie jednak tego, że z pewnymi osobami niestety nie da się dogadać, nie mówiąc nawet o chęci współpracy.
Praca na świetlicy wiejskiej nie jest jedynym sposobem, w który kobieta może realizować się w wiejskim społeczeństwie. Coraz częściej to właśnie panie sprawują piecze na stanowiskach radnych, sołtysów, a także wchodzą w skład rady sołeckiej. To właśnie we współpracy z takimi osobami udało nam się zrealizować liczne projekty. Większość kobiet pełniących takie funkcje w naszej gminie rzeczywiście przysłużyła się społeczeństwu, jednak i od tej reguły istnieją wyjątki. Przykrym jest fakt, że pomimo tak ważnej funkcji i możliwości, które jej pełnienie daje kobiecie, część nadal decyduje się na działanie tylko i wyłącznie we własnym interesie, często zamiast pomagać – szkodząc.
Pozostaje więc postawić sobie kilka pytań: skoro realizacja związana jest z satysfakcją, czy można realizować się, kiedy ta jest przygaszana? Dlaczego tak trudno jest docenić cudzą pracę, zamiast tego piętnując ją własną zawiścią? I czy warto robić coś dla innych, skoro można się przy tym spotkać z ludzką niechęcią? Na ostatnie pytanie mogę odpowiedzieć – warto.
Monika Zielińska