Mój dziadek, żołnierz AK

Albin Możdżer, stoi drugi od prawej, Nyrobski Obóz Pracy

Nie każdy może pochwalić się przodkiem, który działał aktywnie w podziemiu antykomunistycznym, za co skazano go na długoletnią karę łagrów. Czasem, w rodzinach pozostają wspomnienia i dokumenty po świadkach, uczestnikach strasznych czasów stalinowskich, gdy żołnierzy AK prześladowano. Takim cichyb bohaterem owej epoki był Albin Możdżer, dziadek Wiktora Możdżera, który prowadzi szczecińskie stowarzyszenie Denkmal, zajmujące się dbaniem o zapomniane cmentarze i miejsca pamięci w naszym regionie. Opowiada nam w rozmowie o swoim przodku.

Jaką wiedzę posiada Pan o swoim nieżyjącym dziadku? Wiadomo, jak wstąpił do Armii Krajowej?

-Mój dziadek, Albin Możdżer urodził się w 1905r. w miejscowości Polnica, w powiecie Grodno. Wstąpił do AK w 1942 roku w okręgu Białystok. Został zaprzysiężony przez kapitana Błońskiego (pseudonim „Wicher”) i przyjął pseudonim „Wonk” czyli „Wilk”. Szczegóły podaję Panu za notatkami sporządzonymi przez mojego ojca. Do roku 1944 dziadek był łącznikiem w okręgu Grodno, w kwietniu 1944 roku został wcielony do regularnego oddziału AK pod pseudonimem „Zemsta”. Jak czytam w notatkach taty, dowódcą dziadka był wtedy oficer o nazwisku Burba ps. „Marek”. W tym oddziale dziadek działał do zakończenia wojny. Później już w funkcjonował „w uśpieniu”.

Jak odnalazł się w nowej rzeczywistości jako były AK-owiec?

-Trzeba pamiętać, że po roku 1945 okolice Grodna, gdzie mieszkała moja rodzina, przestały należeć do terenu Polski, a wcielone zostały do ZSRR. Zatem dziadek nie działał już w Polsce, a nagle stał się mieszkańcem Rosji Radzieckiej. Posiadam jeden bardzo ciekawy dokument, jest to wyrok wydany przez Trybunał Wojskowy wojsk M.S.W. obwodu Grodnieńskiego Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, gdzie za przynależność do „antyradzieckiej polskiej podziemnej organizacji Armia Krajowa” dziadek dostaje cztery wyroki po 25 lat obozu pracy. W wyroku szczegółowo jest opisane, jakie czyny Albin Możdżer popełnił.

O co więc go oskarżono? Co mu zarzucano?

-Głównie, to grabieże np. „brał udział w zbrojnym ograbieniu mieszkańców wsi Wugieda, gdzie zabrane zostały dwa wieprze, sól i suchary”. Żyli w ukryciu potrzebowali jedzenia, ale domyślam się, ze kilka zarzutów zostało dopisanych. Takie były czasy, liczyło się skuteczne skazanie. Dziadek został ujęty 24 kwietnia 1949 roku, kiedy uczestniczył w rozbrojeniu strażnika granicznego. Wtedy to został ranny i zatrzymany, jego towarzysz o pseudonimie „Glina” zginął w walce. W wyroku odziały Armia Krajowej określane są w nim jako „bandy”. Po analizie zapisków mojego taty i tymi w wyroku, zauważyłem, że wyroku dziadek sporo zataił w zeznaniach. Brakuje okresu wstąpienia, czyli od 1942, różne są też pseudonimy, a Wonk” czyli „Wilk” jest dopiero od roku 1947.

-Ile lat spędził Albin Możdżer w łagrze?

-Dziadek spędził w obozie pracy, na tzw. Syberii aż 9 lat. Został pojmany, gdy mój tata miał 6 lat, wrócił, gdy miał 15 lat. Już nie wracał do swojego domu i gospodarstwa, ale do „nowych granic Polski”. W 1958 roku pojawił się w Trzebiatowie, tam już od roku 1956 była moja babcia i mój tata, którzy zostali zmuszeni do opuszczenia ZSRR. Z obecności dziadka w obozie mam kilka fotografii, wzruszające są dedykacje na odwrocie, kierowane do mojego taty i babci. Jedna z nich: „Na wieczną pamiątkę kochanym mi osobom, żonie i synkowi Albin 24.IV.56.” Po śmierci Józefa Stalina w 1953 roku, następowały powolne łagodzenie stosunku do skazanych i osadzonych w obozach. Stad w roku 1956 pojawił się fotograf i była możliwość wysyłki zdjęć do rodziny. Wiem, że korespondencja, też dochodziła w obie strony.



– Pamięta Pan swego dziadka? Jakim był człowiekiem?

-Oczywiście, że pamiętam! Ja urodziłem się w 1980 roku, dziadek zmarł w roku 1995 mając lat 90. Jak sięgam do wspomnień, dziadka Albina pamiętam jako bardzo spokojnego, małomównego, wyciszonego człowieka. Rodzinny przekaz niesie, że za młodu był postawnym zawadiaką, a dla mnie to przygarbiony uśmiechnięty staruszek. Jeździłem do babci i dziadka na ferie i w okresie wakacji. Mieszkali w Trzebiatowie nad Regą, w kawalerce. Dziadek bardzo dużo czytał, a wieczorami słuchał Radia Wolna Europa, doskonale pamiętam jak stroił odbiornik radiowy ”Ślęża”. Był spokojnym, skromnym człowiekiem. W Trzebiatowie pracował jako pracownik fizyczny w miejscowej gazowni. Mój ojciec twierdził, że bał się prześladowań, nie mówił wcale o tym co przeżył. Dopiero na początku lat 90-tych ojcu udało się spisać notatki z historii dziadka. Są skromne, ale dla mnie bezcenne. Dziadek cenił spokój, co było wynikiem pewnie jego przeżyć, ale też nie chciał być zauważany, dla własnego bezpieczeństwa. Jestem pewien, że cenił wolność, należał do Solidarności. Czytał mnóstwo książek, głownie o tematyce historycznej. Po śmierci dziadka znalazłem zeszyt z zapisanymi tytułami książek, które przeczytał. Zapiski zakończył na pozycji bliskiej pięciuset pozycji.

– Jak Pan ocenia działalność swego przodka? Czy to co robił, miało sens?

-Przy tym pytaniu mam bardzo duży dylemat. Chciałbym napisać zdecydowanie, że to co robił miało sens, ale nie mam zupełnego przekonania. Kiedy uświadomimy sobie, że w wyniku swoich działań stracił kontakt z rodzina na 9 lat, to już robi się poważnie. Oczywiście można stwierdzić, że mógł przypłacić to życiem, że miał szczęście, bo dożył wieku 90 lat. Niewątpliwie koszt był duży, po roku 1945 nagle jego dom znalazł się w obszarze obcego państwa. Nie chcę oceniać. Jestem dumny, że był częścią tej siły, która walczyła z wrogiem Polski, w tym momencie jest to dla mnie bardzo ważne. Tę wiedzę przekazuję dalej w rodzinie, wiem, że dziadek by to docenił. Kiedy jakieś 10 lat temu zacząłem wszystko kompletować o dziadku w jedną teczkę, to trochę tego zebrałem i jest jasne, że był wojownikiem o wolność, o te wartości, które cenił.

– Czy powinniśmy dbać o kultywowanie tradycji o żołnierzach wyklętych?

-Sądzę, że tak. Jest to jedna z postaw ludzi, którzy nie pogodzili się ze zniewoleniem. Ja apeluję, by pamiętać i przywracać też sylwetki „zwyczajnych wykętych”, tak jak mój dziadek. Wyklęci to nie tylko znane nazwiska i pseudonimy jak „Warszyc”, „Lalek”, „Zagończyk”, „Rój”, „Zapora”, ale także ci nieznani. Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych” to także święto właśnie takich Albinów Możdżerów. Niektórzy nawet mogą nie być świadomi, że mają w rodzinie „Żołnierza Wyklętego”. Warto popytać o losy wojenne i powojenne swoich przodków. Ja w dniu 1 marca zawsze myślę o dziadku, tak po cichu, raczej skromnie, w taki sposób, jak dziadek żył.

Rozmawiał: Tomasz Wojciechowski

Registration disabled