Moje liceum-Dubois

Jestem z rocznika 1972. W liceum spędziłam 4 lata w okresie 1988-1991. Specjalnie zaznaczam, że 4 lata, bo nie wszystkim udało się ukończyć liceum zgodnie z planem. Wtedy „kiblowanie” nie było niczym niezwykłym. Wysoki poziom nauczania w szkole oraz ogromne wymagania nauczycieli sprawiały, że czasem nawet lepsi uczniowie musieli powtarzać rok. Lata naszej nauki w liceum były okresem największych zmian ustrojowych w Polsce. Był to okres przejścia Polski z ustroju komunistycznego w ustrój demokratyczny. Byliśmy pierwszym rocznikiem, który wziął udział w I powszechnych wyborach prezydenckich. Chociaż koledzy urodzeni w grudniu, nie mieli tego szczęścia.


Pamiętam, jak się czułam w pierwszym tygodniu nauki. Byliśmy strasznie z siebie dumni, że jesteśmy licealistami i chodzimy do Dubois. Ci z Bronka mówili na nasze liceum „Klasztor”. Rywalizacja pomiędzy Dubois i Bronkiem trwała od kiedy pamiętam.
Kończyłam klasę matematyczno-fizyczną. Absolwenci Dubois wiedzą, że była to „najgorsza klasa”. „Najgorsza” w sensie poprzeczki jaką nam stawiano oraz nauczycieli, którzy nas uczyli. Byli to najlepsi nauczyciele przedmiotów, ale też najbardziej wymagający. Teraz wspominam to z uśmiechem na twarzy, ale wtedy…. Ogólnie rzecz biorąc, nie było łatwo. Do szkoły należało ubierać się w odpowiednie stroje, co oznaczało granatowe lub czarne swetry czy koszule, do których musiała być przyszyta tarcza szkoły. Tarcza nie mogła być absolutnie przypięta agrafką, gdyż nie wpuszczano wtedy do szkoły. A dodam, że tarcze sprawdzano codziennie przy drzwiach głównych. Co było najśmieszniejsze większość z nas przyszywało tarcze tuż przed wejściem do szkoły i odpruwało tuż po wyjściu. I tak codziennie. Teraz moje dzieci nie rozumieją o czym mówię.
Wcześniej wydawało mi się, że jestem dobra z fizyki. W końcu byłam laureatką olimpiady. Z pierwszej pracy klasowej z fizyki dostałam ocenę 3+ i była to jedna z nielicznych ocen pozytywnych w klasie.
Do matematyki i fizyki mieliśmy zbiory zadań z wyższych uczelni, od pierwszej klasy. Dla większości z nas I klasa liceum stanowiła przepaść z porównaniu ze szkołą podstawową.
Najbardziej w pamięci zapadło mi 3 nauczycieli: matematyki, fizyki i języka angielskiego.
Fizyki uczył mnie profesor Stefan Turowski. Podkochiwałam się w nim potajemnie. Żadna z moich koleżanek nie mogła zrozumieć dlaczego. Może to z miłości do fizyki, nie wiem. Profesor jednak nie odwzajemniał moich uczuć, więc w fizyce też się odkochałam.

Matematyki uczył mnie profesor Władysław Betlej . Z pozoru bardzo łagodny, zawsze uśmiechnięty, ale był naszym największym postrachem. Był jednocześnie naszym wychowawcą. Nosił fajne berety z pomponem (zdjęcie). Pamiętam, jak wołał mnie do tablicy i kazał robić zadanie. Cały czas się uśmiechał. Gdy kończyłam mówił „Anna, bardzo ładnie, 3 z minusem”. Ale uwierzcie mi, 3 z minusem dawało ogrom satysfakcji. Pozytywna ocena z matematyki czy fizyki, nawet 3 z minusem, to była super ocena. Tak było. Profesor Betlej miał świetne powiedzonka choć niewiele z nich dziś pamiętam. Jedna z moich koleżanek, prowadziła specjalny zeszyt z jego tekstami. Pamiętam jeden z nich, skierowany do mnie w momencie jak złapał mnie na ziewaniu „Anna, gdyby nie okulary pewnie byś mnie połknęła”. Nikt nie wiedział o co chodzi, ale to właśnie było najfajniejsze.

Języka angielskiego uczyła nas profesor Urszula Początek. Pani profesor była bardzo elegancka i oczywiście bardzo, ale to bardzo wymagająca. Wtedy uważałam jej metody nauczania za bezsensowne, ale już na studiach dotarło do mnie, że miały one sens. Nauczyła nas języka angielskiego bardzo dobrze. Pani profesor wymagała od nas uczenia się wszystkich czytanek na pamięć. Po latach dostrzegłam, że metoda ta była świetna. Pani profesor Początek bali się wszyscy, bez wyjątku. W tamtych latach myślałam, że nigdy nie będę jej wspominała z sympatią, gdyby nie matura. Zdawałam maturę ustną z języka angielskiego. Pytania zadawało 3 nauczycieli. W pewnym momencie zaplątałam się z pytaniem. Pani profesor, nie zastanawiając się długo, upuściła długopis, schyliła się pod ławkę, i po prostu naprowadziła mnie na właściwe tory, ruszając bezgłośnie ustami pod ławką.
Teraz w moje ślady poszedł mój syn, który właśnie rozpoczął naukę w MOIM liceum, w klasie matematyczno-angielskiej. W szkole uczy jeszcze kilku nauczycieli, którzy uczyli również mnie. Jednak wydaje mi się, że takich nauczycieli jak profesor Betlej czy profesor Początek już nie ma.

A może są? Takich osób po prostu się nie zapomina. Tak wiele nas nauczyli. Jestem im za to bardzo wdzięczna. Podejrzewam, że lata spędzone w liceum w przeważającej części ukształtowały mnie na taką osobę jaką jestem teraz. Na świadectwach miałam w większości trójki, trochę czwórek. Maturę zdałam na piątki i czwórki. Na studiach przez 4 lata miałam stypendium naukowe bez jakiegokolwiek wysiłku. Uważam, że to była zasługa MOJEGO LICEUM. Po studiach magisterskich skończyłam jeszcze 5 kierunków studiów podyplomowych, w tym MBA. To właśnie ja w domu tłumaczę moim dzieciom zadania z matematyki, chociaż z matematyki miałam zawsze 3 i ukończyłam AWF, a mój mąż ukończył Politechnikę. Może dlatego, że on jest po BRONKU a ja po DUBOIS!!!

Anna Szczepańska

{gallery}rocznicadubois{/gallery}

Registration disabled