Na Malbork!

W dniu 15 lipca mija kolejna rocznica bitwy pod Grunwaldem. To właśnie wtedy w 1410 roku doszło do kulminacji konfliktu polsko- krzyżackiego. Jeszcze przed bitwą do króla polskiego przybyli posłowie, z których jeden występował w barwach walczącego po stronie krzyżackiej księcia szczecińskiego Kazimierza V (pomysłodawcy wręczenia słynnych dwóch nagich mieczy).

Heroldzi przybywając z mieczami, przekazali prośbę, wręcz żądanie Wielkiego Mistrza, by wojska sprzymierzone przestały kryć się w zaroślach i wyszły naprzeciw stojącym już w polu wojskom zakonnym.

Król Władysław Jagiełło przełknął krzyżacką zniewagę, a połączone siły polsko-litewskie, górujące liczebnie nad wrogiem, rozgromiły siły Krzyżaków oraz gości zakonu. Poległo wielu dostojników, w tym Wielki Mistrz Ulryk von Jungingen. Na tym poprzestańmy, gdyż temat bitwy grunwaldzkiej jest bardzo popularny i wciąż analizowany. O wiele bardziej ciekawe jest to, co działo się później, czyli jak oblegano stolicę państwa krzyżackiego, Malbork. Nim jednak do tego dojdziemy, przyjrzyjmy się początkom powstania zakonu krzyżaciego.

Dwaj mistrzowie

Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie był jednym z trzech największych, obok joannitów i templariuszy, chrześcijańskich zakonów rycerskich swej epoki. Z powodu noszonych na białych płaszczach czarnych krzyży, członków zakonu, stanowiących kastę rycerzy- zakonników zwano “krzyżakami”. Było to raczej określenie negatywne, wskazujące na agresywną politykę zakonu. Bracia słynęli z tego, że byli sprawnymi administratorami, a bitwy wygrywali dzięki szarży ciężkiej konnicy i dyscyplinie. Reguła zakonna obejmowała bowiem posłuszeństwo, czystość i ubóstwo. O ile pojedynczy rycerz Najświętszej Maryi Panny nie powinien posiadać nic, o tyle zakon krzyżacki jako instytucja chciał posiadać wszystko.

Historia jego powstania związana jest z epoką wypraw krzyżowych i oblężenia Akki w 1190 roku. Wtedy to, rycerze pochodzenia niemieckiego założyli przy szpitalu zorganizowanym przez mieszczan z Bremy i Lubeki nieformalne stowarzyszenie, które miało opiekować się rannymi i chorymi Niemcami. Szpital miał oficjalną nazwę Szpitala Najświętszej Marii Panny przy Domu Niemieckim w Jerozolimie i od jego nazwy powstała też nazwa bractwa. Po zdobyciu Akki papież Klemens III przyznał krzyżakom rozległe dobra wokół tego miasta. Potem cesarz rzymski Henryk VI Hohenstauf postanowił wykorzystać Zakon Krzyżacki do swoich celów i nadał mu kolejne ziemie w południowych Włoszech, a krzyżacy uzyskali z czasem od papieża status pełnego zakonu rycerskiego. Niestety, niepowodzenia kolejnych krucjat spowodowały że zakon musiał się odnaleźć w nowej rzeczywistości.

Kto wie, jak sprawy by się miały, gdyby nie czwarty z kolei wielki mistrz zakonu Hermann von Salza panujący w latach (1209-1239). Nadal spogląda on srogo dookoła, jako jedna z czterech figur wielkich mistrzów zakonnych na Zamku Średnim w Malborku. Już w 1215 roku, zapewne dzięki swym znajomościom Hermann von Salza uzyskał dla Zakonu Krzyżackiego ziemię Borsa, leżącą na Węgrzech. Nadał im ją król Węgier Andrzej II, naiwnie sądząc, że Krzyżacy obronią to terytorium przed najazdami Połowców. Ci zaczęli od tego, że najpierw sprowadzili na nadane im ziemie osadników niemieckich, a później zaczęli stawiać zamki i grody obronne. Dążyli do uniezależnienia się od władzy królewskiej. Węgrzy stwierdzili nawet że „Zakon jest jak ogień w piersiach, jak mysz w plecaku, jak żmija w łonie” i w konsekwencji król Andrzej przepędził Krzyżaków ze swego państwa w roku 1225. Ale wielki mistrz Hermann von Salza nie zraził się tym niepowodzeniem. Niespodziewanie otrzymał propozycję od polskiego księcia, Konrada Mazowieckiego. Nadał on Krzyżakom Ziemię Chełmińską, z której mieli wyruszyć aby poskromić i nawrócić na wiarę chrześcijańską pogańskich i bardzo wojowniczych Prusów. Tu jednak książę zawiódł się srogo, gdyż rycerze niemieccy nie zamierzali wyciągać za księcia przysłowiowych “gorących kasztanów z ognia”. Oczywiście ujarzmili Prusów, ale rozsadowili się na dobre na przyznanej im ziemi, mając pełne poparcie papiestwa do walki z pogaństwem. Jak? Hermann von Salza uzyskał od cesarza Fryderyka II dokument, na mocy którego cesarz nadał Zakonowi cały kraj Prusów oraz prawa książąt Rzeszy niemieckiej do tej ziemi. Mało tego, von Salza posunął się do fałszerstwa. Krzyżacy uzyskali od papieża Grzegorza IX bullę, zatwierdzającą ich nadanie dokonane w 1226 roku przez Konrada Mazowieckiego, przedstawili jednak papieżowi zamiast oryginalnego dokumentu akt sfałszowany. W nim mowa była tym, że książę mazowiecki darował Zakonowi kasztelanię chełmińską nie zachowując nad nią władzy zwierzchniej. Mało, miał zrzec się na rzecz Krzyżaków wszelkich ich zdobyczy na terenie Prus. Tak zaczęło się tworzenie państwa zakonnego. A zaczęło się skromnie, bo w 1228 roku przybyła do Polski pierwsza grupa Krzyżaków, licząca zaledwie 3 rycerzy pod wodzą Filipa z Halle.

Drugą postacią o której wspomnę był Henryk von Plauen, wielki mistrz zakonu krzyżackiego w latach 1410-1413. Otóż nie brał on udziału w bitwie pod Grunwaldem, Zanim wielki mistrz Ulrich von Jungingen wyruszył na bitwę przeciwko królowi polskiemu Władysławowi Jagielle, powierzył ówczesnemu jeszcze komturowi w Świeciu, właśnie Henrykowi von Plauen obronę Pomorza Nadwiślańskiego. Na wieść o przegranej przez zakon bitwie pod Grunwaldem, Henryk von Plauen zebrał pośpiesznie kilka oddziałów jeźdźców i podążył z nimi do Malborka. Wiedział, że musi przede wszystkim uratować przed zajęciem przez nieprzyjacielskie wojska stolicę państwa zakonnego. Von Plauen dotarł do Malborka 18 lipca, dosłownie na parę dni przed pojawieniem się lekkiej jazdy wojsk polskich. Za zasługi podczas obrony zamku malborskiego kapituła zakonna wybrała Heinricha von Plauen Wielkim Mistrzem w listopadzie 1410 roku, pomijając nawet innych hierarchów zakonnych, sprawujących ważniejsze funkcje. W 1411 roku von Plauen odniósł sukces dyplomatyczny, podpisując z Polską pokój toruński na bardzo korzystnych dla Zakonu warunkach. Nie zamierzał jednak zaprzestać wojny z Polską, godząc się tylko na czasowy rozejm.

Co ciekawe, von Plauen nie cieszył się poważaniem u braci zakonnych. Był człowiekiem porywczym i okrutnym, zwolennikiem rządów twardej ręki. Zwalczał opozycję miast pruskich, w 1411 roku kazał ściąć Mikołaja Ryńskiego za jego współpracę z Polakami, co tylko zwiększyło jego niepopularność. W końcu Wielki Mistrz został obalony w 1413 za sprawą wielkiego marszałka i komtura Królewca Michaela Küchmeistra, zwolennika dalszych układów z Polską, który został nowym zwierzchnikiem zakonu. Prochy Mistrza von Plauen spoczywają w krypcie Wielkich Mistrzów obok zamku w Kwidzyniu. Ksiądz Jan Leo w „Dziejach Prus” z 1631 roku tak opisuje jego śmierć: “ Przewieziony został stąd do Pokrzywna i ponownie trzymany pod godną strażą. Załatwiał tu z towarzyszami tejże Wiklefickiej niewiary przekazanie Prus Polakom, jeżeli Król wyniesie go ponownie na Mistrzostwo. Gdy o tym dowiedział się Michał Kuchmeister, uwięził go w Piławie (Lochstet), gdzie umarł, a pochowany został w Kwidzynie, w Kolegium.”.

Zdobyć Malbork

Zdobyć szturmem potężnie ufortyfikowany zamek w Malborku równało się z cudem. Oparty z jednej strony o wody rzeki Nogat, pełen fos, baszt i wysokich murów jeszcze dziś budzi podziw wielu osób, które go zwiedzają. Budowany w latach 1272-1390 Malbork (czyli inaczej Marienburg) składał się z trzech zamków: Wysokiego, Średniego i Niskiego. Mury miały nawet 23 metry wysokości oraz do 16 metrów grubości, nic dziwnego, że hamowało to zapał rycerstwa do ataku. Wojska Unii polsko-litewskiej dotarły pod zamek w Malborku dopiero 25 lipca 1410 roku. Samo miasto na rozkaz von Plauena zostało spalone. Twierdzę oblegano bezskutecznie przez dwa miesiące. Dlaczego? Bo zabrakło odpowiedniego sprzętu oblężniczego, a ostrzał murów z ówczesnych dział (bombard) okazał się bardzo nieskuteczny. Kronikarz Jan Długosz opisuje to tak: “Gdyby zwycięski król natychmiast po starciu sił krzyżackich sprowadził w porę zwycięskie wojsko celem otoczenia i zdobycia zamku Malborka, bez najmniejszej wątpliwości byłby osiągnął pełne powodzenie i jemu wyłącznie byłaby przypadła chwała zakończenia wojny.” Tymczasem wojska Unii przebywały jeszcze na polu grunwaldzkim jeszcze 2-3 dni po bitwie.

Tą zwłokę wykorzystali Krzyżacy. Licząca około 2000 ludzi załoga obrońców była dobrze zaopatrzona w wodę i żywność oraz przygotowana do długotrwałej obrony. Dla kontrastu, polskie wojsko nie za bardzo nadawało się do zdobywania zamku, który wówczas stanowił szczyt ówczesnej techniki fortyfikacyjnej i był twierdzą nie do zdobycia. Wojska Jagiełły poradziły sobie w walce w otwartym polu, ale nie nadawały się do wielomiesięcznego oblężenia. Nie przeprowadzono nawet jednego szturmu, nie udało się obrońców zamorzyć głodem, ani skutecznie ich ostrzelać ustawionymi z czterech stron działami. Co więcej, utracono element zaskoczenia, gdyż Jagiełło zbyt późno pojawił się pod zamkiem w Malborku. Czy więc nic nie można było zrobić? Otóż należało skorzystać z innej metody- zdrady i przekupstwa.

Pewnego dnia, podczas narady dostojników zakonu, która miała miejsce w sali zamku malborskiego zwanej Letnim Refektarzem (który pełnił funkcję sali audiencyjnej i miejsca narad) zdrajca przekupiony przez króla polskiego, wywiesił na murze czerwoną chorągiew (inna wersja mówi o znaku danym czerwoną czapką). Na dany sygnał w ścianę sali uderzyła wystrzelona z bombardy kamienna kula. Chociaż miała ona trafić w jedyny w sali filar, podtrzymujący sufit pomieszczenia, to pocisk przeleciał parę metrów w prawo od podpory, wbijając się we wschodnią ścianę. Kula wielkości dużej piłki do gry tkwi tam do dziś. Gdyby zamysł się powiódł, przywódcy zakonu zginęliby pod gruzami, przysypani walącym się sufitem. Jednak historia miała potoczyć się inaczej…

Tomasz wojciechowski

Registration disabled