Nadciąga wiatr zmian

Rozmowa z Andrzejem Bojanowskim, Prezesem Związku Miast i Gmin Morskich.

-Ile miast i gmin naszego wybrzeża zrzesza Związek? Jaki cel sobie postawiliście?

-Dzisiaj to 25 gmin , samorządów, w tym miasta i gminy graniczące w jakimś stopniu z Morzem Bałtyckim lub położone w jego bezpośredniej bliskości. Związek na początku tworzyło 19 gmin, był to rok 1946 i organizacja nosiła wówczas nazwę Związek Gospodarczy Miast Morskich. Jesteśmy jego kontynuatorem od przełomu 1991/1992r. Idea naszego działania nawiązuje wprost do myśli przedwojennego polityka i ministra Eugeniusza Kwiatkowskiego, który zadbał o rozwój linii brzegowej II RP i tak naprawdę wybudował port w Gdyni. Mówi więc o rozwoju, wsparciu i odpowiedzialności związanej z dostępem naszego kraju do morza. To udział w kształtowaniu ustroju morskiego Polski, poprzez różne akty prawa a także choćby walka z pozostałościami powojennymi znajdującymi się na dnie Zatoki Gdańskiej. Nadal znajdują się tam wraki z II wojny światowej i istnieje ryzyko zanieczyszczenia wody.

Czy dziś u progu sezonu turystycznego, członkowie Związku patrzą w przyszłość z lekkim optymizmem?

-Po pierwsze, trzeba podkreślać to wielokrotnie, że turystyka to poważny filar jeśli chodzi o gospodarkę gmin nadmorskich. Ale nie jedyny. To było widać wyraźnie w pandemii. Gminy nadmorskie bardzo mocno zostały dotknięte trwającym z przerwami 1,5 rocznym lockdownem, co spowodowało zachwianie kompletnie kierunków migracji turystycznej. Wcześniej mieliśmy pięknie rozwijający się po Euro 2012 sektor turystyki, dużą liczbę przybywających gości zagranicznych, nie tylko do Gdańską, czy Kołobrzegu, odkrywanie naszego wybrzeża przez takie nacje jak: Hiszpanie, Włosi czy Skandynawowie, – którzy u nas bardzo dobrze się czują z punktu widzenia klimatycznego. Chętnie nas odwiedzali, byliśmy atrakcyjni, dosyć tani. I przychodzi rok 2020 który zmienia rzeczywistość. Włodarze gmin, obserwujący rynek turystyczny i zmiany jakie zaszły stwierdzili, że zabrakło jednak tego klienta zagranicznego. Trzeba było przestawić się bardziej na klienta krajowego, zdecydowanie zacisnąć pasa, poszukać oszczędności. Potem kolejny lockdown w końcówce roku i bieżący rok 2021. Wiemy, że krajowa turystyka wygląda już nieco inaczej i ona ruszy. To także zmiana sezonowości działania np. restauracji, nastawionych na sezonowy zysk, dostosowania usług turystycznych na potrzeby klientów jesienią czy zimą. Ja osobiście lubię jeździć poza sezonem na zachodnie wybrzeże, to piękna aura i zdrowe powietrze. Turystów nie zabraknie, nawet przyzwyczają się do rosnących cen. Ale problemem będzie brak ludzi do pracy. W samej gastronomii brakuje ok. 150 tys. pracowników. Zmienili oni branże, w obawie przed kolejnymi locdownami. Zmiany na rynku pracy spowodują na jesieni i zimie zamykanie wielu biznesów związanych z turystyką, np. w hotelarstwie. Może to oznaczać wykupienie mniejszych hoteli przez sieci.

Co jest, lub będzie niebawem największą bolączką nadmorskich samorządów? I przeciwnie- co jest ich siłą?

-Zacznę może od siły. Siłą nadmorskich samorządów, czasem trudną do zdefiniowania jest lokalizacja. To podstawa. Siłą jest jakość powietrza, zarządzanie, dbałość o środowisko, system zarządzania odpadami. Na pewno jest to również wykorzystanie funduszy zewnętrznych na budowę infrastruktury od strony lądu i morza. Zagrożeniem jest zmiana trendów związanych z turystyką, dużymi oczekiwaniami klienta połączonymi jednak z niską ceną usług. Na zachodzie turysta rozumie, że za pewne rzeczy musi odpowiednio zapłacić, w Polsce pada często pytanie: „Dlaczego tak dużo?” Dzisiaj pewnym gronem odwiedzających są osoby, które wcześniej nie wyjeżdżały nigdzie, bo po prostu nie było ich stać. To bedzie duże wyzwanie. Trzeci aspekt to rozbudowa inforastruktury wypłaszczającej sezonowość, brakuje nam ośrodków basenowych, spa, bazy posezonowej. Powinniśmy rozwinąć trend odpoczywania w naturze. Zachód już przestawia się na to, turyści szukają małych ośrodków, bliskości natury, gastronomii „z pola na stół”, zamiast usług korporacyjnych. Tu mamy duże pole do nauki, wyciągania wniosków, nauki na doświadczeniach innych. Transfer wiedzy, informacji, doświadczenia to dziś podstawa.

Czy samorządy nadmorskie umiejętnie wykorzystują swoje położenie, zdolności oferty inwestycyjnej, szanse rozwoju?

-Patrząc na dynamikę rozwoju, wskaźniki ogólnej oceny np. GUS, chyba tak. To jest taki fajny, zrównoważony rozwój. Bardzo by mi zależało, aby ludzie byli ostrożni pod względem decyzyjności. Dzisiaj istnieje bardzo duże ryzyko popandemiczne dla rozwoju gospodarki. Zwłaszcza w aspekcie logistyki, transportu morskiego, małych portów- widać szansę dla Kołobrzegu, Darłowa. Widoczny jest dziś częściowy trend dynamicznego rozwoju, łapania dużymi garściami. Ale młodzież dąży już do tzw. slow life, żyje mniej aktywnie zawodowo, wykorzystując mobilność, młodzi robią tylko tyle, ile muszą. To trzeba brać pod uwagę przy planowaniu rozwoju i w inwestycjach w gminach nadmorskich.

Jaka jest Pana wizja rozwoju polskich samorządów i naszego wybrzeża?

-Teraz jest bardzo trudny okres dla mocnego budowania wizji. Skończył się na pewno czas wielkich inwestycji. Inwestycje muszą się dziać, ale swoim rytmem, musimy się nauczyć dobrej komunikacji i edukacji. Ważne jest tłumaczenie np. niepopularnych decyzji w samorządzie. Ludzie raczej chcą tego co dobre dla nich, a my jako samorządowcy musimy pamiętać o tym, co jest bardziej istotne z punktu widzenia społecznego, co jest dobre dla ogółu. Dziś ludzie nauczyli się żądać, bo płacą podatki. Tak nie jest do końca. Stawiałbym na młodych ludzi, aby postrzegali życie przez pryzmat tego co mogą dać innym, współodpowiedzialności za wszystkich. Powinniśmy otwierać nasze umysły, wychodzić poza horyzont. Tak jak gminy nadmorskie widzą brzeg niekończącego się morza. Wspomniany już przeze mnie minister Kwiatkowski w 1939r. podczas wystąpienia w sejmie powiedział przecież, że ludzie mają nieograniczone horyzonty, morze nie ma granic i to od morza nadciąga wiatr zmian.

Rozmawiał: Tomasz Wojciechowski

Registration disabled