Nasz mały Katyń

Rozmowa z Bronisławem Strzokiem, prezesem Stowarzyszenia Rodziny Katyńskiej w Koszalinie

-Czym zajmuje się Państwa stowarzyszenie?
– Stowarzyszenie działa już od 21 lat, i przez ten cały czas dbamy o upamiętnienie i zachowanie pamięci o zbrodni katyńskiej. Organizujemy konkursy dla młodzieży szkolnej, konferencje, spotkania. Z naszej inicjatywy posadzono Dęby Pamięci w Koszalinie, Połczynie Zdroju i w innych miastach. Do tego można dołączyć różne izby pamięci i pomniki.

Lecz to chyba nie jedyna działalność?
– Nie, mamy ponad 70 członków, którzy zgromadzili bogatą dokumentację dotyczącą Katynia, zdjęcia i listy swoich bliskich tam poległych. Posiadamy liczne publikacje, akta, analizy. Chcemy by ta pamięć była udokumentowana, ale też wiecznie żywa.
– Czy wśród zabitych w Katyniu był ktoś z Pana rodziny?
– Bezpośrednio nie. Ale we Lwowie zamordowano mojego ojczyma, który był polskim policjantem. W 1941 roku zabrano go do lwowskiego więzienia Brygidki, gdzie wszelki słuch o nim zaginął. O tych przeszło 20 tysiącach pomordowanych oficerów Wojska Polskiego w Katyniu było głośno w 1943 roku, ale mało kto dał temu wiarę. Mówiliśmy- propaganda Niemców. Wiadomo było, że Sowieci to byli bandyci, nieobliczalni ludzie. Ale nikt by nie przypuszczał wtedy w Polsce, że byli zdolni aż do tego.
– Skąd taki pogląd?
– Wie Pan, ja mieszkałem we Lwowie w latach 1935-1943. Dwa lata przed wybuchem wojny poszedłem do szkoły. Pamiętam przemarsz polskiego wojska w eleganckich mudnurach w drodze na front wrześniowy, pamiętam też potyczki samolotów polskich i niemieckich nad lwowskim niebem. I pamiętam wkroczenie wojsk sowieckich. Dzikie twarze, często o rysach azjatyckich, łachmany zamiast mundurów, karabiny na sznurkach , generalnie bandytyzm. Ale za tą zgrają jechały potężne czołgi i artyleria. I to robiło przerażające wrażenie. Sowieci z jednej strony udawali przyjaźń, a zaraz za tym szły represje i szykany.
– Jak wspomina Pan tamten okres, okupacji sowieckiej?
– Mówiło się, że wchodzi wojsko, które nie przyniesie oczywiście wyzwolenia. NKWD było bardzo sprawne, na terenach zajętych przez wojsko sowieckie, w ciągu jednej tylko nocy potrafiono zatrzymać wszystkich policjantów polskich. Tak zaaresztowano mojego ojczyma, którego najpewniej ktoś zadenuncjował. Potem przyszedł czas na rodziny oficerów polskich, trzymanych w obozach Kozielska, Ostaszkowa i innych.
– Skąd wiedzieli gdzie szukać?
– Ano stąd, że w tych obozach pozwalano na prowadzenie korespondencji. Na przesłuchaniach pytano o rodzinę i miejsce zamieszkania. Jeszcze w 1939 roku dokonano wymiany jeńców miedzy Wehrmachtem a Armią Czerwoną. Polscy żołnierze mieszkający na wschodzie trafili właśnie do Katynia. Wielu z członków naszego stowarzyszenia przeżywało wtedy własny, prywatny Katyń.
– Jak Pan sądzi, co dla Polaków w sowieckich obozach jenieckich było najgorsze?
– Na pewno brak kontaktu z otoczeniem, tęsknota za bliskimi i niepewność. Ale- moim zdaniem, najgorsza była niehonorowa śmieć, gdy prowadzili ich ze związanymi rękami nad miejsce egzekucji. Dlatego ważne, by pamiętać o Katyniu, by o tym mówić. Dlatego, orzystając z okazji, chciałbym zaprosić wszystkich zainteresowanych na sesję popularno naukową związaną z Katyniem, która odbędzie się 9 kwietnia o godz.10.00 w koszalińskim ratuszu.

 

Rozmawiał: Tomasz Wojciechowski

Registration disabled