„Mistrz Ulryk wzywa twój majestat, panie, i księcia Witolda na bitwę śmiertelną i aby męstwo wasze, którego wam widać brakuje, podniecić, śle wam te dwa nagie miecze.” – fragment z filmu „Krzyżacy”.
Mało znany jest fakt, że jednym z pomysłodawców wysłania dwóch nagich mieczy królowi polskiemu Władysławowi Jagielle był szczeciński książę, Kazimierz V. Tłumaczy to dlaczego wspomnianym filmie, jeden z herodów ma na piersi Gryfa Pomorskiego. Tak się bowiem złożyło, że pewna część rycerstwa z Pomorza Zachodniego przybyła na pola Grunwaldu, by wesprzeć siły Zakonu Krzyżackiego. Hufiec księcia szczecińskiego liczył co najmniej 30 rycerzy, wspartych przez giermków i czeladź obozową. Dla porównania- oprócz ogromnej liczby zaciężnych i gości Zakonu, Pod Grunwaldem znalazło się 450 braci zakonnych, w tym najwyższych hierarchów. Przeszło połowa z nich poległa. Była to rzeź zakonnych rycerzy, nie brano jeńców do niewoli dla okupu, walka była bezpardonowa.
Jednak los okazał się łaskawy dla Kazimierza V. Pojmał go w niewolę Skarbek z Góry. Widać to wyraźnie na obrazie Jana Matejki „Bitwa pod Grunwaldem”. Gdzie wypatrywać tam księcia?
Z lewej strony obrazu znajduje się Wielki Mistrz Krzyżacki Ulrich von Jungingen. Jest on ubrany w biały płaszcz z czarnym krzyżem na piersi. Z wyrazem przerażenia na twarzy broni się przed atakiem piechurów. Po lewej stronie śpieszy mu z pomocą Książę Szczeciński, pędzi on na czarnym koniu, w hełmie z pawimi piórami. Kazimierza V atakuje jednak polski rycerz- Jakub Skarbek z Góry. Giermek tego ostatniego chwyta za cugle konia, którego dosiadał książę Kazimierz V. Tym sposobem Gryfita dostaje się do niewoli.
Książę bynajmniej nie został skazany na śmierć. Przeciwnie. Dzięki łaskawości króla Jagiełły, jeszcze tego samego wieczora siedział przy biesiadnym stole i brał udział w uczcie zwycięstwa. Książę pozostał jeńcem do 8 czerwca 1411 roku. Został przez króla uwolniony dzięki wstawiennictwu Bogusława VIII, Księcia Słupskiego, również pochodzącego z rodu Gryfitów. Ów książę do końca zmieniał strony, by ostatecznie wesprzeć sprawę polską. Aczkolwiek, jako asekurant, książę Bogusław VIII nie spieszył się pod Grunwald. Zjawił się w polskim obozie dopiero po zakończeniu bitwy. Na wypadek, gdyby bitwę wygrał Zakon.
Poparcie dla Władysława Jagiełły opłaciło się. Pod Malborkiem Bogusław VIII złożył Władysławowi Jagielle hołd lenny, otrzymując Lębork, Człuchów, Biały Bór, Debrzno, Świdwin, Bytów i Czarne.
Dzięki Grunwaldowi do historii przeszło też godło Gryfitów- Gryf Pomorski, wspomniany przez słynnego Jana Długosza. Była to pierwsza dokumentacja historyczna, która zawierała opis chorągwi zdobytych przez siły polsko-litewskie pod Grunwaldem. Znalazła się tam chorągiew z czerwonym Gryfem na srebrnym białym polu.
Wytrawni dyplomaci
Machiavelli w swym dziele „Książę” pisał, że są dwa sposoby wojowania: być lisem lub lwem. Gdy nie można być walecznym lwem, trzeba zostać sprytnym lisem. Doskonale wiedzieli o tym książęta pomorscy. Cofnijmy się nieco w czasie. W średniowieczu Pomorze jest podzielone między władców i rycerzy sprzyjających Zakonowi, tych wiernych Królestwu Polskiemu, oraz próbujących zachować neutralność. Zakon miał w swoim ręku wielkie bogactwo, którym zjednywał sobie przyjaciół. Sytuację ułatwiał fakt, że Pomorze w późnym średniowieczu było podzielone i słabe. Rządzili nim książęta wołogoscy, szczecińscy i słupscy. Znaleźli się oni niejako między młotem a kowadłem. Książęta słupscy poparli Polskę, a Pomorze Zachodnie opowiedziało się po stronie Zakonu. Niezależnie od tego, kto by wygrał na tronie utrzymałaby się dynastia Gryfitów. Wojna z Zakonem Krzyżackim była jedynym w historii dynastii Gryfitów przypadkiem, by dwaj jej członkowie walczyli w wojnie po przeciwnych stronach.
Gryfici dyplomatycznie zawiązywali sojusze, aby zachować wolność i niezależność księstw. Wspomniany już Bogusław VIII w roku 1386 zawarł sojusz z Krzyżakami, licząc, że z jego pomocą uda mu się zdobyć nowe ziemie. W 1394 roku spowodował uwolnienie przetrzymywanych krzyżackich posłów. Udostępniono też tereny księstwa dla przemarszu wojsk, ciągnących Zakonowi na pomoc. Była to pomoc nie do przecenienia. W zamian Zakon udzielał księciu pożyczek- jako gwarant spłaty, zakładnikami stali się burmistrzowie Słupska, Sławna i Darłowa, przebywający na zamku w Chojnicach. Książę dług spłacił, chociaż po niewczasie. Kolejny raz burmistrzowie miast pomorskich nie dali się już wykorzystać i Bogusław VIII musiał szukać żyrantów wśród rycerstwa. Kwoty, które miał oddać w 1411 roku nie zostały nigdy zwrócone Zakonowi.
Czternaście lat później Bogusław VIII przeszedł już jednak na stronę Korony Królestwa Polskiego. W 1395 roku został sprzymierzeńcem Władysława Jagiełły. Mało tego, gdy wymagały tego interesy, książę słupski w 1409 roku ponownie sprzymierzył się z Krzyżakami, by ich porzucić pod Grunwaldem.
Była to ryzykowna gra, zważywszy, że Krzyżacy na przełomie XIV i XV wieku byli u szczytu potęgi, a nabycie ziemi drawskiej przez Zakon pozwalało częściowo otoczyć księstwo słupskie od południa. Zakon posiadał też teren Nowej Marchii, co oznaczało że księstwo słupskie znalazło się w kleszczach zakonników od wschodu i od południa. Te plany izolacji politycznej Bogusława VIII miały go jeszcze bardziej uzależnić od państwa zakonnego. Dlatego zdecydował się na sojusz z królem polskim, ale gdy sytuacja na niwie dyplomatycznej z Wielkim Mistrzem, Konradem von Jungingen uległa poprawie, ponownie obrał kurs na współpracę z Zakonem. Było to motywowane doraźnymi korzyściami osobistymi i państwowymi. Bogusław VIII był mistrzem manipulacji. Przeciwieństwem Bogusława VIII był jego brat, książę Barnim V, który w Krakowie w 1396 roku poddał się królowi Jagielle w opiekę i był wiernym stronnikiem króla polskiego aż do swej śmierci ( w 1403 roku).
Nastał czas decydujących rozstrzygnięć i należało wybrać stronę konfliktu, gdyż wiosną 1409 roku wiadomo było, że wojna jest nieunikniona. Na zjeździe w Stargardzie, gdzie obecni byli książęta: Świętobór III, Warcisław VIII i Bogusław VIII, ustalono że wszyscy trzej opowiedzą się po stronie tego, kto w konflikcie polsko- krzyżackim więcej zaoferuje. Wysłano więc posłów z propozycjami do Malborka i Krakowa. Warcisław VIII przeszedł na stronę Zakonu za pożyczkę w wysokości 2000 kop groszy praskich, uzyskaną od nowego Wielkiego Mistrza, Ulryka Von Jungingen. Krzyżacy kupowali sobie także pojedynczych rycerzy pomorskich. Rycerz Maćko Bork ze Strzmiela otrzymał od Wielkiego Mistrza konia bojowego, oraz uzyskał pożyczkę w wysokości 300 grzywien.
Wojna Polsko-krzyżacka w 1409 roku ukazała, że chociaż ostatecznie cała wymieniona wcześniej trójka książąt opowiedziała się oficjalnie za Krzyżakami, to bardzo ociągali się oni z wysłaniem swoich wojsk na pomoc Zakonowi. Ta sama sytuacja miała się powtórzyć niejako rok później. Wówczas obietnicy wsparcia wojsk zakonnych dotrzymał jedynie Świętobór III, wysyłając chorągiew ze swoim synem, wspomnianym księciem Kazimierzem V.
Bitwa na polach Grunwaldu
Nie można przy okazji pokrótce chociaż wspomnieć o batalii pod Grunwaldem. Do dziś jej przebieg budzi wiele wątpliwości i jest to temat różnych naukowych hipotez. Weźmy na przykład słynne wilcze doły, które Krzyżacy mieli przygotować, by wpadła do nich ciężka jazda polska. Okazuje się, że w ogóle ich nie było! Obie armie pojawiły się niemal o tej samej porze (rankiem, 15 lipca 1410 roku) i ich rozstawienie odbywało się szybko, gdyż przeciwnicy byli zaskoczeni swoją obecnością. Poza tym, gdyby nawet utworzono wilcze doły, to musiałyby być w nich przejścia dla własnej, zakonnej konnicy. Byłyby one raczej wąskie, co zmuszałoby rycerzy do poruszania się szeregiem. Jest to w sprzeczności z taktyką jazdy Zakonu- atak zwartym szeregiem, zwycięstwo w szarży, natarcie szykiem klinowym lub linią. Wreszcie, kwestia wilczych dołów pojawia się tylko w jednym dokumencie historycznym. Chodziło więc zapewne o wzbogacenie opisu bitwy i ukazanie Krzyżaków jako ludzi podstępnych.
Bitwa rozpoczęła się około południa, szacuje się że trwała 6-8 godzin. Po stronie polsko litewskiej mogło być ok.30 tys. ludzi, Krzyżacy mieli armię liczącą około 20-21 tys. żołnierzy. Walka była wyjątkowo zażarta, walczono bez pardonu. A czy Litwini faktycznie pozorowali ucieczkę z pola walki? A może poszli w rozsypkę? Trudno dziś jednoznacznie stwierdzić, która teza jest słuszna. Na pewno na polu boju zostały trzy chorągwie litewskie, stojące u boku Polaków. Jeśli był to pozorowany odwrót, fortel się udał, bo prawdopodobnie większość rycerzy Zakonu która ruszyła w pogoń za Litwinami nie wróciła już na pole walki. Jazda utraciła zwartość szyku, pojedyncze grupki jeźdźców ścigały uciekinierów, którzy dopadali jednak rycerzy Zakonu w bagnach, w lesie, gdzie manewrowość była po stronie Litwinów.
Z pewnością walka ciężkiej jazdy polskiej i krzyżackiej musiała robić wrażenie. Zlani potem od lipcowego żaru, ubrani w ciężkie zbroje, pędzący na bojowych koniach zderzyli się z dużym impetem. Gdy rycerze skruszyli w starciu kopie, sięgano po miecze i topory. Dynamika bitwy była tak duża, że ponoć król Jagiełło tak ochrypł od wydawania rozkazów, że następnego dnia nie mógł mówić. Warto też wspomnieć o tym, że preferowano dwa różne style dowodzenia- Jagiełło dowodził ze wzgórza, nie angażując się w bitwę, podczas gdy Wielki Mistrz Ulryk von Jungingen walczył wśród rycerzy Zakonu.
Nie zginął on zresztą – jak sugeruje obraz Jana Matejki- od ciosów polskiej piechoty, ale powalił go polski rycerz o imieniu Mszczuj. Gdy strona polsko-litewska zaczęła brać górę nad Krzyżakami, zamknięto ich w dwóch kotłach, z których tylko nielicznym udało się uciec. Gdy pobici rycerze Zakonu dotarli do Malborka, nie chciano im uwierzyć w porażkę. Co było dalej? Król Jagiełło oblegał Malbork przez 5 tygodni, bez rezultatu. Kto zwiedzał ten zamek, ten na pewno był pod wrażeniem tej budowli. A że Krzyżacy posiadali pewne doświadczenia z Ziemi Świętej, więc twierdza ta była trudna do zdobycia i obrońcy mogli bronić się długo (np. twierdza Krzyżowców, Krak des Chevaliers upadła dopiero po parunastu miesiącach i to tylko z powodu braku żywności). Król zwinął oblężenie, następnie podpisano pokój w Toruniu w 1411 roku. Jego zawarcie dało jedynie połowiczny sukces terytorialny Polsce.
Ale to już inna historia…
Tomasz Wojciechowski.
tekst ukazał się także w tygodniku koszalińskim „Miasto”