
Pomniki na Pomorzu Zachodnim, które stawiali Niemcy nie były tylko pomnikami poświęconymi ofiarom I wojny św, stawiano je także aby upamiętnić wojnę prusko-francuską. Czy było to powszechne zjawisko? Czym w ogóle były te pomniki? Spróbujmy odpowiedzieć na to pytanie.
W okresie zamieszkania terenów Pomorza Zachodniego, ludności i władze niemieckie stawiały rozmaite pomniki. Na początku, upamiętniające ofiary wojny prusko-francuskiej, cesarzy Wilhelma II czy Fryderyka III. Szczególnym zjawiskiem były pomniki ofiar I Wojny Światowej. Po klęsce Niemiec i zakończeniu wojny w 1918 roku, ludzie zaczęli myśleć w jaki sposób upamiętnić bliskich im poległych. Należy pamiętać, że w tamtych czasach nie zabierano ciał do kraju, czy miejscowości skąd pochodzili polegli. Tam, gdzie zginęli, tam byli grzebani. Stąd w latach dwudziestych ubiegłego stulecia zaczęły masowo się pojawiać pomniki ofiar I Wojny Światowej.
Praktycznie każda najmniejsza miejscowość fundowała i takowy stawiała. Przyjmowały one bardzo różne formy, od prostego kamienia na cokole z listą nazwisk, po specjalnie projektowane budowle. Cechą charakterystyczną pomników była zamieszczana lista nazwisk poległych, data śmierci, czasem stopień wojskowy i miejsce śmierci. Można z pewnością stwierdzić, że każda miejscowość takowy pomnik posiadała. Zakładając, że w obrębie aktualnego województwa zachodniopomorskiego istnieje kilka tysięcy miejscowości to tyle właśnie było pomników.
Jaki jest stan tych pomników dziś? Co z nich pozostało?
Obecnie niektóre pomniki mają się całkiem dobrze, inne zostały wykorzystane np. jako cokół pod figury katolickich świętych, jeszcze inne zniknęły z powierzchni. Jakby dobrze poszukać, można odnaleźć ślady pomników w każdej miejscowości- czasem jest to wzniesienie, cokół, a bywa, że został tylko powalony kamień, a tablica zniknęła. Jako stowarzyszenie DENKMAL POMORZE postawiliśmy do pionu dwa pomniki w Szczecinie: przy ulicy Inżynierskiej (osiedle Żydowce) oraz przy ul. Bielańskiej (osiedle Klucz). Spotkało nas ogromne zaskoczenie, gdy spotkało się to z ogromnym zainteresowaniem i entuzjazmem ludzi.
Tu właśnie jest dowód, że nie stawiamy ponownie symboli zła, a świadectwa historii. Coś w nas się zmieniło i wedle starej sentencji „historia magistra vitae” (łac. historia nauczycielką życia) traktujemy pomniki jako świadectwo tego co było. Pamiętam jedną sytuację właśnie na Osiedlu Klucz, kiedy to podjechał dźwig żeby wspomóc nas w stawianiu pomnika. Podszedł do nas starszy pan, mieszkaniec osiedla i sądząc, że chcemy pomnik zabrać powiedział: „Panowie zostawcie to, to jest pomnik młodych chłopców, którzy zginęli na wojnie”. Nie zaznaczył, że byli to Niemcy, pamiętam, że mocno mnie to wtedy ujęło.
Ważne jest też, żeby oddzielić pomniki ofiar I Wojny Światowej od ideologi nazizmu, której za czasów ich stawiania po prostu jeszcze nie było. Czasem zdarzają się pomyłki w tej kwestii, ale na szczęście już rzadko. Tu czujemy, że mówienie o tym mam sens i podnosi świadomość społeczeństwa. Zawsze zaznaczamy, że wojna jest bezsensowna i zawsze przegrana, bez znaczenia dla której strony konfliktu.
Zapomniane cmentarze
Jeżeli chodzi o cmentarze, proces ich niszczenia był złożony i długi. W trakcie naszych prac odnajdujemy nagrobki ze śladami po pociskach. To był początek procesu niszczenia cmentarzy niemieckich na ziemiach zachodnich. Znamy relacje z okresów końca II Wojny Światowej, gdzie uczestnicy walk wspominają, że na cmentarzach odbywały się regularne walki i stanowiły one punkty oporu. To widać bardzo mocno. Na cmentarzu przy ul. Inżynierskiej w Szczecinie widać ślady ostrzału artyleryjskiego, ostały się leje po wybuchu pocisków średnicy 5-7 metrów. Na zdjęciach lotniczych z roku 1945 widać, że ostrzał był bardzo intensywny. Dalszym procesem niszczenia cmentarzy były celowe i zamierzone wywożenie kamiennych płyt. Ten proceder, był realizowany za przyzwoleniem władz. Wprowadzono dekrety i ustawy, które na zezwalały. Tak więc, przyjeżdżały ekipy np z Dolnego Śląska i zabierały cenny granit norweski, a później po zatarciu śladów poprzednich właścicieli płyty szły do ponownego wykorzystania. Mniej cenne nagrobki np. z piaskowca czy betonu, wykorzystywane były jako obmurowania osiedlowych piaskownic, wejść do klatek schodowych, wykładano nimi także drogi. Takie ślady po latach odnajdujemy.
Takie działania realizowane były przez dziesiątki lat, niektóre cmentarze znikały dość szybko inne jeszcze były widoczne w latach 80-tych. Pracując na nieczynnych cmentarzach, bywa, że odkrywamy je na nowo. Wychodzą spod cienkiej warstwy ziemi piękne płyty, czasem prócz podstawowych danych jest zapisany także wykonywany zawód, to są ciekawe sprawy. Bywa, że na nagrobku widnieje mężczyzna i kobieta, a przy imieniu i nazwisku kobiety jest data urodzenia- natomiast przy dacie śmierci puste pole. Wniosek taki, że nagrobek był przygotowany już wcześniej, a osoba przeżyła wojnę i zmarła w innym miejscu. Zdarzają się, też sytuacje, gdy odnajduje się rodzina osoby, której płytę wydobyliśmy na światło dzienne. To jest ogromna radość i największa dla nas nagroda.
Częste jest pytanie, po co to właściwie robimy. Nie ma jednej odpowiedzi. Zawsze odpowiadam, że robimy to, co czujemy, że jest właściwe. Lubimy to robić. Postawmy się, na miejscu Polaków i polskich miejsc pamięci np. na Wileńszczyźnie. Czy chcielibyśmy, by o nie dbano? Niech każdy sobie odpowie.
Wiktor Możdżer
Autor jest prezesem Stowarzyszenia DENKMAL w Szczecinie