Marzec 1945 roku przyniósł na Pomorzu wojenną zawieruchę, która dotknęła także Koszalin. Miasto zostało zdobyte przez 3 Korpus Pancerny gen. Aleksego Panfiłowa. Mimo iż w mieście nie było długotrwałych walk, prawie całkowitemu zniszczeniu uległo śródmieście. Przybywających do Koszalina osadników witały gruzy i wypalone domy. Spłonął ratusz miejski, zniszczono również większość zakładów przemysłowych, urządzeń gospodarki komunalnej, zburzeniu uległo około 40 procent zabudowy miasta. Po ustaniu działań wojennych Pomorze stało się obszarem szabrownictwa z Polski centralnej, panoszyli się tu maruderzy Armii Czerwonej i ukrywały się resztki rozbitych oddziałów niemieckich.
Trudne początki
Jakby na przekór czasom, w którym łatwo było stracić życie, do Koszalina przybyli ludzie, którzy zdecydowali się otwierać tu swoje zakłady, tu pracować i tworzyć klimat gospodarczy zrujnowanego miasta. Spośród pierwszej grupy osadników przybywających z różnych stron kraju (pierwsza zorganizowana grupa przybyła w dniu 9 maja 1945 roku z Gniezna), wybrano burmistrza – Stanisława Jakubowskiego. Polska administracja musiała szybko zmierzyć się z trudnościami aprowizacyjnymi i bardzo złymi warunkami sanitarnymi.
Duży udział w tym mieli mieszkańcy Gniezna, którzy w dużej grupie przybyli do miasta. To właśnie z nich wyłoniono pierwszy Zarząd Miejski w Koszalinie. Spośród jego 68 pracowników aż 57 mieszkało poprzednio w Gnieźnie lub jego okolicach, 5 w innych powiatach województwa poznańskiego, a tylko 6 pochodziło z innych regionów kraju. W 1945 roku Koszalin przejściowo był stolicą obszernego zachodniopomorskiego okręgu administracyjnego. Z chwilą jednak, gdy Szczecin został przejęty przez władze polskie, stolicę województwa zachodniopomorskiego przeniesiono właśnie do tego miasta, gdzie od lata 1945 roku urzędował Pełnomocnik Rządu na Okręg Pomorze Zachodnie. Tymczasem w końcu 1945 roku w Koszalinie działało dziesięć sklepów, tworzono spółdzielnie, rzemieślnicy otworzyli ponad sto zakładów, uruchomiono browar, Zakład Przeróbki Konopii, Fabrykę Mydła 'Elerta’ i Fabrykę Konserw Rybnych 'Tytan’.
Powstają nowe zakłady
Zaczęły powstawać zakłady stolarskie, szewskie, sklepy, zakłady usługowe, piekarnie. Pierwszymi rzemieślnikami miasta Koszalina byli także ci, którzy za czasów niemieckich byli robotnikami lub jeńcami. W Koszalinie wśród nich był Józef Paczoska (z zawodu kowal), Jan Cwirk (znany piekarz), Jerzy Grześkiewicz (ślusarz), Kazimierz Kulik (elektryk), Franciszek Mikołajczyk (mechanik samochodowy) i inni. Operatywność i inicjatywa pionierów – rzemieślników szybko zaowocowała tym, że Koszalin w latach 1945-46 był już znaczącym i rozwijającym się ośrodkiem. W roku 1946 w Koszalinie było już 12 zakładów piekarniczo-cukierniczych, 9 zakładów mięsno-wędliniarskich, 7 zakładów fryzjerskich, 13 warsztatów ślusarsko-kowalskich i wiele innych warsztatów różnych branż.
Niektórzy rzemieślnicy pełnili odpowiedzialne funkcje, np. Czesław Mikołajczyk z zawodu piekarz – był pierwszym burmistrzem Koszalina. Jan Ludyński- z zawodu zegarmistrz, pełniący obowiązki komendanta i inni. Rzemieślnicy Koszalina tworzyli znaczącą siłę społeczno-polityczną, a także elitarną grupę mieszkańców miasta. W roku 1945 rzemieślnicy Koszalina i najbliższych okolic dali początek powstawaniu organizacji cechowych, zrzeszając się w tzw. cechach branżowych.
Niestety, w kraju o ustroju komunistycznym operatywność i własność prywatna szybko zaczęły dokuczać władzy ludowej. Zaczęto tępić prywatną inicjatywę. Pojawił się „domiar”- podatek domiarowy, którym nękano i niszczono wszystkie środowiska ludzi z obszaru wolnorynkowego, a zwłaszcza rzemieślników i wolne zawody. Podatek ten był bezprawnym wymysłem służącym niszczeniu ludzi zarabiających na tzw. wolnym rynku. Był de facto zapowiedzią oskarżenia o oszustwo skarbowe. Kto płacił – pośrednio przyznawał się do winy; kto się ociągał lub odwoływał – podlegał nakazom egzekucyjnym i dochodzeniom prokuratorskim.
Sytuacja zaczęła zmieniać się w miarę upływu lat , w końcu w nowoczesnej Polsce pojawiło się zielone swiatło dla tzw. „prywaciarzy”. Dziś wiele punktów usługowych, sklepów, czy piekarni ( słynna „Drzewiańska”) prowadzonych jest przez kolejne pokolenia właścicieli, przypominając o pionierach koszalińskiego rzemiosła.
Czesław Pawłowski – pionier nieco zapomniany
Czesław Pawłowski (pierwszy z lewej, siedzi) podczas spotkania pożegnalnego J. Chrząszczyńskiego
Na koniec warto jeszcze przytoczyć historię jednego z pierwszych piekarzy w Koszalinie. Jest to życiorys podobny wielu tym, którzy wybrali prywatną inicjatywę i przez to narażali się władzy. Nawet dziś, szukając o tym człowieku wzmianki w koszalińskich zapiskach i archiwach, niewiele można znaleźć.
Czesław Pawłowski przyjechał z Wielkopolski. Pozostawił tam żonę i małego synka. Szczęście mu dopisało i udało mu się zająć piekarnię u zbiegu ulic Młyńskiej i Kościuszki (dzisiaj mieści się tam piekarnia Drzewiańska) oraz mieszkanie na drugim piętrze nad piekarnią. Mieszkanie było wyposażone i sprawiało wrażenie jakby poprzedni mieszkańcy opuścili je tylko na chwilę. Początkowo piekarnia piekła chleb dla wojska polskiego i sowieckiego. W tamtym czasie zdarzył się incydent, który mógł kosztować życie młodego Czesława. Do piekarni przyszło dwóch pijanych sowieckich żołnierzy i zażądali wódki. Kiedy spotkali się odmową, strasznie pobili i skopali piekarza. W wyniku pobicia poważnemu uszkodzeniu uległa noga oraz ręce, którymi osłaniał twarz. Dla mieszkańców Koszalina jego „wybawiciele” byli prawdziwą zmorą.Ruch samochodowy wówczas był na tyle mały, że z ulicy Młyńskiej dzieci zjeżdżały na sankach.
Po mąkę potrzebną do pieczenia Czesław jeździł wozem konnym do Gniezna. Podróż trwała 3 dni w jedną i 3 dni w drugą stronę, co było nie lada wyczynem. Piekarnię Czesław prowadził do 1947 roku, kiedy to władze państwowe upomniały się o podatek od zastanych dóbr oraz domiar. Władze przejęły piekarnię, a jemu zaproponowano aby został jej kierownikiem na co się nie zgodził. Rodzina musiała zmienić mieszkanie na dużo mniejsze, położone przy placu Kilińskiego (nad dzisiejszym sklepem Żabka). Ambitny piekarz utrzymywał rodzinę ze zbierania złomu, w międzyczasie Czesław wyjechał do zniszczonego Kołobrzegu, w którym spędził dwa lata pracując przy jego odgruzowa-niu i spłacając domiar. W swoim życiu zajmował się także usługami transportowymi, rolnictwem. Czesław Pawłowski był także taksówkarzem. Przez całe życie działał aktywnie społecznie, był m.in. we władzach Wojewódzkiego Zrzeszenia Handlu i Usług w Koszalinie.
Na zakończenie prośba, którą przekazujemy w imieniu rodziny Czesława Pawłowskiego. Jeśli ktoś wie coś o koszalińskim piekarzu, posiada zdjęcia, dokumenty z nim związane, lub po prostu- dobrze go wspomina, prosimy o kontakt poprzez nasz formularz kontaktowy.
Tomasz Wojciechowski
Więcej o koszalińskich rzemieślnikach i handlu w powojennym Koszalinie znaleźć można tutaj.