
Patrząc wstecz, przez dekady i stulecia, rodzaj ludzki prowadził co rusz wielkie i małe konflikty zbrojne. Ich powodami były prestiż władców, ziemia, bogactwa i sława, a bywało też że chora ideologia. Oprócz cierpień ludności cywilnej, miejsce na wojnie znajdowali też zwykli zwykli żołnierze, gnani przez dowódców na wrogie okopy pod ostrzałem karabinów maszynowych. Wojna tworzyła szaleńców, bohaterów i idealistów, a niektórzy potrafili dokonać niebywałych aktów odwagi, ani razu nie oodając strzału. O nich będzie ta opowieść.
Na sens wojny patrzono różnie. Niemieccy stratedzy i teoretycy wojenni tacy jak Ludendorf czy Clausewitz widzieli w niej albo przedłużenie polityki państwa, albo też stan naturalny dla narodów, który dzielił jedynie rzadki czas pokoju. Dziś wiemy, że wojna nie zaniknie całkowicie, ewoluuje w swej naturze, zmienia się i może na spokojny kontynent europejski znów nadciągnąć. A jak wojnę zaprezentowano w największym chyba dziele, poświęconym sztuce wojennej?
Sztuka wojny
Starożytny chiński generał i teretyk wojskowości Sun Tzu napisał dzieło zwane „Sztuką Wojny”. Utwór ten cieszy się wielką popularnością do dziś, tym bardziej że zawarte tam aspekty znakomicie przenieść można na grunt biznesowy, zarządzania ludźmi lub firmami.
„Sztuka Wojny” powstała w VI wieku p.n.e i składa się z 13 rozdziałów, a każdy z nich jest poświęcony jednemu elementowi sztuki wojennej. Po raz pierwszy przetłumaczona została ona na język zachodni z chińskiego w 1782r. przez francuskiego jezuitę Jeana Josepha Marie Amiota. Co jest sednem tej księgi? Otóż według Sun Tzu, wojny… najlepiej unikać wogóle. Pisze on, że pycha i arogancja władców i generałów nie wskrzeszą ciał poległych żołnierzy i nie naprawią zniszczeń wojennych. Wskazuje też, że „nie jest najważniejsze walczyć sto razy i wgrywać sto razy. Wygrywa ten, kto wie kiedy walczyć, a kiedy nie walczyć”. Najznakomitsze zwycięstwo to takie, gdy złamiemy wolę przeciwnika bez przelewu krwi.
A jeśli już musi dojść do działań wojennych, to warto oprzeć się na 5 zasadach prowadzenia zwycięskiej wojny. Pierwsza to jedność moralna ludu z władcą, druga to zdolność wodza (są mistrzowie ataku i obrony, a jeśli dowódca traktuje swych podwładnych jak ukochanych synów, ci bez wahania staną z nim nawet w obliczu śmierci), potem mamy umiejętne wykorzystanie czasu i przestrzeni oraz dobrze wyszkolone i moralnie zwarte wojsko. Zgodnie z sugestiami Sun Tzu, należy uderzać tam, gdzie nie spodziewa się nieprzyjaciel, manewrować i rozbijać wroga. Generał doceniał też w dziele znaczenie informacji i szpiegów, aczkolwiek radził wystrzegać się podwójnych informatorów i ślepo posłusznych ideologiom żołnierzy. Sun Tzu zdawał sobie też sprawę z tego, że mało chwalebnym, ale niestety nieodzownym elementem wojny są grabieże i gwałty na ludności cywilnej. Dlatego zalecał rozwagę i to, by nie szafować niepotrzebnie życiem.
Pod koniec XIX wieku słowa o okroponości wojny potwierdzał znanymi słowami Robert E. Lee – amerykański generał, dowódca wojsk Konfederacji w czasie wojny secesyjnej: „Todobrze, że wojna jest taka straszna. Inaczej za bardzo byśmy ją polubili.” Ale był ktoś, kto zupełnie inaczej pojmował wojnę.
„Szczerze polubiłem wojnę”

Słowa te należą do generała sir Adriana Carton de Wiarta, który podczas I wojny światowej stracił lewe oko i lewą rękę, nie licząc wielu odłamków w ciele i ran postrzałowych. Mało, że przeżył, to brał udział w II wojnie światowej i zmarł nie z odniesionych ran, lecz ze starości w 1963 r. w wieku 83 lat!
De Wiart był przykładem tego, że na wojnie najcenniejsi są żołnierze, którzy obdarzeni są pewną dozą szaleństwa. De Wiart, który wywodził się z belgijsko- irlandzkiej rodziny, pierwotnie studiował prawo, wkrótce jednak porzucił to zajęcie na rzecz munduru. Słysząc o wybuchu wojny burskiej zaciągnął się do wojska i wyruszył do Afryki Południowej, aby bić się z potomkami holenderskich kolonizatorów, którzy nie chcieli podporządkowywać się brytyjskiemu imperium. Tam po raz pierwszy został ranny. Następnie już w stopniu kapitana, walczył w Somalii -otrzymał wówczas dwukrotny postrzał prosto w twarz, czego efektem była utrata lewego oka i fragmentu ucha. Ale to go nie zraziło.
De Wiart tak rozsmakował się w bitewnym zgiełku, że już w 1915r. przybył do Europy by walczyć po stronie Ententy w największych i najkrwawszych bitwach fronu zachodniego we Francji i w Belgii. Prowadził wielu ze swych ludzi na pewną śmierć, biorąc udział w krwawych bitwach pod Sommą, Passchendaele, Cambrai. Pod Ypres,wybuch granatu spowodował że de Wiart stracił dłoń. Po I wojnie światowej w stopniu pułkownika udał się do Polski, by wspomóc nasz kraj w walce z bolszewikami. W Polsce przebywał 15 lat. W przededniu II wojny światowej nadal pozostał w Polsce, jako szef wojskowej misji brytyjskiej, który miał nie najlepsze zdanie o osobie marszałka Rydza- Śmigłego, choć cenił Polaków. Później, II wojna światowa mijała mu głównie na misjach dyplomatycznych, a zakończył ją w Chinach. Na starość generał de Wiart (otrzymał ten stopień w w wieku 60 lat) osiadł w Irlandii.
Lawrence z Arabii

Zupełnie inną postacią był Thomas Edward Lawrence, słynny „Lawrence z Arabii”, brytyjski archeolog, podróżnik i agent wywiadu. Jego błyskotliwe działania doprowadziły podczas I wojny światowej do wybuchu powstania przeciw Imperium Osmańskiemu.
Thomas Lawrence urodził się w 1888r. Był niski, ale błyskotliwy i bardzo inteligentny. Studiował archeologię i znał język arabski, okazał się zatem cenną osobą dla Brytyjskiego Ministerstwa Wojny, które pod pretekstem badań archeologicznych pragnęło lepiej poznać sytuację na terenie Turcji. Lawrence wszedł w skład grupy archeologów i wyruszył do Arabii. Nie przypuszczał jeszcze, że ta wyprawa odmieni jego życie.
Po rozpoczęciu I wojny światowej Londyn postanowił wyeliminować z gry pro niemiecką Turcję, rozbijając ją od wewnątrz. Powzięto decyzję o wywołaniu powstań wśród Arabów, obiecując wybranym szejkom możliwość utworzenia niezależnych królestw. To, czy faktycznie zamierzono dotrzymać słowa- było już inną kwestią. W 1915 r.Thomas Lawrence otrzymał misję pertraktacji z kandydatami na przywódców lokalnych powstań w Syrii. Następnie w Egipcie, przebrany za Beduina, zorganizował Biuro do spraw Arabskich. Doprowadził do rewolty i wybuchu walk na półwyspie Synaj.
Potem Lawrence stanął u boku szejka Fajsala, a wśród Arabów stawał się coraz bardziej znany i popularny, uznawany za „jednego ze swoich”, obeznanego z arabską kulturą i obyczajami. Na początku 1918 r., w randze pułkownika, odciął odwrót armii tureckiej w Palestynie. Pierwszy wkroczył do Damaszku, ubiegając tym samym siły armii brytyjskiej. Był to dla Lawrence’a czas chwały i tryumfu.
Lecz I wojna światowa dobiegła końca. Francja i Wielka Brytania zawarły tajny układ, na mocy którego oba państwa zajęły większość obszarów pokonanej Turcji. Prawdopodobnie, zdrada jakiej dopuściły się światowe mocarstwa wobec Arabów, doprowadziła do tego, że Lawrence znalazł się na pograniczu załamania nerwowego. Zerwał z przeszłością i pod przybranym nazwiskiem Johna Hume’a Rossa, jako szeregowiec wstąpił do sił lotniczych RAF. W końcu przeniesiono go w stan spoczynku i „Lawrence z Arabii” osiadł w w pobliżu Plymouth.
Zginął mało spektakularną śmiercią, biorąc pod uwagę jego niezwykły życiorys, w dniu 19 maja 1935 r. w wypadku motocyklowym.
Ale pozostawił po sobie sporą spuściznę. Był utalentowanym literatem, w latach 20-tych ub. wieku wydał wspomnienia pod tytułem „Siedem filarów mądrości”, będące poniekąd autobiografią. Tytuł nawiązywał do Księgi Przysłów: „Mądrość zbudowała sobie dom i wyciosała siedem kolumn”. Co ciekawe, przed I wojną światową Lawrence rozpoczął też prace nad książką naukową o siedmiu wielkich miastach Bliskiego Wschodu, która miała być zatytułowana właśnie „Siedem filarów mądrości”.
Jak wspominał na łamach książki sam autor: „Entuzjazmowaliśmy się ideami niewyrażalnymi i mglistymi, ale za które warto było walczyć. W zawrotnym wirze walk każdy z nas, nie oszczędzając się ani przez chwilę, przeżył tyle, że wystarczyłoby to na życie wielu ludzi, ale gdy osiągnęliśmy cel i z mroku wyłonił się nowy świat, starzy ludzie znowu wyszli na widownię i wzięli nam zwycięstwo z rąk, aby świat ów przerobić na podobieństwo świata dawnego, dobrze im znanego. Młodość potrafi zwyciężać, ale nie umie utrzymać owoców triumfu”.
W 1962r. swą premierę miała megaprodukcja kinowa „Lawrence z Arabii”, film z gwiazdorską obsadą m.in. Omara Shariffa i Petera O’ Toole w roli tytułowej.
Nie strzelam, lecz ratuję życie
Na koniec historia kogoś, kto z racji przekonań religijnych nie wziął do ręki karabinu, ale jako żołnierz US Army podczas II wojny światowej uratował wielu swych kolegów.
Desmond Doss jako młody chłopak w kwietniu 1942 r. otrzymał powołanie do wojska, mimo że jako adwentysta dnia siódmego odmówił noszenia broni i strzelania do przeciwnika. Swój wybór argumentował przekonaniem iż zabijać nie wolno, nawet w czasach wojny. Uzyskał status tzw. „conscientous objector”, a więc osoby, której sumienie nie pozwala na służbę. Postanowił jednak zostać sanitariuszem w 77. Dywizji Piechoty.
Brał udział w bitwach z Japończykami między innymi o Guam, gdzie odznaczył się odwagą i męstwem, wielokrotnie ratując swoich kompanów. Jednego z nich wyciągnął spod ostrzału, przebiegając blisko sto metrów po otwartym terenie, a następnie transportując go na skleconych naprętce noszach.
Dwukrotnie odznaczano go Brązową Gwiazdą. W kwietniu 1945 r. Doss trafił na Okinawę, będącą piekłem na ziemi dla wojsk amerykańskich. Podobno, w ciągu jednego dnia sanitariusz uratował aż 75 kolegów, przez 12 godzin przenosząc rannych. Niebawem limit szczęścia wyczerpał się i Doss sam w połowie maja został wielokrotnie ranny. W jego ciele znalazło się aż 17 odłamków. Trafił do szpitala, a następnie powrócił do domu.
Tam, prezydent Harry Truman nagrodził Dossa najwyższym amerykańskim odznaczeniem- Medalem Honoru. W uzasadnieniu opisano jego niezwykłe męstwo w obliczu ostrzału oraz poświęcenie w celu ratowania towarzyszy broni. Doss wiódł szczęśliwe rodzinne życie u boku kochającej żony i zmarł 23 marca 2006 r. w Piedmont w stanie Alabama.
Tomasz Wojciechowski
Tekst ukazał się w koszalińskim tygodniku „Miasto”
Foto: wikipedia.pl