
O wprowadzeniu stanu zagrożenia epidemicznego w Polsce, o tym, czy COVID-19 jeszcze do nas powróci, oraz o małpiej ospie rozmawiamy z Markiem Janusem- lekarzem chirurgiem, prezesem Prywatnej Lecznicy Chirurgicznej „Praxis”.
–Od poniedziałku 16 maja stan epidemii został w Polsce zastąpiony stanem zagrożenia epidemicznego. Czy to słuszna decyzja, patrząc z punktu widzenia medycznego?
-W moim odczuciu to wyłącznie decyzja polityczna, poparta podobno danymi statystycznymi, wykazującymi mniejszą ilość zachorowań i zgonów. Tyle tylko, że zaniechano dalszego testowania ludzi. To tak, jakby walczyć z gorączką poprzez stłuczenie termometru- nie ma narzędzia, nie ma problemu. Tymczasem tak zwane obostrzenia są teoretycznie aktualne w obu stanach, obowiązują dalej. To taki trochę paradoks bo w aptece raczej nie zobaczymy nikogo w maseczce, mimo że według przepisów jest taki wymóg. Za to w markecie maseczki już nosić nie trzeba wcale. Powiedzmy sobie jasno: wirus nie zniknie od tego, że ktoś wyda odpowiednie rozporządzenie. Odwołuje się coś, co i tak w praktyce było słabo przestrzegane, albo wcale.
–Ma Pan na myśli noszenie maseczek?
-Oczywiście. Ludzie maseczki traktują bardzo źle, jako objaw tłamszenia ich wolnej woli, formę nacisku. Każdy szuka jakiegoś pretekstu, by ich nie nosić, a jeśli już- to co najwyżej na brodzie, by oddychać nosem.
–Może dlatego, że ludzie są zdezorientowani, a nawet wściekli? Nie tak dawno w upale dusiliśmy się w maseczkach, grożono nam mandatami, dziś problem w magiczny sposób zniknął.
-Ludzie przede wszystkim są zagubieni, nie wiedzą o co w tym chodzi, słuchają plotek albo niespójnych stereotypów płynących z góry. To bardzo niedobry objaw. Nagle zniknęły maseczki, Polacy przestali się szczepić. Dlaczego o to nie zadbano? Najpierw problemem był brak szczepionek, potem rejestrowano masowo na szczepienia, przyjmowaliśmy pierwszą, drugą dawkę, potem tzw przypominająca. A dziś? Mamy w zapasie tyle szczepionek, że dla każdego z obywateli starczyłoby na pięć dawek. Nie wspominając o tym, że one mają swój termin ważności.
–Jak Pan sądzi, dlaczego odwołano stan pandemii właśnie teraz? Minister oznajmił, że koronawirus nie jest w sumie chyba groźniejszy niż grypa, a ponadto COVID-19 może przecież do nas powrócić- tradycyjnie już, po sezonie wakacyjnym…
-Na pierwszą cześć Pana pytania nie jestem w stanie odpowiedzieć. Nie wiem, jakie są powody, dlaczego akurat teraz. Na pewno brak w tym logiki i sensu. Natomiast co do powrotu koronawirusa, to jak każda infekcja wirusowa, i ta zapewne zawita do nas ponownie, kto wie, może znowu w innej, zmutowanej postaci. Ta ostatnia, faktycznie była bardzo zbliżona przebiegiem do grypy. Po okresie wakacji, rozproszeniu, powrócimy do domów, rodzin i miejsc pracy, możemy być więc znów narażeni na zakażenie. Pamiętajmy, że koronawirus nie został do końca okiełznany, więc nie poddaje się schematom i może powrócić w postaci innej infekcji. U nas obostrzenia się luzuje, w niektórych krajach- wręcz przeciwnie, się je zaostrza.
–Wcześniej była ptasia grypa. Nie uporaliśmy się jeszcze na dobre z COVID-19 a już światowe media straszą nas pandemią małpiej ospy. Mamy się czego obawiać?
T-en typ ospy w dużym stopniu przypomina ospę wietrzną. Szczepienie przeciwko tej chorobie daje 85% ochrony przed zarażeniem tą nową odmianą. Oczywiście, co niektórzy z nas już ospę wietrzną przeszli kiedyś, szczepienie w tym zakresie było też obowiązkowe. Sam przebieg, jak przy infekcji wirusowej- ból mięśni, gorączka i wysypka. Przebieg nie stwarza zagrożenia dla naszego życia, chyba że wirus małpiej grypy zmutuje.
Rozmawiał: Tomasz Wojciechowski