Partnerstwo realne?

O cieniach i blaskach partnerstwa publiczno- prywatnego rozmawiamy z Robertem Bodendorfem, przedsiębiorcą i Prezesem koszalińskiego Oddziału Północnej Izby Gospodarczej.

 

– Czy wg Pana idea partnerstwa publiczno- prywatnego ma w ogóle sens?

– Początkowo myślałem, że idea PPP dotyczy faktycznie partnerstwa w przedsięwzięciach „biznesowych”. Jednakże wyjaśniono mi jakiś czas temu, że PPP dotyczy jedynie tzw. „usług publicznych”, które zobowiązany jest realizować głównie samorząd terytorialny. Na dodatek okazało się, że obwarowania prawne – czyli tak nielubiane przez przedsiębiorców bariery – są tak niejasne, że mało kto przystępuje do realizowania tego typu projektów.

Słyszałem o kilkudziesięciu projektach (około 40), czyli niewiele. Nie jestem przekonany, czy to ma sens, ale moje zdanie jest takie, że z takimi propozycjami powinni wychodzić urzędnicy. Jeśli nie wychodzą z nimi, to świadczy, że sami mają spore wątpliwości.

– Co stoi na przeszkodzie w sprawnej realizacji tego zamierzenia?

– Moim zdaniem – inne cele przyświecają przedsiębiorcom, a inne urzędnikom. Pierwsi chcą coś tworzyć, rozwijać, a przy tym zarabiać. Drudzy zaś są skoncentrowani na realizowaniu wytycznych wynikających z przepisów prawa. Na dodatek ustawodawca skomplikował te wytyczne w taki sposób, że odstraszają one nie tylko przedsiębiorców, ale również urzędników samorządowych, dla których realizowanie tego typu zadań jest zbyt ryzykowne.

– Jak idea PPP według Pana przekłada się na nasze „lokalne” podwórko?

–  Nie znam przypadku PPP w naszym regionie. Natomiast słyszałem o przypadku Łomży, gdzie w ramach PPP ma być uruchomione (lub już funkcjonuje) targowisko miejskie. Członkowie Komisji Centrum Miasta Koszalina działającej przy Północnej Izbie Gospodarczej – od blisko 2 lat – mówią o uruchomieniu nowoczesnego targowiska w centrum miasta. Być może to jest pomysł na zrealizowanie pierwszego projektu tego typu? Kto wie?

– Czy według przedsiębiorców administracja i samorządy są przyjazne rodzimym firmom?

– Przedsiębiorcy oczekują większej przyjazności, a za chwilę wyjaśnię, dlaczego. W Polsce mamy ok. 38 mln. mieszkańców, z czego 20 mln., to osoby niepracujące (emeryci, renciści, bezrobotni, studenci, uczniowie itd.). 4 mln. stanowią urzędnicy (osoby, których wynagrodzenia pochodzą z podatków), a tylko 2 mln., to przedsiębiorcy, którzy zatrudniają 12 mln. osób. Jeśli popatrzymy na te liczby z punktu widzenia ekonomii, to okazuje się, że te 2 mln. przedsiębiorców pracują na to, aby wypłacać wynagrodzenia dwunastu milionom pracowników, a z płaconych podatków jeszcze dodatkowo czterem milionom urzędników. Na dodatek pozostałe 20 mln. osób, to członkowie naszych – czyli przedsiębiorców – rodzin, naszych pracowników oraz urzędników (czyli de facto źródłem ich utrzymania są również wypracowywane przez przedsiębiorców pieniądze), a także osoby otrzymujące świadczenia, których źródłem są płacone przez przedsiębiorców podatki. I dlatego właśnie te 2 miliony przedsiębiorców uważa, że społeczeństwo – w tym głównie urzędnicy – powinno być nam bardziej przyjazne.

– Czyli Polska to kraj urzędników?

– W Polsce jeszcze cały czas pokutuje przekonanie, że społeczeństwem rządzą urzędnicy, a przedsiębiorcy prywatni są pogardliwie nazywani „prywaciarzami”. Na zachodzie jest inne podejście. Tam urzędnicy mają pełną świadomość tego, że mają służyć przedsiębiorcom np. wspierając swoją wiedzą i doświadczeniem przy wykonywaniu przez przedsiębiorcę nałożonych prawnie formalności. Takiego traktowania oczekujemy w naszym kraju – i w zasadzie nic więcej nie potrzeba, abyśmy mówili pozytywnie o przyjazności urzędników. No, może jeszcze czasami oczekujemy dobrego słowa …

 

Registration disabled