Pasjonuje mnie odkrywanie starożytności

Rozmowa z Anną Walczyk – Rubinstein, badaczem starożytności, osobą zaangażowaną w walkę z nielegalną sprzedażą archeologicznych artefaktów.

Od wielu lat podróżuje Pani po terenie Bliskiego Wschodu, biorąc udział w wykopaliskach na terenie Iraku, Turcji, Kurdystanu, Izraela. Osiadła Pani natomiast w Jerozolimie. Jak do tego doszło?

-Pochodzę z Warszawy, studiowałam arabistykę. Chciałam być oczywiście archeologiem, ale interesował mnie dawny Bliski Wschód, tereny biblijne. Oczywiście, Egipt również jest fascynujący i intrygował mnie już jako dziecko, ale starożytna Asyria, Babilon, pociągały jeszcze bardziej. I tak przez sieć zbiegów okoliczności wylądowałam w Izraelu i od lat mieszkam w Jerozolimie. Oprócz archeologii i poszerzania swej wiedzy, zajmuję się także tworzeniem filmów dokumentalnych i wspieraniem działalności humanitarnej. Jestem w grupie archeologów dbających o powstrzymanie nielegalnego handlu zabytkami oraz staramy się powstrzymać dewastowanie stanowisk archeologicznych przez samorodnych poszukiwaczy skarbów.

Jak odnalazła się Pani w Jerozolimie, która jako miasto łączy nowoczesność i historię?

-Z przerwami na wyjazdy do Polski mieszkam w Jerozolimie od 1997 roku, przy czym mieszkałam też w innych miejscach: Tel- Awiwie, Hajfie. Cały czas rodzinna Warszawa jest moim domem, drugim zaś jest właśnie Jerozolima. To piękne miasto, fascynujące, pełne tajemnic, dla pasjonatów historii, archeologii. Ciągle je poznaję, jej biblioteki, muzea. Co ważne, Jerozolima to nie tylko czasy biblijne, także okres osmański i brytyjskiego mandatu. Cały czas odkrywamy Jerozolimę, jaka była. Zapewne pod większością domów, gdyby zacząć kopać, znalazłoby się jakieś znalezisko archeologiczne. Jako bardzo młoda osoba miałam to szczęście poznać naukowców, archeologów, właścicieli antykwariatów, którzy nauczyli mnie że archeologia to małe, namacalne przedmioty. Z resztą archeolodzy to nie tylko obywatele Izraela ale również Palestyńczycy, którzy mają swoje uniwersytety gdzie kształcą kadrę archeologiczną. To również od wieków przebywający w Ziemi Świętej Zakon Franciszkanów i Custodia di Terra Sante dbająca o dziedzictwo chrześcijańskie posiadająca swoje wykopaliska i wspaniale muzeum. Odkrycia często mogą być prozaiczne dzięki przypadkowym znalezisko mieszkańców Jerozolimy czy pasterzy z okolicznych wiosek. Ostatnie prace archeologiczne w Jerozolimie to na przykład Wilson’s arch, który dzięki mikroarcheologii może ponownie być badany. Naukowcy zeszli 9 m w dół aby sprawdzić jakie rodzaje skał tam są, aby sprecyzować poprzednie opisy tego miejsca. Oczywiście Miasto Dawida i podziemne wspaniale odkryte cysterny można zwiedzać.

A Pani wspomnienia związane z badaniami archeologicznymi?

-Pamiętam na przykład swój udział w wykopaliskach w Turcji w latach 2002- 2006, gdzie była międzynarodowa ekipa, w tym naukowcy z uniwersytetu w Ontario. Miło wspominam też wykopaliska w Izraelu. To ogromne doświadczenie, móc wziąć udział w takim projekcie. Byłam tam odpowiedzialna za dokumentację, fotografowanie, ale zajmowałam się też po prostu kopaniem. Wbrew temu co się wyobraża, praca archeologa jest ciężka fizycznie i by coś odkryć, trzeba po prostu puścić w ruch łopatę lub kilof. Nasz dzień zaczynał się o 5 rano i porannej kawy. Potem wymarsz na stanowisko pracy, pobranie odpowiedniego sprzętu- łopat, kilofów i taczek, stanowisko archeologiczne z poprzedniego dnia trzeba ponownie przygotować do następnych prac. Następuje podział zadań, praca do 8 rano, potem przerwa, kolejna około godziny 10.00-11.00, później obiad i praca na stanowisku do godziny 15.00. Potem następuje zabezpieczenie stanowisk, opisanie i zabezpieczenie, czyszczenie mycie znalezisk, Trzeba pamiętać o odpoczynku i nawadnianiu organizmu, bo to się może źle skończyć. Po południu do pracy rusza druga ekipa archeologów, są też raporty z danego dnia pracy i omawianie znalezisk na konferencjach. Moje badania archeologiczne, gdyby je wymienić dokładniej, to działania w ramach Cultural Expeditions MEC Canada in Antiochii, czy Yalvac, Mersin, Tars w Turcji. W Izraelu natomiast kilka sezonów w Ramat Handiv, Ramat Rachel,Ein Gedi. Wszystko to pod nadzorem The Hebrew University of Jerusalem i University of Hartford USA. Do tego mogę dodać inne wykopaliska z ramienia Israel Antiquities Authority, którego jestem tzw członkiem wspierającym naukę i prace prowadzone przez IAA. Obecnie ze względu na COVID-19 prace i konsultacje archeologów sprowadzają się do wideokonferencji.

Niestety, Bliski Wschód to dziś rejon niestabilny politycznie, a wojna nie sprzyja nauce i badaniom starożytnych cywilizacji. Jak bardzo ucierpiały zabytki na przykład Iraku?

-Tereny te nadal są niebezpieczne, odkąd odrodziło się Państwo Islamskie, archeologia na północy Iraku jest bardzo zagrożona. Inaczej ma się rzecz w Kurdystanie, gdzie znajduje się wiele ciekawych miejsc, zważywszy że to tereny dawnej Asyrii. Prace badawcze archeologów są przeprowadzane spokojnie, z pełnym zrozumieniem. Wracając do kwestii Iraku, to podczas pierwszej wojny w Zatoce Perskiej ograbione i zniszczone zostały muzea w prowincji Basra, Divaniya, Babilon, Dohuk oraz muzeum w Sulaymanie. Przeszło 4000 artefaktów zaginęło bez wieści. Następnie w 1995 i 1996 roku doszczętnie ograbione zostało muzeum w Babilonie. Wreszcie całkowicie zdewastowane zostało muzeum w Bagdadzie w 2003 roku- 15000 obiektów skradziono, a ich część znaleziono- w Syrii, Jordanii, Libanie, Włoszech i w Stanach Zjednoczonych. Może 50% stanu udało się odzyskać i wciąż są odzyskiwane kolejne eksponaty. Warto tu wspomnieć o irackiej archeolog, która podjęła walkę o dziedzictwo archeologiczne Iraku, Lamii Al Gailani Werr, cenioną za niestrudzoną pracę na rzecz dziedzictwa Iraku trwającą już 50 lat. Instytut, do którego mam zaszczyt należeć-The British Institute for the Study in Iraq odznaczył ją Złotym Medalem Gertrude Bell Memorial.

Przykładem takiej dewastacji jest Mosul, gdzie udało się na szczęście uratować większość niezwykłych zbiorów. Jak do tego doszło?

-Zbiory te były przechowywane na terenie Kurdystanu po prywatnych domach i kościołach, ich część udało się uratować przez zniszczeniem przez ISIS. Dominikanin, ks. Najeeb Michael zachował chrześcijańskie rękopisy i w 1990 stworzył centrum ich dygitalizacji. Manuskrypty były przechowywane od 1750 r w klasztorze dominikanów w Mosulu. Od 2007 roku kiedy nasiliły się walki w rejonie Mosulu dominikanie zaczęli opuszczać klasztor. W 2014 r. kiedy ISIS weszło do Mosulu, dominikanie wywieźli rękopisy do Erbil. Dokumenty obejmują tematykę teologii, filozofii, medycyny, spisane są po aramejsku. Są też księgi historyczne zapisane w j. hebrajskim, perskim, osmańskim. dokumenty archeologiczne zapisane pismem klinowym. Mosul nadal jest niebezpieczny, teren jest obecnie ogrodzony i nikt nie ma prawa tam wjechać bez przepustki.

Nasza rozmowa zmierza do zasadniczego tematu, czyli do grabieży antyków, artefaktów archeologicznych. Odkąd Howard Carter spopularyzował nowoczesną archeologię, wywożono z Egiptu całą masę eksponatów. Chociaż dawna Mezopotamia nie jest tak popularna jak Egipt, to jednak ze swymi zabytkami stanowi łakomy kąsek dla handlarzy nielegalnymi znaleziskami, czego przykłady podała Pani powyżej. Jak wygląda ten proceder?

-Skala tego procederu jest ogromna. Pojedyncze, mniejsze przedmioty znaleźć można wystawiane nawet na facebooku. By trafić na naprawdę wartościowe eksponaty, należy wiedzieć gdzie szukać, na specjalnych formach, stronach. To zamknięty krąg dostawców i odbiorców. Bardzo wiele świeżo wykopanych przez archeologów rzeczy w Syrii trafia do Jordanii, potem dalej, do Europy, Stanów Zjednoczonych. Odbywają się aukcje „pod stołem”, biorą w tym udział Anglicy, Włosi. O tym procederze głośno w prasie zachodniej. Czarny rynek artefaktów archeologicznych jest dziś tak dochodowy, że porównuje się go do handlu bronią, ludźmi, czy handlu narkotykami.

W tym procederze biorą też udział archeolodzy?

Zdarza się,że tak ale bardzo nieliczni, którzy tracą zaufanie swoich kolegów i są wykluczeni z grona naukowców. W Izraelu na przykład antykwariaty mogą całkiem legalnie sprzedawać wydobyte artefakty, wykorzystując do tego celu luki prawne. Wydawane przy zakupie certyfikaty były wykorzystywane nie zawsze uczciwie. Dziś się to zmieniło, są większe obostrzenia.

A dyplomaci?

Zdziwiłby się Pan, jak wielu z nich wywozi znaleziska archeologiczne. Chronieni przez immunitet nie muszą obawiać się odpowiedzialności karnej. Widziałam na własne oczy pełne torby antyków w Ammanie i sprzedaż w jednym z antykwariatów. Na szczęście, stowarzyszenia takie jak AINA czy British Institute for the Study of Iraq z którym współpracuję, przeciwdziałają handlowi dzieł sztuki, wyszukują nielegalne transakcje, walczą z przemytem. Z resztą w tym zakresie współpracujemy również z Europolem.

Są organizacje takie jak FRAND, czy OCCRP które zwalczają nielegalny handel przedmiotami archeologicznymi. Ostatnio zatrzymano w związku z tym 22 osoby powiązane z przemytem na terenie Bułgarii, Turcji, Francji. Dużym echem odbiła się także swojego czasu sprawa Hobby Lobby Staff z USA. Czego dotyczyła ta afera?

-Była to nielegalna działalność na dużą skalę, dotycząca zwojów z Qmran, biblijnych artefaktów, tabliczek mezopotamskich. Przy okazji chciałabym wspomnieć o aferze związanej z Muzeum Biblijnym w Waszyngtonie. Ta placówka nabyła między innymi 16 zwojów z Qmran i wiele innych eksponatów w dobrej wierze, nie wiedząc że są to doskonale, mistrzowsko wręcz podrobione falsyfikaty. To kolejna gałąź przestępczości związanej z antykami- fałszerstwa. Są specjaliści, którzy robią mistrzowsko wręcz podrobione kopie. Według mnie, waszyngtońskie muzeum ma w swoich zbiorach jakieś 40%-50% falsyfikatów. To bardzo dużo i pokazuje jaka jest skala fałszerstw.

Na koniec chciałem jeszcze zapytać Panią o Timbuktu, bo wiem że to temat związany z pani przyjaciółką z Włoch…

-Tak, Maria Luisa Russo zajmuje się dygitalizowaniem zbiorów z Timbuktu i warto przy okazji przekazać parę faktów historycznych związanych z tym ośrodkiem. W Mali, którego Timbuktu było wizytówką, zgromadzono setki tysięcy zabytkowych manuskryptów w piśmie arabskim. W Timbuktu powstał też uniwersytet Sankore. W Timbuktu znajdowały się rękopisy z dziełami na temat medycyny, astronomii, historii, genealogii, prawa islamskiego, muzyki. O ich istnieniu Europejczycy dowiedzieli się dopiero w 1826r. Gdy w te tereny zawitał Brytyjczyk Alexander Gordon Laing. Z tych setek tysięcy rękopisów, które zachowały się do czasów współczesnych, przynajmniej kilku tysięcy wciąż nie zinwentaryzowano. Od 1973r. Działał tu instytut badawczy nazwany imieniem miejscowego uczonego, Ahmada Baby, ale zbiory były rozrzucone, często wśród rodzin, czy dziedziczone z pokolenia na pokolenie. Maria Luisa Russo zetknęła się z Timbuktu w 2015 roku, gdy trafiła tam z ramienia Uniwersytetu w Hamburgu. Pomagała miejscowym naukowcom w dygitalizacji zbiorów, uczyła jak należy tego dokonywać. Później zaczęła współpracę z Hill Museum and Manuscript Library w Minessocie, dzięki czemu wystartowały na dobre projekty związane z dygitalizacją zasobów w Mali. Obecnie, od 2019 roku moja znajoma jest związana ze stowarzyszeniem AMALIA. To włoskie stowarzyszenie dbające o ochronę zasobów archiwalnych i promujące archiwistykę. Dzięki temu możliwe jest zabezpieczenie najcenniejszych manuskryptów i dzieł z biblioteki Al Aqib czy uniwersytetu w Sankore w Timbuktu. To bardzo ważne dla przyszłych pokoleń.

Rozmawiał: Tomasz Wojciechowski

Wywiad ukazał się w grudniowym wydaniu miesięcznika Miasto Plus (dostępny online na www.miasto.koszalin.pl ).

Registration disabled