Mimo, że działania wojenne zakończyły się w maju 1945 roku, na Pomorzu Zachodnim daleko było do stabilizacji. Szczecin wciąż był w większości niemieckim miastem, do Sławna, Kołobrzegu i Koszalina przyjeżdżali pierwsi polscy powojenni osadnicy. Musieli nie tylko radzić sobie z trudem organizowania na nowo życia, ale też bandami szabrowników i radzieckimi władzami. Rozmowa z Marią Piątkowską, nauczycielką, jedną z wielu osób przybyłych w 1945r. na Ziemie Zachodnie.
– Kiedy przyjechała Pani do Koszalina?
– Przyjechałam do Koszalina z Gniezna w sierpniu 1945r, jako młoda dziewczyna. Byliśmy przez Niemców internowani, następnie wysiedleni i wywiezieni. Ojciec mój był powstańcem wielkopolskim i bałyśmy się z mamą o jego życie. Po około tygodniowej tułaczce wagonem kolejowym, trafiliśmy do Koszalina.
– Jak wyglądały warunki mieszkaniowe?
-Ulokowano nas w dość przestronnym mieszkaniu. Na drzwiach wejściowych przybity był orzeł, na znak że mieszkają tu Polacy. Ale naszymi współlokatorami byli Niemcy.
– Dlaczego przydzielono ich do waszego mieszkania?
– Ich dom został zniszczony, więc zajęli trzy pokoje, a my-jeden. Był to trudny etap życia, po świeżych wspomnieniach okupacji.
– Jak więc układały się wzajemne relacje z zamieszkałymi z wami Niemcami?
– Ja traktowałam ich z rezerwą. Rodzice, którzy biegle mówili po niemiecku, opowiadali naszym współlokatorom o okupacji i obozach zagłady. Ci, zwykli Niemcy, nie mieli w ogóle pojęcia o tym wszystkim. Mieszkał z nami profesor Dardel, botanik, od którego moi rodzice wiele dowiedzieli się o Koszalinie.
– A jak zachowywali się Niemcy? Byli butni? Rozgoryczeni?
– ”Nasze Niemki” bardzo szanowały moją rodzinę. Mama dokarmiała je ,ponieważ były często głodne. O żywność było bardzo trudno, z resztą handel jako taki nie istniał. Dlatego staraliśmy się dzielić wszystkim. Pamiętam, jak jedna z Niemek opowiedziała nam że w okolicy Koszalina są lasy pełne grzybów, jagód i orzechów. Poprosiliśmy ją, by nas tam zaprowadziła, jednak odmówiła stanowczo.
– Z jakiego powodu?
– Grasowały tam jeszcze bandy niemieckich żołnierzy, z rozbitych wojsk frontowych. Ukrywali się oni w okolicach Góry Chełmskiej. Niemka ta wspominała też o znajdujących się tam podziemnych przejściach które ponoć biegły aż do Sianowa.
– Podziemne przejścia? A ktoś jeszcze o tym opowiadał?
– Znajomi mojego ojca i on sam. Muszę tu nadmienić, że ojciec pracował w Zakładzie Wodociągów i Kanalizacji, wówczas dopiero uruchamianych. Zmuszeni byli chodzić do wieży ciśnień, która znajdowała się właśnie na Górze Chełmskiej. Nigdy nie szedł w pojedynkę, lecz wybierali się tam w kilka osób.
– Jak wyglądał Koszalin w sierpniu 1945r? Z pewnością, zniszczone miasto pełne Niemców, napływowych Polaków i żołnierzy radzieckich, tworzyło trudną rzeczywistość…
– Pomimo że od marca minęło kilka miesięcy, Koszalin nadal był gruzowiskiem. Ulice były pełne cegieł i zniszczonych budynków, Śródmieście było uporządkowane, ale ulica dawnej Armii Czerwonej – nazwa jakże wymowna – zasłana dosłownie była pierzem, mnóstwem papierów i zniszczonymi meblami. Na ulicach co róż widać było napisy “Chadziajstwo Iwanowa”. Drzwi wejściowe były pozamykane, nie można było do bramy wejść od tak z ulicy. Panowała godzina policyjna od 22.00, Koszalin nie był miejscem całkowicie jeszcze bezpiecznym.
– Zjawisko szabrownictwa było częste?
– O tak, napady szabrowników były na porządku dziennym. Rabowano to, co mogło się przydać. Szabrownicy przyjeżdżali nawet ciężarówkami aż z Polski centralnej.
– A Rosjanie? Nie próbowali zaprowadzić porządku?
– Na tyle, na ile to było możliwe próbowali. Wiem że za butelkę wódki można było u nich kupić wszystko. Inna rzecz, że czuli się jak władcy więc zdarzały się przypadki gwałtów, a nierzadko dziewczęta, kobiety, mężczyźni przepadali bez wieści.
– Pamięta Pani kiedy pojawiły się w Koszalinie pierwsze zarobione przez Polaków pieniądze?
– To było już chyba w 1946r. Pierwsze zarobione złotówki i od razu trzeba było płacić za zajęty lokal, sprzęt, wyposażenie, które dostaliśmy. Kształtowała się polska władza, miasto wracało do życia, otwierano sklepy. Po prostu zaczynało się normalne życie.
– I Niemców ubywało w Koszalinie.
– W 1946 roku zaczęły się przesiedlenia Niemców, wyjazdy. Część naszych współlokatorów wyjechała latem tego roku, reszta na początku 1947r. Stopniowo w naszej kamienicy zaczęło przybywać Polaków.
Rozmawiał: Tomasz Wojciechowski
___________________________________________________________
Koszalin po zdobyciu w 1945r.
W maju 1945r. obwód Koszalin podzielony był na 12 gmin wiejskich i jedną gminę miejską ( miasto), gdzie znajdowała się komenda MO, Urząd Pocztowy, biuro Pełnomocnika Rządu na obwód Koszalin, Inspektorat Szkolny, Obwodowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego i wiele innych instytucji. Komendant Wojenny mjr. Woronkow określił godziny przebywania na ulicach miasta – pomiędzy 6 rano a 22.00. Utworzono na terenie Koszalina specjalną dzielnicę niemiecką, zakazując do niej wstępu Polakom. W sierpniu 1945r. w obrębie obwodu koszalińskiego pracowało 6 lekarzy polskich i aż 12 niemieckich. Niestety wciąż jeszcze obecne było na Pomorzu Zachodnim bezprawie, rządy Rosjan jako zdobywców, grabieże, szabrownictwo. Administracja polska tworzyła się powoli, trudno było zapewnić bezpieczeństwo. Na nasze tereny poza repatriantami ściągali wszelkiej maści spekulanci i dezerterzy. W 1946r.Koszalin zamieszkiwało ponad 26.0000 Polaków. Na całym Pomorzu Zachodnim dla porównania pozostawało ponad 500 tys. Niemców. Niemcy do 1951 roku wysiedlani byli łącznie w czterech akcjach wysiedleńczych (m.in. wysiedleń poczdamskich i wojskowych).