Pseudonim „Lufa”, czyli historia podporucznika Wieliczko

Niedawno miała miejsce premiera najnowszego filmu autorstwa Marcina Maślanki i Arka Patera, tym razem poruszająca tematykę życia i działalności ppor. Henryka Wieliczko, który jako żołnierz wyklęty posługiwał się w konspiracji pseudonimem „Lufa”.

Dokładnie w 1-szy dzień Świąt Bożego Narodzenia można było zapoznać się z filmem o „Lufie” na kanale youtube. Ponadto, Pseudonim „Lufa” został wydany również na okazjonalnych pendrive’ach, które trafią do szkół i instytucji. To doskonała lekcja historii na żywo.

Film

Ponownie Studiojart jak i Stowarzyszenie Rekonstrukcji Historycznej Gryf stanęły na wysokości zadania, prezentując bardzo ciekawy i pełen reflekcji film. Nie zabrakło w nim oczywiście znanych widzom z poprzednich produkcji rekonstruktorów i grup, niektóre twarze pojawiły się za to w innych niż dotychczas mundurach, zmieniając np. uniform niemiecki na polski. Marcin Maślanka zagrał tym razem epizod jako cywil, chłop z Mazur. Ubrany w strój z epoki i mówiący gwarą, był bardzo realistyczny.

Realistyczne były też sceny odbicia więźniów czy napadów na posterunki UB. W trakcie strzelaniny, funkcjonariusz komunistyczny trafiony pociskiem, po prostu trysnął krwią. Duże wrażenie emocjonalnie- przynajmniej na mnie- zrobiły kontrastowo zestawione sceny wigilii bożonarodzeniowej. Ta „ludzi z lasu” jest inna, bardzo skromna, opłatek zastąpiono chlebem i życzono sobie wolnej Polski. Za to pijacka popijawa żołnierzy UB była czymś zupełnie innym. Wśród samogonu, kotletów z mięsa i przekleństw śpiewano kolędy i zastanawiano się, jak rozprawić się ze znienawidzonym „Lufą”, który aparatowi bezpieczeństwa napsuł już dużo krwi.

Osią akcji są działania partyzanckie ppor. Wieliczko i 5. Wileńskiej Brygady AK, do której nasz bohater należał. Mamy więc piękne ujęcia krajobrazów z drona, aktorów ubranych i uzbrojonych adekwatnie do czasu, w którym trwa film, sceny walk, zasadzek, katownię UB. Film rozpoczyna się w roku 1945 i kończy się sceną śmierci „Lufy” na zamku w Lublinie w 1949r. Nie jest to film z happy endem, chociaż takie zdarzały się, by przywołać np. opowieść o Stanisławie Pabisiu czy „Komarze”. Niestety, główny bohater zostaje zamordowany strzałem w tył głowy. Całość trwającego blisko godzinę filmu przeplatana jest refleksjami, dialogami mówiącymi o tym, że walka partyzancka nie ma już sensu i z biegiem czasu sytuacja staje się coraz gorsza.

Pomimo śmierci przyjacieli- „Mercedesa” i „Żelaznego”, ppor. Wieliczko stwierdza, że jednak nie może porzucić munduru i oddziału, bo to wszystko co posiada.Wpada w wyniku zdrady, na chwilę przed tym, gdy planuje wyjazd na zachód przez Czechosłowację. Swoją egzekucję przyjmuje ze spokojem, wypowiadając nie dokończone ostatnie słowa…

Z filmu nie dowiemy się niczego o życiu osobistym „Lufy”, o jego miłościach, rodzinie. To przedstawienie obrazu powojennej rzeczywistości, gdzie często 20 paroletni, bardzo młodzi ludzie, stawali się oficerami i odowodzili oddziałami walczącymi z Sowietami. A ich los najczęściej kończył się tragiczną śmiercią…

Przygotowania

Dlaczego podjęto temat życiorysu ppor. Wieliczko? W 2018r. Duet Pater i Maślanka zrealizowali film o ppor. Zdzisławie Badosze „Żelaznym” i odbił się on szerokim echem. Postanowili więc wrócić do tematu żołnierzy 5. Wileńskiej Brygady AK i wybór padł na „Lufę”, jednego z najbliższych przyjaciół „Żelaznego”. Zostawił on po sobie dziennik pisany w latach 1946-1948, a w nim wiele ciekawych anegdot, z których wyłania się portret tego człowieka; niezwykle barwnego, odważnego, dowcipnego. Stąd narodził się pomysł, by o nim zrobić kolejny film.

Na podstawie owego dziennika, Marcin Maślanka skonstruował scenariusz, który następnie przekazano do obróbki dramaturgicznej Tomaszowi Ogonowskiemu z BTD efektem czego wyszła bardzo ciekawa fabuła. Główną rolę w filmie obsadził znany już z innych produkcji, Maciej Zdesenko. Pozostałe role to głównie rekonstruktorzy z SRH GRYF, BSMH PERUN, grupy z Trzebiatowa, Trójmiasta, Ostrołęki i Warszawy. Piosenka kończąca film jest znakomitym zwieńczeniem obrazu.

Ogólnie w filmie wzięło udział ok. 60 osób, dodatkowo 10 osób stanowiło zaplecze. Zdjęcia realizowano w całym kraju: w Ostrołęce, na Powiślu, na Warmii i na Pomorzu Środkowym. Zaangażowanych było kilka pojazdów historycznych, wykorzystano kilkanaście sztuk broni hukowej i setki sztuk amunicji.

Główny bohater

Warto przypomnieć sylwetkę ppor. Wieliczko, dowódcy 4. szwadronu 5. Wileńskiej Brygady AK, po 1944r. żołnierza zbrojnego antykomunistycznego podziemia niepodległościowego. . Henryk Wieliczko urodził się w 1922r w Wilnie. Z partyzantką związał się już w 1943r. służąc w oddziale AK kpt. Wincentego Mroczkowskiego- „Zapory” . Po utworzeniu jesienią 1943r. 5. Brygady Wileńskiej AK wstąpił w jej szeregi.

Później, schwytany przez Sowietów, trafił do 6 batalionu zapasowego 2. Armii Ludowego Wojska Polskiego, formującego się w Dojlidach koło Białegostoku. Szybko jednak zdezerterował i dołączył do „Łupaszki”.

Wiosną 1945r. objął stanowisko zastępcy dowódcy 4. szwadronu w odtwarzanej na Białostocczyźnie 5. Brygadzie Wileńskiej AK. W trakcie służby otrzymał awans do stopnia wachmistrza oraz Krzyż Walecznych. Potem kontynuował działalność niepodległościową na Pomorzu. W końcu marca 1946r. mjr „Łupaszka” powierzył mu zadanie przedarcia się przez teren Warmii i Mazur na Białostocczyznę, celem ściągnięcia na Pomorze zdemobilizowanych rok wcześniej żołnierzy 5. Brygady.

Ppor. Wieliczko został zadenuncjowany przez agenta UB, w czerwcu 1948r. i aresztowany na stacji kolejowej w Siedlcach- został postrzelony w trakcie próby ucieczki. Mimo bardzo ciężkiego śledztwa, zachował godną postawę. Skazany na karę śmierci w Lublinie został zamordowany 14 marca 1949r. w więzieniu na Zamku.

Ppor. Wieliczko został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. We wrześniu 2021 r. szczątki ppor. Henryka Wieliczki ps. „Lufa”, które zostały odnalezione w kwietniu 2021r. na tzw. Lubelskiej Łączce, czyli cmentarzu przy ul. Unickiej w Lublinie zostały zidentyfikowane przez Instytut Pamięci Narodowej.

Tomasz Wojciechowski

Tekst ukazał się w koszalińskim tygodniku „Miasto”.

Registration disabled