O byciu matką i kobietą rozmawiamy z prof. Danutą Zawadzką, rektorem-elektem Politechniki Koszalińskiej.
– Czy można być kobietą spełnioną zawodowo i być jednocześnie ostoją domu, matką?
– Mam wiele przykładów na to, że można. Kobiety potrafią swoją aktywnością osiągać to, co z założenia jest często niemożliwe. Należy przy tym podkreślić, że definicji „spełnionej kobiety” jest prawdopodobnie tyle, ile kobiet. Każda z nas postrzega to inaczej. I bardzo dobrze, bo w tej różnorodności jest siła. W moim zawodzie nauczyciela akademickiego, pracownika badawczo – dydaktycznego, jest to szczególnie ważne, aby te role – misje pogodzić. Całość stanowi pewien system, który ze sobą współdziała. Rodzina, dom i praca to fundamenty mojego życia i filary mojej codzienności. Przyznam szczerze, że „ładuję akumulatory”, kiedy to wszystko współgra ze sobą. W turbulentnej rzeczywistości zachowanie równowagi między tymi sferami życia jest niewątpliwie bardzo trudne, ale możliwe.
Jeżeli relacje rodzinne opierają się miłości, wzajemnym szacunku i wsparciu – to jednocześnie budujemy w sobie siłę do wyzwań zawodowych. Praca naukowa opiera się o aktywność umysłu. Jeżeli głowę zaprzątają kłopoty domowe czy rodzinne, to umysł zajmuje się tymi problemami. W efekcie trudno skupić się na analizach, czy być kreatywnym. Praca nauczyciela akademickiego bazuje na tworzeniu relacji międzyludzkich, problemy rodzinne często przekładają się na problemy w komunikowaniu z ludźmi. A w życiu zawodowym trzeba być profesjonalistą. Przyznam szczerze, że do momentu, kiedy mój syn pojawił się na świecie, to praca była dla mnie najważniejsza. Ona nadal jest dla mnie bardzo ważna, ale Mateusz pokazał mi piękno świata i głębię miłości, których wcześniej nie znałam. Dzielimy zainteresowania, pasje – cieszymy się wspólnymi chwilami. I o to właśnie chodzi. Myślę, że stan spełnienia nie jest jakimś momentem, to jest proces, który stale musimy kształtować.
– Czy nowoczesna matka powinna liczyć na wsparcie domowników, np. męża w obowiązkach domowych?
– Zdecydowanie tak – ale stosownie do możliwości. Mój Mąż jest inżynierem, ale ma problemy w obsłudze pralki. Nie widzę w tym nic złego. Nie oczekuję, że będzie prał. Z posiłków robi przepyszną jajecznicę, ale zastrzega, że nie potrafi nic więcej. Prawda jest taka, że potrafi wszystko, kiedy zajdzie taka potrzeba. Jest naszym domowym MacGyverem. Staramy się uzupełniać. Na przykład podczas wspólnych wakacji, ja planuję wycieczki, jestem „tour operatorem”, zbieram informacje na temat miejsc, które warto zobaczyć. Robert mówi o sobie „fizyczny”, czyli zajmuje się obsługą techniczną wyjazdów. Staramy się wszystko uzgadniać i wspólnie wypracowywać rozwiązania. Wspieramy się. Mateusz – nasz syn jest zadaniowy. Jak trzeba, to obierze ziemniaki, zmyje naczynia, odkurzy. Nie robi z tego żadnego problemu. W ramach obowiązków wyrzuca śmieci, które sortujemy – dlatego musi to zrobić w odpowiedni sposób. Ostatnio z mężem sadził ligustr pospolity – żywopłot. Razem jest nam łatwiej!
– Gotowanie dla rodziny-tak, czy nie?
– Nie jestem miłośniczką gotowania, ale podobno mi dobrze wychodzi – to gotuję. Poza tym jesteśmy domatorami i lubimy jeść w domu. Niestety osobiście nie spełniam się w kuchni. Stale mam poczucie poświęcania zbyt dużej ilości czasu na gotowanie. Stąd, jestem mistrzynią w przygotowaniu prostych posiłków, które nie wymagają tzw. „pichcenia”. Kłopot jedynie jest taki, że każdy z nas lubi jeść co innego. Nauczyłam się to godzić. Często przygotowuję różne potrawy w ramach jednego obiadu. Mój Mąż lubi pierogi, kopytka i naleśniki. Mateusz najchętniej jadłby kurczaka z kluskami, a ja preferuję warzywa w różnej postaci, choć nie jestem wegetarianką. Daje się to na szczęście poukładać. Gotuję zazwyczaj na dwa,trzy dni.
– Co było dla Pani najtrudniejsze w macierzyństwie?
– Najtrudniejszą sprawą są choroby dziecka. To wielkie wyzwanie, z którym często trzeba się zmierzyć, również w warstwie emocjonalnej. Dużym problemem jest zaakceptowanie faktu usamodzielniania się dziecka i zaufanie, że poradzi sobie samo. Myślę, że powinnam również tu wymienić: zaakceptowanie własnych niedoskonałości. W opowieściach znajomych świat często jest taki idealny, że zaczynamy mieć z tym problem. Zadajemy sobie wiele pytań, czy robimy coś nie tak, gdyż nasz nie wygląda tak „książkowo”. A trzeba to odrzucić i zaufać sobie i swoim bliskim. Tworzyć wokół taką rzeczywistość – jaką pragniemy…realną i cieszmy się z tego.
-Kobiety mają dziś łatwiej, niż sto lat temu?
– Aktywność zawodowa kobiet na przestrzeni lat zmieniała się, nabierała rozmachu. Kobiety częściej wykonują zadania stereotypowo przypisane mężczyznom, chcą się rozwijać, realizować zawodowo. Ważnymi aspektami życia kobiety stały się: niezależność finansowa, kontakty z ludźmi, szacunek otoczenia. Kobiety pojawiają się w polityce, kulturze, na uczelniach. Same wyznaczamy sobie nowe role. Można pomyśleć, że to dużo więcej niż kiedyś, ale jednocześnie nasze możliwości są zupełnie inne. Ewoluowały również przypisane nam tradycyjne role, głównie z uwagi na zdobycze technologiczne. Mamy szereg udogodnień, których kobiety 100 lat temu nie miały. Czy jest nam łatwiej – trudno powiedzieć, na pewno inaczej.
-Stereotyp matki-Polki -coś takiego w ogóle istnieje?
– Wydaje się, że to pojęcie współcześnie odnosimy w większym stopniu do opiekuńczości, miłości i pracowitości kobiety, niż rezygnacji z własnych pasji na rzecz poświęcenia się wyłącznie dla dzieci i domu. Uważam, że każda kobieta samodzielnie określa filary własnego życia. Ja jestem zwolenniczką bardziej tradycyjnego podejścia. Nie możemy jednak naszych opinii przekładać na życie innych. Życzę powodzenia kobietom w realizacji swoich pasji. Myślę, że każdy z nas musi poszukiwać możliwości spełnienia w sposób przez siebie wypracowany, uznający indywidualne priorytety i określone uwarunkowania.
Rozmawiał: Tomasz Wojciechowski
Fotografia: Robert Suszyński