Przystań w Unieściu to nie tylko miejsce pracy rybaków. To także ich codzienność i bogate życiorysy. Zapraszamy do materiału autorstwa Małgorzaty Pietras.
Zbigniew Kruk z synami Pawłem i Patrykiem. Jego ojciec był rybakiem, on sam początkowo pracował na poczcie i pomagał ojcu. W latach 70-tych sam zaczął pływać. Synowie Patryk i Paweł pływają w Darłowie, wypływaja daleko nawet pod Borholm, bo tam mają większy połów. Paweł przeżył chwilę grozy na morzu widział trąbę powietrzną zbliżającą się do ich jednostki. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Kochają to co robią, jednak z samego połowu ciężko jest się utrzymać. Dodatkowo prowadzą sklep i wędzarnię.
Jerzyk Pietrzak pływa od czterdziestu lat, a jego dziadek i ojciec też byli rybakami. Pływali też bracia Roman i Włodek. Ten ostatni utopił się w 2004 r. razem z 17- letnim Sebastianem. Włodek wóczas miał 53 lata. Gdy dopływali do przystani,
Fala przewróciła łódź i morze ją zalało w kilka sekund. Nad Bałtykiem szalał wtedy sztorm 8 w skali Beauforta.
Rybacy , którzy byli wtedy na przystani byli bezradni. Syn Jerzego -Piotr sprzedaje i wędzi ryby.
Zbigniew Stempiński -ojciec jego pływał od 1946 roku, on zaczął od roku 1968. Jest rybakiem -emerytem, jego syn Damian teraz przejął pałeczkę. O panu Zbigniewie było głośno na przystani i nie tylko -wyłowił z synem i Waldemarem Bzdęgą 30 kg marlina. To ogromna ryba, której naturalnym środowiskiem są ciepłe wody Atlantyku. Ryba została przewieziona do Morskiego Instytutu Rybackiego w Gdyni a pan Zbigniew opisany w gazetach. Ma wycinek z gazety powieszony u siebie w sklepie.
Piotr Wiśniewski pracuje u Piotra Pilarczyka w sklepie i wędzarni. Bardzo lubi swoją pracę, spędza na przystani cały dzień. Uwielbia kontakt z ludżmi i pracę na świeżym powietrzu. Na płacę nie narzeka.
Zdzisław Mazurek i Piotr Mazurek są braćmi i jako jedyni na przystani żyją tylko rybołóstwa. Dziadek ich zaczął pływać zaraz po wojnie na jeziorze, a potem ojciec. Oni są trzecim pokoleniem. Gdy spytałam Piotra czy jego syn pójdzie w jego ślady odpowiedział, że nie bo, to nieopłacalne. Są duże koszty utrzymania a ryb coraz mniej, nie wypływają daleko bo mają mały kuter. Niestety, Bałtyk zapełnił się dużymi jednostkami, paszowcami, a wylęgarnia fok na Helu też zrobiła swpje. Foki niszczą im sprzęt i zjadają dużą ilość ryb. Twierdzą, że zakłóciło to naturalną gospodarkę bo te zwierzęta nie mają naturalnych wrogów. O tym mówią wszyscy rybacy. Kiedyś mieli duże połowy i żyło imsię dobrze- choć nie mieli dofinansowania z UE.
Grażyna Kruk prowadzi sklep i wędzarnię wraz z synem i córką. Jej mąż Krzysztof był prawie czterdzieści lat rybakiem jego ojciec też. Teraz jest schorowany i już nie wypływa. Rodziny Kruköw, Mazurków i Pietrzaków są spokrewnione ze sobą. Czyli rybacy na przystani są jedną, wielką rodziną.
{gallery}Rybacyuniescie{/gallery}