Tajemnice Koszalina. O schronach i nie tylko.

Przemieszczając się po Koszalinie, trudno nam na co dzień sobie wyobrazić, że tuż obok nas znajdują się zapomniane obiekty które świadczą o dawnych dziejach miasta. Czasem- mijane, na pierwszy rzut oka są nierozpoznawane, czasem też ich pozostałości tkwią pośród zieleni np. na Górze Chełmskiej. Sprzyjająca aura pogodowa spowodowała, że dałem się namówić na wspólną eskapadę badaczowi tajemnic Koszalina, Piotrowi Sklenarskiemu. Naszą wyprawa obejmowała między innymi schrony przeciwlotnicze z okresu II wojny światowej na terenie Koszalina.

Niemieckie schrony przeciwlotnicze na terenie naszego miasta to ciekawy temat. Można je podzielić na schrony popularnie zwane ,,szczeliną,, jak i adaptowane do tych celów piwnice wielu budynków mieszkalnych. –Powstawały na przełomie lat 30 i 40 ubiegłego wieku. Pozwolę sobie od razu na krótkie wyjaśnienie czym jest owa „szczelina”. Jest to przeważnie budowla ochronna wykonana z żelbetonu w formie wąskich korytarzy, w kształcie zygzaka. Są one zlokalizowane do 150 metrów od zabudowań, co miało je zabezpieczyć przed ewentualnym zagruzowaniem w przypadku zawalenia się znajdującego obok budynku. W miastach zazwyczaj rozmieszczane były w parkach bądź skwerach. Doprowadzone do nich było oświetlenie, posiadały własne toalety stałe bądź tymczasowe oraz system doprowadzania powietrza. Natomiast schrony w budynkach mieszkalnych to pomieszczenia specjalnie przygotowane ze stalowymi drzwiami wzmocnionym stalowymi belkami bądź szynami stropem i specjalnymi okiennicami. Posiadają też czerpnie powietrza. Zwiedziłem parę tego typu schronów w budynkach dzięki uprzejmości lokatorów, gdyż w większości z nich dziś znajdują się prywatne piwnice. – opowiada Piotr Sklenarski.

Koszalińskie tajemnice

Jak twierdzi mój rozmówca, w Koszalinie znajduje się kilka konstrukcji typu „szczelina”. Między innymi przed ratuszem (a właściwie pod obiektem kawiarni), na ulicy Szczecińskiej (na przeciw dawnych Zakładów Mleczarskich), pod skwerem przy ulicy Rybackiej. Ponadto- przy ul. Rolnej, pod placem dawnego Polmozbytu na ul. Piastowskiej, przy murach obronnych w Parku Książąt Pomorskich (od strony toalety miejskiej jak i drugi, w tym samym parku przy schodach obok Komendy Miejskiej Policji), przy ulicy Jedności obok szkoły (ten wykorzystywany był przez parę lat jako strzelnica szkolna). Sa jeszcze te przy zbiegu ulic 4 Marca i Zwycięstwa i przy ul. Chełmońskiego na podwórku szkoły (tu też mieściła się strzelnica szkolna).

Wszystkie one posiadają podobną konstrukcję, różnią się jedynie liczbą wejść oraz usytuowaniem korytarzy. Podłogi i ściany wykonane mają z żelbetonu a stropy z półfabrykatów czyli wąskich płyt ułożonych w poprzek ścian. Część z nich jest obecnie zalana wodami gruntowymi. W paru zachowały się resztki infrastruktury technicznej jak kable, lampy, napisy na ścianach, poręcze oraz resztki toalet. W tej chwili tylko do jednego da się wejść, do schronu znajdującego się przy ulicy Rolnej. – wyjaśnia Piotr Sklenarski.

I do tego właśnie schronu zmierzamy. Jest ulokowany tuż za ogrodzeniem parku linowego, wejście jest niepozorne, przysypane ziemią i piachem. Aby dostać się do środka, trzeba niemal wpełznąć. Wykorzystując światło latarki (ta z telefonu komórkowego też się sprawdza) zaczynamy wędrówkę korytarzami, mijając sterty pozostawionych śmieci, oraz wiszące na ścianach nietoperze- jedynych obecnie gości obiektu. Bryła schronu zawierała zapewne ławki i miejsca służące za toalety, prowadzą też do niej w sumie trzy wejścia, przy czym da się wejść obecnie tylko jednym.

Na jednej ze ścian są otwory oraz kule po prawdopodobnie wystrzelonej serii z karabinu maszynowego. –W tym schronie, jak się dowiedziałem od świadków, przechowywano podczas wojny część zbiorów muzeum koszalińskiego. – mówi mój przewodnik. Obiekt faktycznie pobudza wyobraźnię, ale szkoda, że jest pełen śmieci i zaniedbany. Po ewentualnej rewitalizacji mogłyby stanowić atrakcję turystyczną. Okazuje się, że takich miejsc jest sporo w naszym mieście, więc mogłyby stanowić odrębną trasę turystyczną śladami schronów przeciwlotniczych. Tak jak ma to miejsce np. w Toruniu, gdzie ze schronu przeciwlotniczego zrobiono atrakcję turystyczną. W odrestaurowanym pomieszczeniu z epoki, po zakupie biletu, bierze się udział w symulacji ok. 15 minutowego bombardowania- z syrenami, odgłosem spadających bomb. Zapewne w Koszalinie taka formuła żywej historii również by się przyjęła.

Przy okazji zwiedzania schronu przy ulicy Rolnej warto też obejrzeć jedną z najpiękniejszych w Polsce wież ciśnień, znajdującą się przy ulicy Słupskiej. A wędrując po Górze Chełmskiej, można odkryć pozostałości dawnej stacji uzdatniania wody, zlokalizowanej w lesie za szpitalem. Pokazuje mi je Piotr Sklenarski, jednocześnie opowiadając pewną historię. Otóż ponoć podczas ostatniej wojny rozbił się niedaleko szpitala niemiecki samolot transportowy i jego szczątki spoczywają gdzieś w bagnistym terenie masywu Góry Chełmskiej.

Skoro już jesteśmy przy wieżach ciśnień w Koszalinie, to przy ul. Franciszkańskiej znajduje się obiekt, który chociaż potocznie nazywany jest „wieżą ciśnień”, pełnił- jako wieża, rolę odżelaźniacza wody. Powstał w latach 1919/1920 na potrzeby koszalińskiej papierni, jednego z największych tego typu zakładów w ówczesnej Europie. Wieża zbudowana została według projektu inżyniera Oskara Kaufmanna z Berlina, przez firmę Wayß & Freytag. Wysokość wieży do dachu wynosi ponad 17 m. Budowlę wyposażono w zbiornik z czystą wodą, z zamontowanym powyżej systemem rozpylaczy, które ją odżelazawiały. Woda natomiast była odprowadzana specjalnymi rynnami.

Innym, bardzo ciekawym miejscem jest schron (co prawda nie przeciwlotniczy, lecz wartowniczy), znajdujący się na skarpie nad Dzierżęcinką. Zlokalizowany jest obok dawnej fabryki papieru, do jego wnętrza trzeba się wczołgać. Smutne jest to, że obiekt ten pozostał zapomniany, wokół piętrzy się masa śmieci a wejście zagraca stary materac.Są w Koszalinie miejsca, zapewne jeszcze czekające na odkrycie, które łączą historię z nowoczesnością, wtapiają się w pejzaż miasta. Warto je poznawać, wyszukiwać, choćby dlatego żeby uciec od pandemicznej rzeczywistości. Mamy to szczęście że pobliska Góra Chełmska daje takie możliwości.

W obawie przed nalotami

Ilość schronów przeciwlotniczych skazuje na to, że mieszkańcy Koszalina obawiali się nalotów alianckich na miasto. Nie był to odosobniony przypadek, gdyż w ówczesnych Niemczech już w drugiej połowie lat 30-tych XX w. zaczęto przygotowywać pierwsze przedsięwzięcia technicze mające służyć zabezpieczeniu ludności przed skutkami nalotów. Po roku 1935 skala przedsięwzięć związanych z przygotowaniami do wojny powietrznej wzrosła. Za budowę schronów przeciwlotniczych odpowiedzialni byli właściciele zakładów przemysłowych i budynków będących własnością prywatną, Również administracja miejska musiała wywiązać się z szeregu zadań w tym zakresie.

Do 1939 r. masowo budowano stałe szczeliny przeciwlotnicze a już rok później wszedł w życie Führer LS – Sofortprogramm, w ramach którego w miastach zagrożonych nalotem zaczęto wznosić schrony wielkokubaturowe. Gdy III Rzesza od 1943r. Zaczęła odczuwać skutki nalotów dokonywanych przez lotnictwo alianckie, konieczność użytkowania schronów stała się elementem dnia codziennego w wojennej rzeczywistości. W schronach przeciwlotniczych, na małej przestrzeni stłoczonych było wiele osób, nierzadko- wraz z najcenniejszym dobytkiem. Chociaż duża część tego typu budowli posiadała węzły sanitarne i mechaniczną wentylację, to jednak przebywanie w większości schronów nie należało do komfortowych. Strach i panujący ścisk robiły przecież swoje.

Nie tylko Koszalin

Schrony i podziemia to nie tylko domena Koszalina. Również Szczecin kryje jeszcze wiele tajemnic. Pod dworcem PKP w Szczecinie oraz w skarpie przydworcowej usytuowany jest schron zbudowany w czasie II wojny światowej. Niemcy budując go, wykorzystali podziemia XVIII-wiecznych fortyfikacji. Służył ochronie ludności cywilnej niemieckiego wówczas Stettina do końca wojny i nosił nazwę Stettin HBF-Kirchplatz. Po przekazaniu Szczecina Polakom przebudowano go na schron przeciwatomowy, gdzie do lat 90-tych odbywały się szkolenia z zakresu obrony cywilnej. W czasie nalotów mógł pomieścić nawet 5 tys. osób. Znajduje się na głębokości 5 pięter, żelbetowe ściany i strop mają grubość niemal 3 m. Powierzchnia całkowita schronu wynosi ok. 3 tys. m kw. Schron ten stanowi ciekawą atrakcję, która oczywiście można zwiedzać.

Tomasz Wojciechowski

Tekst ukazał się w koszalińskim tygodniku „Miasto”

Registration disabled