
Roman Lewiński to mieszkaniec Białogardu, który prowadzi na facebooku fotoblog „Tajemnicza Polska moim okiem“, w którym pokazuje zdjęcia wielu tajemniczych, często opuszczonych miejsc takich jak pałace, budynki. Przy okazji zdjęć, uzupełnia materiał zgromadzonymi informacjami o historii i ciekawostkach związanych z danym miejsce, obiektem. Oprócz tego od niedawna pochłania go dodawanie kolorów starym, czarno- białym fotografiom. Wyjaśnia nam w rozmowie czym jest urbex i opowiada tym, z czym się on wiąże.
–Czym, najprościej rzecz ujmując jest urbex?
-To eksploracja opuszczonych miejsc, mogą to być tereny miejskie, ale nie tylko. Zapomniane pałace, hotele, budynki, domy, to coś co chcemy potem pokazać potencjalnemu odbiorcy w formie zdjęć w internecie. Oczywiście, takie zwiedzanie jest diametralnie różne od wandalizmu, z którym niestety też można się spotkać. Każdy z obiektów ma swoją mniej lub bardziej znaną historię, którą staram się przybliżyć. To czasem też pozostawione przedmioty, ozdoby ścian, szczegóły elewacji- pobudzają do refleksji i szukania materiałów o historii tych miejsc.




–Nie mniej, urbex nie jest pasją dla każdego i niewiele osób zdaje sobie sprawę, jakie zagrożenia się za tym kryją…
-Ludzie często nie zdają sobie sprawy z tego, że wchodzą do opuszczonych miejsc na własne ryzyko. Trzeba zaopatrzyć się w dobry sprzęt, odpowiedni ubiór, wytrzymałe spodnie, buty, dobrać porę dnia. Bywa, że taki wypad zajmuje cały dzień. Nie znając podstaw bezpiecznego zachowania, można spaść, zostać przywalonym belką. Takie wypadki grożą utratą zdrowia a nawet życia. Trzeba wiedzieć gdzie stąpać, jak się poruszać i unikać eksploracji w deszczową, wietrzną pogodę. Inna sprawa, że trzeba pamiętać o tym że te obiekty -nawet jeśli opuszczone, mają swoich właścicieli. Można liczyć się z karą za wkroczenie na czyjś teren, nawet, jeśli jest dziura w płocie albo można do środka dostać się przez rozwalone drzwi albo okna.
–Wiele osób zajmuje się urbexem?
-Urbex, zwłaszcza w fotografii, stał się modny. Sporo ludzi odkrywa, eksploruje, poznaje zapomniane miejsca. Ja osobiście odkryłem już chyba wszystkie ciekawe lokalizacje na obszarze 100-150 km od nas. Jednym z wartych poznania miejsc jest XIX wieczny pałac w Dobrowie, należący dawniej do rodziny von Kleist i zlokalizowany na fundamentach starego obiektu, są tam podziemia i zapewne masa innych ciekawostek.
–Sądzisz, że w takich miejscach straszy, są nawiedzane?
-To miejsca bardzo klimatyczne, każdej wizycie w opuszczonym obiekcie towarzyszy ekscytacja, nawet strach, ale taki pozytywny. Kto wie, może gdzieś czają się jakieś duchy, w końcu wiele z tych lokalizacji ma swoją ciekawą, nie do końca wyjaśnioną historię.
–Robisz zdjęcia za pomocą jedynie telefonu komórkowego. Czemu nie aparatem fotograficznym?
-Przede wszystkim z wygody. Idzie się w różne miejsca, czasem trudno dostępne, gdzie bycie nieostrożnym grozi wypadkiem, a aparat fotograficzny zawieszony na szyi ogranicza ruchy. Poza tym, model telefonu z którego korzystam ma doskonały aparat do robienia zdjęć i proszę mi wierzyć, w niczym nie ustępuje on jakością tradycyjnej formie. To, że mogę zrobić telefonem komórkowym zdjęcia dobrej jakości, od razu je obrobić i wrzucić w sieć, też nie jest bez znaczenia. Nie jestem profesjonalnym fotografem, to dla mnie pasja, zabawa. Ale tez wiem, że robienie zdjęć to cały proces, gdzie wchodzi w grę kompozycja, układ, odpowiedni kadr, zaprezentowanie w najciekawszy sposób. To takie moje subiektywne spostrzeżenie, odczucie danego miejsca.
–Chciałbyś wybrać się na urbex do Czarnobyla?
-Od razu! Nie mógłbym odmówić, chociaż wiadomo że na przeszkodzie stoją kwestie finansowe. Chociaż Czarnobyl jest mocno eksplorowany, to uważam że to nadal dziewiczy, fascynujący teren.
–Na koniec jeszcze zapytam o to, czym zajmujesz się od niedawna, czyli o nadawanie koloru starym, czarno-białym zdjęciom.
-Tak, jak zauważę w sieci jakieś ciekawe, stare zdjęcie pokazujące osoby albo miejsca z całego świata, staram się je „ożywić“ poprzez dodanie koloru. To proces bardzo intuicyjny, wykorzystuję do tego specjalne aplikacje graficzne. Ale jak wiadomo, komputer to tylko maszyna więc zdarza się, że muszę ręcznie korygować i dobierać barwę, by na przykład twarz nie wyszła w jakimś dziwnym odcieniu.
Rozmawiał: Tomasz Wojciechowski
Foto: archiwum Romana Lewińskiego
Wywiad ukazał się w koszalińskim tygodniku „Miasto”.