
Gdy ustał zgiełk ostatnich bitew II wojny światowej, wielu Polaków zadawało sobie pytanie: co dalej? W jakim kraju przyjdzie im żyć? Czy będzie to wolna i suwerenna Polska czy też trafimy ponownie pod okupację- tym razem komunistycznej Rosji. Z upływem czasu, gdy okazało się że III wojna światowa, na którą po cichu liczono nie wybuchnie i zachód nie zmierzy się zbrojnie ze wschodem, należało odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Co prawda Winston Churchill, brytyjski premier opracował plan operacji „Unthikable”, mającej na celu pokonanie Armii Czerwonej w Polsce, ale była to tylko mrzonka. Świat, zmęczony i wykrwawiony nie chciał już walczyć. Do tego los Polski został przypieczętowany w Jałcie.
Polska w 1945r. nie była krajem wolnym. Żołnierze Armii Czerwonej przy wsparciu NKWD i utworzonej polskiej służby bezpieczeństwa, polskich wojskowych i polityków wiernych Stalinowi rozpoczęli swoje rządy. Krasnoarmiejcy grabili, mordowali w miastach i na wsiach, zarówno rdzennie polskich, jak i na terenach „odzyskanych”, np. na Pomorzu Zachodnim. W Koszalinie długo jeszcze bano się wychodzić po zmroku na ulice miasta w obawie przed napadem. Garnizon Armii Czerwonej opuścił nasze miasto dopiero parę lat później.
W nowej rzeczywistości
Oczywiście, była tworząca się w terenie administracja polska, złożona często z ludzi którzy chcieli zrobić coś dobrego dla ogółu, ale decydentami pozostawali Rosjanie. Byli też żołnierze którzy działali podczas wojny w partyzantce i zastanawiali się co dalej ze sobą zrobić, jak żyć. Czy walczyć, a może czekać na przybycie „generała Andersa na białym koniu”- co było symbolem, nadzieją na to że zachód nie zostawi Polski. Czy poddać się ogłaszanej przez władze amnestii? Czy zaufać?
-Po drugiej wojnie światowej na Pomorzu Zachodnim działały organizacje antykomunistyczne, które stawiały sobie za cel walkę z „władzą ludową”. Członkowie tych organizacji, nie godząc się z ówczesną rzeczywistością, ginęli w bezpośredniej walce, skazywani byli na śmierć lub długoletnie więzienie. Później przyszły lata kolejnych represji, szkalowania.- wyjaśnia dr Zenon Kachnicz, historyk, badacz podziemia niepodległościowego na naszym terenie po II wojnie światowej. Dodaje też: – Pierwsze oddziały zbrojnego podziemia pojawiły się u nas już pod koniec 1945 r. Wywodziły się z organizacji konspiracyjnych funkcjonujących podczas wojny na terenach położonych na wschód od tzw. linii Curzona. Przemieszczały się na zachód, aby uniknąć rozbicia przez wojska sowieckie lub jednostki NKWD.
Ale tworzyły się też nowe oddziały, tworzone choćby przez byłych członków Armii Krajowej, Narodowych Sił Zbrojnych. W miarę upływu lat, wobec dysproporcji sił i ch walka była coraz bardziej nierówna. Wiele oddziałów zostało rozbitych, ich członkowie zginęli lub znaleźli się w więzieniu. Za kres pierwszego etapu aktywności podziemia na ziemi zachodniopomorskiej należy przyjąć koniec roku 1947. -W latach 1947-1949 na Pomorzu Zachodnim powstało kilkanaście organizacji antykomunistycznych. Ich działalność sprowadzała się właściwie do werbowania członków. Otwarta walkę zamierzano prowadzić w sprzyjającym jej czasie.- kontynuuje dr Kachnicz.
Nierówna walka
Tylko, że ten „sprzyjający czas” nie nadszedł. Co prawda, od 1950 r. wznowiono akcje przeciwko urzędom „ludowej władzy” i jej przedstawicielom. -Wiązało się to głównie z dwoma czynnikami: wzrostem napięcia międzynarodowego spowodowanego wybuchem wojny w Korei i wprowadzaną kolektywizacją indywidualnych gospodarstw rolnych. Pierwszy czynnik budził w części społeczeństwa nadzieję na wybuch wojny i wraz z nią zmianę ustroju, drugi zaś powodował jednoczenie się chłopów w oporze czynnym lub biernym w walce z ówczesną władzą.- opowiada historyk.
Kolektywizacja była najczęściej przeprowadzana siłą. W razie oporu, rekwirowano zboże i żywiec, zajmowano budynki i ziemię, straszono i bito. W tym okresie organizacje niepodległościowe nie są tylko aktywnymi oddziałami zbrojnego podziemia, lecz są nastawione głównie na walkę w niedalekiej przyszłości. Bezpośrednia walka miała nastąpić
z chwilą wybuchu trzeciej wojny światowej. Póki co, na szeroką skalę rozpoczęto werbować ludzi, zdobywać broń., Prowadzono ożywioną działalność propagandową, skupiono się na tworzeniu zaplecza gospodarczego, technicznego i materialnego na okres przyszłej walki.
Sytuacja ogranizacji niepodległościowych była na Pomorzu Zachodnim inna od tej, zaistniałej w reszcie kraju. Dlaczego? Wyjaśnia to dr Kachnicz:- Wprawdzie liczba zbrojnych grup podziemia była tu mniejsza niż we wschodnich i południowo-wschodnich województwach Polski, ale też obszar ten zamieszkiwało nieporównywalnie mniej ludzi. Istotnym czynnikiem utrudniającym funkcjonowanie zwartych i dużych oddziałów było wyższe niż gdzie indziej nasycenie terenu oddziałami wojskowymi – sowieckimi i polskimi.

Trzeba pamiętać, że nie istniała tu w czasie wojny sieć AK, działalność konspiracyjna nie mogła więc osiągnąć znaczących rozmiarów. Podejmowane wysiłki stworzenia szerszej działalności konspiracyjnej były bezowocne. Tak więc na Pomorze Zachodnie przenikały wprawdzie nieliczne, ale za to dobrze przygotowane do walki oddziały zbrojne. Lokowały się w miejscowościach, w których zamieszkała ludność repatriowana z terenów ich działalności w latach wojny.
-Najaktywniejszym i największym oddziałem zbrojnym w pierwszym powojennym okresie była V Brygada Wileńska Armii Krajowej, tzw. „Brygada Śmierci”, dowodzona przez mjr. Zygmunta Szendzielarza ps. „Łupaszko”, która współpracowała na ziemi koszalińskiej z przybyłym ze wschodu Bojowym Oddziałem Armii, dowodzonym przez por. Stefana Pabisia ps. „Stefan”. Do aktywniejszych oddziałów należy też zaliczyć Armię Leśną, placówkę Kadr Dywersyjnych nr 7 oraz placówkę WiN w Szczecinku.- wylicza dr. Kachnicz.
Pod koniec lat czterdziestych i na początku lat pięćdziesiątych na Pomorzu Zachodnim tworzone były także młodzieżow organizacje niepodległościowe. Zmieniono również formułę walki nastawiając się między innymi na akcje propagandowe (kolportaż ulotek, umieszczanie afiszów, plakatów). Spory efekt dała tzw. propaganda szeptana, która przez komunistyczne władze była traktowana jako wielkie zagrożenie, pobudzanie antyspołecznych nastrojów.
Ostatni akt
A może lepiej było poddać się, spróbować dogadać z władzą ludową? Dr Kachnicz zaprzecza, by było to realne -Żołnierze AK i innych formacji niepodległościowych nie mieli po prostu możliwości bezpiecznego wyjścia z podziemia. Ci, którzy mimo wszystko zaufali komunistycznej władzy, trafiali do więzień, obozów lub byli mordowani. Przez cały okres lat 1945-1956 do oddziałów zbrojnych, różnych organizacji antykomunistycznych trafiały osoby kierujące się zarówno pobudkami patriotycznymi, jak i niechęcią do istniejącego systemu.
Czy „reakcyjne podziemie”, jak określano pogardliwie „żołnierzy wyklętych” było bardzo liczne w naszym regionie? Dziś wiemy już , że na Pomorzu Zachodnim w latach 1945-1956 funkcjonowało blisko70 różnych oddziałów i organizacji niepodległościowych.
-Poza szwadronami „Łupaszki” zbrojne grupy i organizacje antykomunistyczne powstawały z inicjatywy mieszkańców miast i wiosek. Ich działalność sprowadzała się głównie do werbowania członków, akcji rekwizycyjnych, wysyłania ostrzeżeń, gromadzenia broni, kolportowania ulotek, propagandy, wreszcie do wykonywania wyroków śmierci na przeciwnikach politycznych.- opowiada dr Zenon Kachnicz.- Jest to istotna różnica w odniesieniu do lat 1945-1947, gdy na polskich ziemiach wschodnich i centralnych prowadzona była często bezpośrednia walka, oddziały zbrojne stacjonowały w lasach.
A walka ta trwała długo. Ostatnim zabitym „żołnierzem wyklętym” był Józef Franczak, noszący pseudonim „Laluś”. Zginął w poniedziałkowe popołudnie 21 października 1963 roku w zasadzce w okolicy wioski Majdan Kozic Górnych.
Tomasz Wojciechowski