
W tym roku obchodzimy 100 rocznicę bitwy warszawskiej. O wojnie polsko- bolszewickiej i „cudzie nad Wisłą” w 1920 roku rozmawiamy z prof. dr hab. Romanem Drozdem z Instytutu Historii Akademii Pomorskiej w Słupsku.
– Józef Piłsudski planował zawarcie wojskowo-politycznego sojuszu z Ukrainą. Jak do niego doszło?
– Wybuch I wojny światowej dawał Polakom i Ukraińcom nadzieję na poprawę swojego bytu narodowego. Początkowo jedni i drudzy wysunęli postulat uzyskania autonomii narodowej i terytorialnej, lecz szybko został on zastąpiony dążeniem do zbudowania niepodległej Polski i Ukrainy. Ukraińcy proklamowali swój niepodległy byt 25 stycznia, a Polacy 11 listopada 1918 roku. Jednak ogłoszenie niepodległości nie oznacza jeszcze, że takie państwo przetrwa. Konieczne jest zbudowanie silnego aparatu administracyjnego, ze sprawnym rządem i parlamentem oraz silnej armii, której zadaniem jest z jednej strony walka o kształt terytorialny państwa, a z drugiej obrona suwerennego bytu państwowego. Istnieniu państwowości polskiej i ukraińskiej sprzeciwiała się Rosja i ta „biała” i ta „czerwona”.
–Czyli zwolennicy caratu i bolszewicy. Obie opcje przeciwne dążeniom niepodległościowym?
-Pierwsi stali na stanowisku „ jednej i niepodzielnej Rosji”, a drudzy dążyli do stworzenia światowego państwa komunistycznego. Nie było w nim miejsca dla niepodległej Polski i Ukrainy.
–Dlatego armia bolszewicka uderzyła i zaatakowała najpierw Ukraińską Republikę Ludową? Potem miała być Polska?
-Armia ukraińska dowodzona przez atamana Symona Petlurę, wycieńczona walkami z wojskami białej i czerwonej Rosji, nękana tyfusem i wewnętrznymi sporami, była zbyt słaba, aby przeciwstawić się agresorowi. Potrzebny był sojusznik. Po początkowym nieudanym aliansie z Niemcami i Austro-Węgrami, wybór padł na Polskę mimo, że ta pokonała Ukraińców w wojnie o Galicję Wschodnią. Ewentualny upadek URL oznaczał także zagrożenie dla Polski. Zdawał sobie z tego sprawę marszałek Józef Piłsudski, który był zwolennikiem odrzucenia od granic państwa polskiego Rosji. Było to możliwe przy istnieniu sojuszniczej Ukrainy oraz Białorusi i Litwy. Rozpoczęte w grudniu 1919 roku polsko-ukraińskie rozmowy obu stronom dawały nadzieję na realizację swoich celów. W kwietniu 1920 roku sojusz polsko-ukraiński , zwany także układem Piłsudski-Petlura został zawarty. Tym samym wojska polskie i ukraińskie rozpoczęły wojnę z Rosją Sowiecką. Szybko zajęły Kijów, w którym 9 maja urządzono wspólną defiladę. Ten sukces okazał się krótkotrwały.
–Armia bolszewicka została pobita, jednak nie była pokonana i wkrótce ruszyła do boju z naszą armią. Można to było przewidzieć?
-Wojska sowieckie nie zostały rozbite przed zajęciem Kijowa, jak zakładano, po prostu wycofały się za Dniepr. To umożliwiło im przegrupowanie i następnie przejście do kontrataku. Z kolei stworzenie stutysięcznej armii ukraińskiej było trudne ze względu na ograniczone już możliwości poboru rekruta. Słowem zabrakło czasu na umocnienie swoich pozycji. I Polacy i Ukraińcy zostali zmuszeni do odwrotu. Wojska sowieckie dowodzone przez Michaiła Tuchaczewskiego podeszły pod Warszawę, a wojska Siemiona Budionnego pod Lwów. Polskie kontruderzenie w połowie sierpnia znad Wieprzy zmusiło Tuchaczewskiego do odwrotu. Warszawa została uratowana. Jednak spod Lwowa zaczęła iść w kierunku stolicy armia Budionnego. Napotkała ona jednak na opór wojsk ukraińskich pod Zamościem, którego obroną dowodził pułkownik, a następnie awansowany do stopnia generała, Marko Bezruczko. Kilkakrotne próby zdobycia Zamościa nie powiodły się, a Polacy uzyskali czas, aby przygotować się do rozbicia wojsk Budionnego. Do bitwy doszło pod Komarowem. Sowieci zostali zmuszeni do odwrotu.
–A gdyby pułkownik Bezruczko nie zatrzymał sowietów?
-Ci wyszliby na tyły wojsk polskich walczących z Tuchaczewskim i jednocześnie zagroziliby Warszawie. Niepodległość Polski ponownie byłyby bardzo zagrożona.
–Mimo poświęcenia ukraińskich sprzymierzeńców, sojusz jednak nie przetrwał. Mogło być inaczej?
-Sojusz polsko-ukraiński mógłby się zakończyć sukcesem, gdyby Polska kontynuowała walkę z sowietami i zaangażowała większe siły, a takiej woli już nie było. Do tego musiałaby nastąpić większa determinacja samych Ukraińców w walce o swe państwo oraz wsparcie międzynarodowe. Tych czynników zabrakło.
– Piłsudski słusznie rozpoczął wojnę zajęciem Wilna?
– To nie Piłsudski rozpoczął wojnę z Rosją Sowiecką, ale Sowieci atakiem na polskie siły na Wileńszczyźnie na początku 1919 roku. Wyprawa na Wilno z kwietnia 1919 r. była odpowiedzią strony polskiej. Wojna trwała już wtedy na dobre, więc Piłsudski nie mógł jej zacząć czy sprowokować. Była to wojna o granice Polski na wschodzie.
– Dlaczego Rosja, mimo chaosu i trudności wewnątrz kraju chciała „eksportować” komunizm dalej? Co by się stało, gdyby wtedy zajęto Polskę?
– Wynikało to z ideologii komunistycznej. Celem był „eksport rewolucji„ na inne kraje i w konsekwencji zbudowanie państwa komunistycznego obejmującego swym zasięgiem na pewno Europę, a może i świat. Bolszewicy sytuacją ludzi, własnym społeczeństwem nie przejmowali się. Celem nadrzędnym był światowy komunizm, do którego dążono nie licząc się z życiem ludzi, w tym własnych obywateli. Gdyby nie ich klęska w wojnie z Polską Europa byłaby krajem rad, rządzonym przez komunistów, którzy zaczęliby wprowadzać w życie swoje eksperymenty społeczne i ekonomiczne. Mając na uwadze to co się stało w Związku Sowieckim, zakończyłyby się one ludobójstwem własnych obywateli.
– Jak ocenia Pan działania strony polskiej i bolszewickiej w tej wojnie?
– Dowództwa obu armii popełniły błędy w 1920 roku. Tak Piłsudskiemu jak i Tuchaczewskiemu zdarzyło się nie docenić przeciwnika. Z tym, że błędy Tuchaczewskiego były poważniejsze. Doprowadziły do dwóch ogromnych klęsk pod Warszawą i nad Niemnem. Częściowo za pierwszą klęskę ponoszą też odpowiedzialność Siemion Budionny, Aleksander Jegorow i Józef Stalin, którzy zamiast skierować wojska szybkim marszem na Warszawę postanowili najpierw zdobyć Lwów. To im się nie udało, a ostatecznie zostali pokonani pod Zamościem. Ale z drugiej strony Tuchaczewski widząc, że ma odsłonięte skrzydło mógł wycofać swe siły spod Warszawy i czekać na przybycie posiłków.
– Czy faktycznie zwyciężyliśmy w tej wojnie w kontekście traktatu ryskiego?
– Tak. Zwyciężyliśmy w tej wojnie. Rosja sowiecka została pokonana, a my obroniliśmy niepodległość. Polsko- sowiecki traktat podpisany w Rydze w 1921 roku definitywnie kończył wojnę oraz ustalił granicę miedzy obu państwami. Teraz Polacy mogli się skupić na umacnianiu swojego państwa. Niestety traktat ryski oznaczał klęskę koncepcji federacyjnej J. Piłsudskiego, czyli odrzucenia od Polski państwa rosyjskiego. Wymownym tego przykładem było wycofanie przez Polskę uznania państwowości ukraińskiej w postaci Ukraińskiej Republiki Ludowej. Porzucono swego sojusznika – Ukraińców. Zdawał sobie z tego sprawę J. Piłsudski, który na spotkaniu z internowanymi oficerami URL powiedział: „ Ja was przepraszam, panowie. Ja was bardzo przepraszam. Tak nie miało być”. Zawarcie traktatu ryskiego nie oznaczało zażegnania zagrożenia z boku Rosji. We wrześniu 1939 roku o tym się przekonaliśmy.
– A może żadnego „cudu nad Wisłą” nie było? Wygraliśmy dzięki złamaniu kodów i wywiadowi?
– Jeszcze przed wojną polsko-sowiecką wywiad polski donosił, że bolszewicy szykują się do natarcia na Polskę. Czyli wyprawa kijowska była w pewnym sensie wyprzedzeniem uderzenia sowietów. Pragnę stanowczo podkreślić, że praca wywiadu była jednym z elementów całej układanki jakim było pokonanie wroga. To nie tylko wywiad, ale dowódcy, żołnierze i całe społeczeństwo polskie wywalczyło to zwycięstwo. Nie cud sprawił, że Polacy odnieśli zwycięstwo, ale ich determinacja i poświęcenie, także własnego życia. Pojęcie cudu użyli przeciwnicy J. Piłsudskiego, którzy tym samym chcieli pomniejszyć zasługi Marszałka. Głoszono, że to nie jego zdolności, ale cud uratował Polskę przed katastrofą. Z czasem obrosło to mitami, swego rodzaju ideologią i powszechnie przyjęto określenie „cudu nad Wisłą”.
– Ponoć to generał Rozwadowski był mózgiem rozprawy z bolszewikami nad Wisłą, nie marszałek Piłsudski?
– W dużej mierze to mit. Gen. Tadeusz Rozwadowski był Szefem Sztabu Generalnego, mógł proponować Naczelnemu Wodzowi projekty działań, ale to Piłsudski podejmował ostateczną decyzję, a także modyfikował te plany. To Marszałek jest autorem uderzenia znad Wieprza, co po bitwie przyznał sam gen. Rozwadowski. Udział gen. Rozwadowskiego polegał głównie na przygotowaniu „technicznym” operacji. Nie był jednak jej autorem, a niektóre jego plany zakładały nawet osłabienie sił mających uderzyć na lewą flankę wojsk Tuchaczewskiego. Bezspornie gen Rozwadowski przyczynił się do zwycięstwa pod Warszawą, jak i wielu innych dowódców, ale pierwszeństwo należy się J. Piłsudskiemu.
– Potem nastąpił tragiczny finał- czyli 17 września 1939, potem Katyń w którym zginęli oficerowie biorący udział w wojnie 1920r. Nastał okres stalinizmu, komunizm. Czy więc było to pyrrusowe zwycięstwo?
– Moim zdaniem to nie było zwycięstwo pyrrusowe. Było to realne zwycięstwo, które uratowało niepodległą Polskę, jak i, nie zapominajmy o tym, Europę. Gdyby państwo polskie wtedy upadło Polacy znaleźliby się w składzie Rosji Sowieckiej. Być może nie byłoby drugiej wojny światowej, ale i nie byłoby Polski. Musielibyśmy czekać do momentu rozpadu tego europejskiego państwa komunistycznego. Moim zdaniem błędem było nie wywiązanie się z zobowiązań sojuszniczych wobec Ukraińców. Istnienie państwa ukraińskiego skutecznie hamowałoby agresywne działania sowieckie wobec Polski i być może nie doszłoby do ataku Niemiec i Związku Sowieckiego na Polskę we wrześniu 1939 r. W pewnym sensie bitwa warszawska była pyrrusowym zwycięstwem dla Ukraińców. Jako sojusznicy Polski bitwę i wojnę wygrali, ale utracili swoje państwo. Mówi się, że „historia jest nauczycielką życia”, wyciągnijmy więc właściwe wnioski i budujmy relacje polsko-ukraińskie na tym co nas łączy, a nie dzieli. Będzie to korzystne dla obu narodów i obu państw.
Rozmawiał: Tomasz Wojciechowski
Wywiad ukazał się także w tygodniku koszalińskim „Miasto”.